Współczesne smartfony to sprzęt drogi i delikatny. Nie dziwne, że konsumenci chcą swoją własność dodatkowo zabezpieczyć, ale sprawy nie zawsze są tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać.
W czasach, gdy większość smartfonów to niejako jednorazówki, często niemożliwe do samodzielnej naprawy, zakup ubezpieczenia może wydawać się strzałem w dziesiątkę. Sprzedawcy, czy to markety elektroniczne czy telekomy, kuszą często, że w zamian za kilkanaście złotych składki miesięcznie można zyskać wewnętrzny spokój i wręcz rzucać urządzeniem, gdyż wszystkie uszkodzenia zostaną naprawione. Tradycyjnie jednak reklama dźwigną handlu i dobrze, by się o tę dźwignię nie wywalić.
Przyznam, że do napisania niniejszego tekstu skłonił mnie reportaż Pani Moniki Madej z bloga „Subiektywnie o Finansach”. Autorka opisuje perypetie jednej ze swych czytelniczek, związane z usługą świadczoną przez firmę Digital Care. I jest to niestety doskonały przykład sytuacji, w której konsument nabywa usługę dla siebie niezrozumiałą. Ale czy to wina samego konsumenta czy raczej komunikacji marketingowej, to już inna sprawa.
Streszczając, pechowej bohaterce rzeczonego artykułu z nie do końca wyjaśnionej przyczyny zepsuł się Samsung Galaxy A52. Usługodawca jednak miał odmówić naprawy, gdyż ocenił ją jako nieopłacalną. Mimo to wycenił hipotetyczny koszt serwisu na 563,30 zł i taką kwotę zaoferował klientce w formie bonu na zakup nowego telefonu w swoim sklepiku. Absurd? Nie. Takie warunki umowy.
W istocie rzeczy dostępne na rynku ubezpieczenia smartfonów można podzielić na dwie kategorie i tylko jedna z nich oznacza ubezpieczenie per se, definiowane odpowiednią ustawą o działalności ubezpieczeniowej i reasekuracyjnej. Druga, spopularyzowana chociażby za sprawą Digital Care, to bardziej abonament na usługi serwisowe, który w myśl obowiązujących przepisów jest zwykłą umową cywilnoprawną. I rzecz jasna, wybór pociąga za sobą określone konsekwencje.
Wykupując pełnoprawną polisę, co rutynowo oferuje na przykład towarzystwo Warta, musimy liczyć się ze składką proporcjonalną do wartości smartfonu. Tyle że w takim wypadku brak możliwości naprawy przekłada się na szkodę całkowitą i konieczność wydania nowego telefonu o parametrach nie gorszych niż ten uszkodzony, lub wypłatę ekwiwalentu. W przypadku kodeksu cywilnego przepisy są zaś zdecydowanie bardziej elastyczne i na dobrą sprawę usługodawca może sprzedać co zechce.
Ubezpieczenie wprawdzie też może i często ma narzucony limit sumy na jedno zdarzenie, ale jest to rzecz, o której towarzystwo musi jasno informować. Zresztą, tak samo musi informować o ewentualnym udziale własnym przy naprawie czy konkretnych podzespołach objętych polisą, gdyż ta może dotyczyć chociażby samego wyświetlacza.
Digital Care nie sprzedaje ubezpieczeń, a przynajmniej nie w każdym przypadku. Sprzedaje obietnicę wykonania naprawy do kwoty narzuconej w umowie, tu konkretnie 1200 zł, wyraźnie przy tym zastrzegając, co stanie się wobec niemożliwości usunięcia usterek. A wtedy firma inkasuje 69 zł z limitu za ekspertyzę i ma przedstawić propozycję wydania urządzenia fabrycznie nowego, tyle że jego cenę również ogranicza przysługującym klientowi limitem.
Co jednak najistotniejsze dla konsumenta, wygląda na to, że ostateczna decyzja o wysokości przyznanej kwoty ma charakter uznaniowy. Tym samym brak możliwości reanimacji sprzętu nie jest równoznaczny z otrzymaniem bonu na cały pozostający budżet. Przypomnijmy, czytelniczce Pani Moniki postanowiono zrekompensować tylko 563,30 zł. Tyle, ile w myśl przeprowadzonej ekspertyzy kosztowałaby naprawa. Gdyby udało się ją wykonać.
W przypadku gdy wykonanie naprawy Uszkodzenia jest niemożliwe z przyczyn technicznych lub trwale nie będą dostępne konieczne do naprawy części - Partner przedstawi Klientowi lub Użytkownikowi propozycję wydania Urządzenia Nowego. W przypadku akceptacji propozycji przez Klienta lub Użytkownika aktualny Limit zostaje pomniejszony kolejno o koszt Ekspertyzy (69 zł brutto) i koszt Urządzenia Nowego. Jeżeli aktualny Limit jest niewystarczający na pokrycie kosztu Ekspertyzy i kosztu Urządzenia Nowego Klient lub Użytkownik pokrywa różnicę pomiędzy ceną zakupu Urządzenia Nowego a aktualnym Limitem pomniejszonym o koszt Ekspertyzy i dokonuje płatności na rzecz Partnera w sposób z nim uzgodniony.
– czytamy w regulaminie dostępnym na stronie Play.
Poza tym, nie oszukujmy się, niewiele współczesnych smartfonów można kupić nawet za 1200 zł. Ba, lwiej części nawet się za taką kwotę nie naprawi, gdyż na przykład koszt wymiany wyświetlacza iPhone'a 14 w autoryzowanym serwisie Apple to 1789 zł. Tymczasem Digital Care w wielu miejscach zaznacza, że korzysta tylko z oficjalnej dystrybucji i autoryzowanych podwykonawców. Zatem, zazwyczaj przedstawiane wyceny z natury są relatywnie wysokie.
Zwróćcie uwagę, że w efekcie powstaje model biznesowy niemal pozbawiony ryzyka, co, jak na podmiot zajmujący się według PKD przede wszystkim działalnością brokerów i agentów ubezpieczeniowych, jest doprawdy zręczną gimnastyką. Jak się okazuje, można pobierać składki, po czym oświadczyć, że naprawa jest niewykonalna, by w akcie łaski przyznać bon. Do własnego sklepu, w dodatku na dowolną kwotę.
Pojedźmy po bandzie i załóżmy, że marża zeruje limit klienta. Albo niczym w przypadku opisywanym przez Panią Monikę, rzućmy w ramach bonu tylko jakiś ochłap. W myśl regulaminu obydwie te opcje są możliwe. Na tej zasadzie „ubezpieczę” telefon każdemu. Teraz. Od ręki.
No, ale koń jaki jest, każdy widzi – ktoś powie. A klient, skoro daje sobie wcisnąć ciemnotę, płaci frycowe. Albo jest totalnym naiwniakiem, wszak przy składce rzędu 10-15 zł na miesiąc ciężko spodziewać się gruntownej ochrony topowych urządzeń. I niby zgoda. Problem mam z tym, że chaos informacyjny wprowadzają też wiodący operatorzy.
Usługi Digital Care znajdziemy w ofercie wszystkich spośród czołowej czwórki. Zgodnie oferują je Plus, Play, Orange oraz T-Mobile, ale – tu ciekawostka – magentowi sprzedają mimo wszystko ubezpieczenie. Jak wynika z dokumentacji, zapewniają m.in. ustawowo narzucony dokument OWU i realizację świadczenia w formie wypłaty środków pieniężnych. Pozostali natomiast konsekwentnie operują na generycznych umowach cywilnych, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Syn miał rozbity wyświetlacz w telefonie. Według Digital Care było 12 elementów do wymiany i wycena wyszła na 650 zł. Telefon naprawiliśmy we własnym zakresie. Wymiana wyświetlacza kosztowała 350 zł. A ubezpieczenie wciąż muszę płacić do końca umowy, chociaż nic z tego nie mam
– pisze internautka w jednym z komentarzy.
Z komentarzy dostępnych w sieci można wnioskować, że większość osób staje się subskrybentami usług serwisowych Digital Care właśnie za sprawą telekomów, a zawyżone wyceny to niezwykle powszechny zarzut. Zasugeruję rozwiązanie: drogie telekomy, dorzucajcie do umowy załącznik z cennikiem autoryzowanego serwisu dla danego modelu. Podejrzewam jednak, że wówczas liczba chętnych na wykupienie usługi mogłaby drastycznie spaść. A ty, drogi kliencie, patrz uważnie co podpisujesz.
Źródło zdjęć: K. Grinvalds / Shutterstock
Źródło tekstu: SoF, oprac. własne