DAJ CYNK

Król bijatyk powrócił! Tekken 8 - recenzja

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Gry

 


Tekken 8 to najnowsza odsłona kultowej serii bijatyk. Czy okładanie się po twarzach nadal sprawia tyle frajdy? Sprawdzamy!

Z serią Tekken po raz pierwszy styczność miałem jakoś na początku podstawówki. PlayStation 2 do sklepów trafiło raptem kilka tygodni temu, a my z kolegami z podwórka okładaliśmy się w Tekken 3 bez opamiętania. Każdy chciał grać Eddym Gordo i wszyscy jak jeden mąż nie znosili Gona, który był tak niski, że większość ciosów mijała go nad głową. Kilka lat później masę godzin spędziłem przy duecie Tekken 5 i Tekken: Dark Resurrection, by wreszcie wrócić do serii już na PlayStation 4 wraz z Tekkenem 7.

Tekken 8 – recenzja

Mówiąc krótko, seria Tekken towarzyszy mi już od ponad 20 lat i wcale nie jestem tu jakimś wyjątkiem. Podobne historie mogłyby opowiedzieć setki tysięcy, jeśli nie miliony graczy na całym świecie, a saga o klanie Mishimów to bez dwóch zdań jedna z najbardziej wpływowych serii bijatyk na świecie. Nie, wiecie co? Nie „bijatyk”. Jedna z najbardziej wpływowych serii gier. Kropka.

Mimo to na pojawienie się nowej odsłony cyklu na konsolach obecnej generacji trzeba było trochę poczekać. Na całe szczęście w tym roku Tekken 8 w końcu trafił w ręce graczy. Czy godnie kontynuuje tradycje poprzedników? Miałem okazję przekonać się na własnej skórze, testując grę w wersji na PlayStation 5.

O co to całe zamieszanie?

Wiadomo, że w bijatykach najważniejsza jest mechanika, jednak zanim do tego dojdziemy, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, co my tutaj właściwie robimy? To znaczy, poza okładaniem się po mordach, bo to oczywiste. Bardziej chodzi mi o to, dlaczego okładamy się po mordach tym razem.

Tekken 8 – recenzja


I tu niektórych może zaskoczę, bo seria Tekken ma fabułę, która stara się na to pytanie odpowiedzieć. W przypadku Tekkena 8 poznamy ją przede wszystkim w ramach trybu kampanii zatytułowanego „Przebudzenie mroku”. Towarzyszymy w niej Jinowi Kazamie, który po wywołaniu w Tekkenie 6 III wojny światowej (nie pytajcie) musi odpokutować swoje grzechy i ocalić świat, zabijając swojego ojca, Kazuyę Mishimę. Problem w tym, że nasz młody heros utracił swoje diabelskie moce (nie pytajcie), bez których nie ma szans na pokonanie starego. Oprócz tego gdzieś w tle toczy się kolejny turniej o tytuł Króla Żelaznej Pięści, który ma zadecydować o nowej sytuacji geopolitycznej świata (mówiłem, nie pytajcie).

Cała historia opowiedziana jest trochę na modłę Mortal Kombat, tj. za pomocą wstawek CGI przerywanych walkami oraz sporadyczną sekwencją QTE. O ile jednak historia w najnowszych Mortalach trzyma jakiś poziom, o tyle ta w Tekkenie 8 to stek bzdur, absurdów i koszmarnych dialogów. Szkoda, bo co by nie mówić, kampania potrafi nieźle wciągnąć w tutejszy klimat. Trafimy również w jej trakcie na kilka fajnych pomysłów, w tym m.in. sekcję turniejową, gdzie to my decydujemy, którzy zawodnicy pojawią się na poszczególnych szczebelkach, oraz sekcje, gdzie gra zmienia się w chodzoną bijatykę na wzór trybu Tekken Force ze starszych odsłon.

Tekken 8 – recenzja

Oprócz Przebudzenia mroku znajdziemy tu jeszcze dwa tryby fabularne. Jednym z nich są epizody postaci, które swoją strukturą przypominają tryb Arcade ze starszych odsłon. Wybieramy jednego w nich jednego z bohaterów, wygrywamy pięć walk, a w nagrodę dostajemy krótką, często humorystyczną cutscenkę. Przyznam szczerze, bawiłem się tutaj znacznie lepiej niż w przypadku kampanii – prawdopodobnie głównie dlatego, że historyjki opowiadane w ramach epizodów były zwięzłe i opowiedziane z dużą dozą humoru oraz autoironii.

Tekken 8 – recenzja

Wreszcie trzecim trybem jest Wycieczka po salonach automatów. To w gruncie rzeczy rozbudowany tutorial, w którym kierujemy przygotowanym przez nas awatarem i uczymy się podstaw rozgrywki – począwszy od całkowitych podstaw, aż po bardziej skomplikowane mechaniki zarezerwowane dla nowej odsłony, takie jak np. Heat Dash. Muszę przyznać, jest to całkiem fajny dodatek, szczególnie dla początkujących graczy. Tym bardziej, że twórcy próbują w ramach narracji rozprawić się nieco z mitem, że przy Tekkenie dobrze mogą bawić się wyłącznie wymiatacze, którzy pół swojego życia trenowali juggle i Korean Backdashe, a teraz dominują w trybie online. Nic z tych rzeczy – tutaj każdy może grać jak chce i mieć z tego frajdę, a mnie cieszy, że twórcy sami o tym przypominają.

Tryby rozgrywki, czyli jest co robić

Ale oczywiście na trybach fabularnych gra się bynajmniej nie kończy. Nawet jeśli nie chcemy bawić się w multi, zawsze możemy zajrzeć do trybu arcade, spersonalizować wygląd zawodników albo pograć w piłkę. Tak, w piłkę… tylko taką bardziej kontaktową. W trybie Tekken Ball gramy w wariację na temat siatkówki plażowej, gdzie przerzucamy się nawzajem z przeciwnikiem dmuchaną piłką. Każde trafienie odejmuje rywalowi trochę życia, a wygrywa ten, kto zostanie ostatni na placu boju.

Tekken 8 – recenzja


Moim ulubionym trybem dla jednego gracza są natomiast Super walki duchów. Pomijając głupią nazwę, sam tryb to prawdziwe złoto i wariacja na temat pomysłu, który w serii Tekken funkcjonuje w jakiejś formie od czasu piątki. W dużym skrócie, podczas rozgrywki gra uczy się naszego stylu i na tej podstawie tworzy dla danej postaci spersonalizowanego bota, który – w teorii – ma walczyć dokładnie tak jak my. Możemy się z nim zmierzyć, a możemy pobrać duchy innych graczy i to im rzucić wyzwanie. Nie działa to może perfekcyjnie, bo i żadna prosta imitacja nie zareaguje na niespodziewaną sytuację tak jak człowiek i nie dostosuje w locie taktyki, ale fajnie widzieć u komputerowego przeciwnika elementy własnego stylu. No i bez dwóch zdań dodaje to walkom różnorodności, której trybom dla jednego gracza w bijatykach często brakuje.

Granie po sieci na medal

Jeśli chodzi o rozgrywki online, lista trybów jest nieco krótsza, ale znajdziemy na niej wszystkie najważniejsze pozycje. Jest wirtualne lobby stylizowane na salon gier (ewidentna inspiracja grami Arc System Works i zeszłorocznym Street Fighter 6), walki rankingowe oraz szybką walkę z dowolnym przeciwnikiem. Jest także tryb turniejowy, którego w toku testów nie miałem okazji sprawdzić, ale działa tak jak w Tekkenie 7, to stanowi fajne urozmaicenie dla standardowych „rankedów”.

Tekken 8 – recenzja

Ale nawet milion trybów online nie będzie nic wartych, jeśli stoi za nimi kiepski netcode. Tutaj mam dobrą wiadomość – ba, nawet bardzo dobrą! Tekken 8 wykorzystuje netcode na bazie technologii rollback. To oznacza, że opóźnienia w trakcie rozgrywki są praktycznie nieodczuwalne, a gra mimo to całkiem skutecznie radzi sobie z zagwarantowaniem, że obydwaj rywale widzą z grubsza to samo. Z mojego krótkiego doświadczenia podczas testów wynika, że działa to całkiem nieźle. Na kilkanaście walk online tylko w jednej pojawiły się problemy z połączeniem, przy czym nawet wtedy glitche nie były na tyle uciążliwe, by zaważyć na wyniku walki (mój tyłek został skopany w pełni uczciwie). Wszystkie pozostałe partie przebiegły płynnie i nawet podczas starcia z przeciwnikiem z USA czułem się tak, jakbyśmy siedzieli razem przy jednej konsoli.

Więcej agresji!

Skoro już zahaczyłem o kwestie mechaniczne, to czas wreszcie napisać, jak wyglądają same walki. I tutaj dobra wiadomość, bo w gruncie rzeczy wiele się nie zmieniło. U swoich fundamentów to w dalszym ciągu Tekken, więc osoby, które mają ograne poprzednie odsłony serii, poczują się jak w domu. Zaszło tu jednak kilka istotnych zmian, które mają faworyzować agresywną rozgrywkę w miejsce biernego chowania się za blokiem.

Tekken 8 – recenzja

Przykładowo, kiedy oberwiemy od przeciwnika, nadal możemy odzyskać część utraconych punktów życia. Wystarczy, że wykonamy kontratak i sami trafimy rywala bez otrzymywania kolejnych obrażeń. Sporo miesza także zupełnie nowy tryb Heat, który możemy aktywować raz na rundę (najłatwiej za pomocą przycisku R1). Po jego odpaleniu nasze ataki zadają obrażenia mimo bloku, część technik zyskuje dodatkowe efekty, a my możemy wyprowadzić specjalny cios Heat Smash, zadający olbrzymie obrażenia przy trafieniu. Oczywiście obok tego nadal funkcjonuje tryb Rage, choć w mocno okrojonej względem Tekkena 7 formie.

Tekken 8 – recenzja


O zmianach mechanicznych dla poszczególnych bohaterów nie będę się rozpisywał, bo są od tego osoby znacznie bardziej kompetentne. Jeśli natomiast chodzi o sam dobór grywalnych bohaterów, fani serii powinni być zadowoleni. Mamy do dyspozycji 32 postacie. Wszystkie dostępne są od samego początku i nie ma tu żadnych gościnnych występów, od których roiło się w poprzedniej odsłonie. Zamiast tego czeka na nas całkiem sensowny wybór powracających postaci, takich jak Jin, King czy Yoshimitsu, a także kilku nowych bohaterów. Z tego grona najbardziej przypadła mi do gustu Reina, której styl walki stanowi ciekawą interpretację na temat dobrze znanego fanom serii stylu walki Mishima.

Tekken 8 – recenzja

Warto wspomnieć, że na wspomnianych 32 bohaterach lista bynajmniej się nie kończy i już dziś wiadomo, że na graczy czeka cała seria DLC. Podobno pierwszą postacią, która dołączy do ekipy już na wiosnę, będzie Eddy Gordo.

Uczta dla zmysłów? Prawie

Co mi się w kontekście postaci nie podoba, to wyłącznie ich design. Nowe kostiumy bohaterów zostały zaprojektowane w myśl zasady „WINCYJ”: WINCYJ UBRAŃ, WINCYJ AKCESORIÓW, WINCYJ DETALI! Nie ma chyba postaci, która w swojej nowej odsłonie nie byłaby mniej lub bardziej przekombinowana. Jeśli miałbym wskazać, u kogo wyszło to najgorzej, wskazałbym chyba na Larsa, który wygląda jak Joey po założeniu na siebie całej szafy Chandlera. Tyle tylko, że nie jest to niestety jakiś niechlubny wyjątek, a trend, którego można się doszukać u każdego jednego zawodnika.

Tekken 8 – recenzja

Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że takie efekciarstwo zawsze stanowiło istotny element tekkenowej estetyki i trudno się z tym nie zgodzić. Są jednak obszary, gdzie wygląda ono zdecydowanie lepiej. Ot, choćby w przypadku aren, na których naprawdę dzieje się DUŻO. Niezależnie od tego, czy walczymy na zamkniętym rynku, oświetlonym blaskiem reflektorów, czy w ustronnej shintoistycznej świątyni, wszędzie czeka na nas masa detali i intrygująca gra świateł. Najlepiej moim zdaniem prezentują się areny z interaktywnymi elementami, np. ścianami, które możemy rozbić albo balkonami, przez które możemy rywala przerzucić. Coś takiego nie tylko otwiera ciekawe opcje gameplayowe, ale przede wszystkim wygląda asbolutnie spektakularnie.

No i trzeba pochwalić animacje, bo mimo całego tego przepychu, baroku i bizancjum, akcja przez cały czas pozostaje czytelna i doskonale wiadomo, co się akurat dzieje. I to akurat niesamowity atut Tekkena 8, bo w przypadku gry tego typu bardzo łatwo wpaść w pułapkę, gdzie z powodu efekciarstwa trudno postacie giną w feerii rozbłysków, efektów cząsteczkowych i innych ozdobników.

Tekken 8 – recenzja


Oczywiście dałoby się też na oprawę Tekkena w kilku obszarach pomarudzić. Przede wszystkim na PlayStation 5 ewidentnie widać, że nie mamy do czynienia z natywnym 4K, a zastosowana metoda upscalingu generuje widoczne gołym okiem artefakty, szczególnie przy włosach postaci. Trzeba natomiast na obronę gry oddać, że trzyma stabilne 60 FPS, co w przypadku tego typu tytułu jest dużo bardziej istotne. Jedyne pojedyncze „chrupnięcia” dało się dostrzec podczas wstawek filmowych w trybie fabularnym, ale na to akurat można przymknąć oko.

Tekken 8 – recenzja

Do tego jeszcze przed premierą zarzucano nowemu Tekkenowi, że o ile męscy bohaterowie prezentowani są szczegółowo, z masą detali i bogatym zakresem ekspresji, o tyle żeńskie postacie wyglądają jak plastikowe lalki. No i trzeba uczciwie przyznać, że zarzuty te nie są bezpodstawne. Skóra zawodniczek jest gładka niczym jedwab i tym razem nie mówię tego jako komplement. Gdyby zrobić zbliżenie na samą twarz, podejrzewam, że trudno byłoby rozróżnić modele z ósmej odsłony od tych z czasów PlayStation 3, a w niektórych przypadkach pewnie nawet z czasów PlayStation 2.

Tekken 8 – recenzja

OK, to wiadomo już, że Tekken 8 potrafi być ucztą dla oczu. A dla uszu? Tutaj mam mieszane uczucia. O ile od strony „funkcjonalnej” oprawa dźwiękowa nie budzi żadnych zastrzeżeń i spełnia swoją rolę, o tyle utwory przygrywające nam w trakcie walki są strasznie nijakie. W dalszym ciągu mamy do czynienia z dynamiczną elektroniką, podobnie jak w poprzednich odsłonach, jednak muzyka ginie gdzieś na drugim planie i nie robi nic, żeby przyciągnąć uwagę gracza. Czy to wada? Można się spierać, natomiast preferuję, kiedy ścieżka dźwiękowa robi cokolwiek, za co mogę ją zapamiętać. Natomiast niewątpliwym plusem jest to, że w każdej chwili możemy podmienić nowy soundtrack na ścieżkę dźwiękową którejś z poprzednich odsłon albo samemu poskładać playlistę swoich ulubionych utworów z różnych odsłon sagi.

Podsumowanie

Tekken 8 jest dokładnie tym, czego można było oczekiwać od nowej części kultowej serii. Dopracowany gameplay z kilkoma ciekawymi twistami względem poprzednika, świetny tryb online i szeroki wybór interesujących postaci powinny wystarczyć, by przyciągnąć każdego fana bijatyk. A jeśli klepania się po mordach nie lubicie lub macie do niego neutralny stosunek, nowa odsłona turnieju o tytuł Króla Żelaznej Pięści może się okazać doskonałą furtką, żeby ten stan rzeczy zmienić.

Tekken 8 – recenzja


Nie jest to może najlepsza bijatyka ostatnich lat, ale i konkurencja w tym gatunku zrobiła się w pewnym momencie niesamowicie zacięta. Trzeba natomiast przyznać, że zespół z Bandai Namco wie co robi i zaserwował nam tytuł, który godnie kontynuuje tradycje swoich kultowych poprzedników.

 

Ocena końcowa: 8/10

Plusy:

  • Dopracowany gameplay
  • Duży wybór trybów rozgrywki
  • Dobrze działający tryb online
  • Szeroki wybór dostępnych postaci
  • Areny i oprawa graficzna potrafią wyglądać szalenie efektownie
  • Sporo opcji personalizacji
  • Przyjazny początkującym graczom

Minusy:

  • Fabuła urąga ludzkiej inteligencji
  • Przekombinowany design postaci
  • Miejscami niska rozdzielczość wersji na PS5
  • Nudna ścieżka dźwiękowa

 

Grę do recenzji dostarczyła firma Cenega.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne