Jeden z naszych Czytelników dokonał inspekcji na stronie Mój Orange. Trafił na pot i łzy pracownika, a może i na wołanie o pomoc...
Działająca usługa webowa to ogrom pracy, a to, co widzi użytkownik na froncie to jedynie wierzchołek góry lodowej. Gdzieś tam w tle, często pod osłoną nocy, pracują całe tabuny programistów sprawiające, by po stronie użytkownika wszystko wyglądało prosto, zrozumiale, no i działało.
Rozbudowane oferty operatorów to już ogromna mozaika zależności. Tu coś działa, tam jest wyjątek, w innym miejscu działa, ale trochę inaczej. Łatwo sobie wyobrazić frustrację działu IT, gdy na ostatnią chwilę dostaje jakieś kluczowe poprawki. I w sumie nawet nie trzeba sobie tego wyobrażać w przypadku Orange i oferty na kartę.
Zobacz: Żabka i Orange Flex dają internet za darmo
Zobacz: Orange Free na kartę w maju podwaja gigabajty
Po zalogowaniu się do webowej wersji Mój Orange dla numeru oferty na kartę, a następnie włączeniu inspekcji strony w zakładce Pakiety i usługi (lub Plan taryfowy i karta SIM) fraza „z...o“ pojawia się w komentarzach 4-10 razy, zależnie od miejsca.
Trudno powiedzieć, czy to wspomniane w nagłówku pot i łzy pracownika IT albo wręcz wołanie o pomoc, bez wątpienia natomiast jest to rażący nieprofesjonalizm. Takich rzeczy, dostępnych dla każdego użytkownika internetu, nie powinno się zostawiać w kodzie strony.
O tym i innych problemach z Mój Orange poczytacie na naszym forum.
Źródło zdjęć: Telepolis.pl
Źródło tekstu: własne