Do testu Sony Ericssona Xperia X10 przymierzałem się kilkukrotnie. Pierwsze podejścia nie rokowały zbyt dobrze. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że Sony Ericsson zmarnował kawał dobrego sprzętu starym, mocno ociężałym oprogramowaniem. Było mi wręcz żal użytkowników telefonu, którzy przez rok katowani byli Androidem w wersji 1.6 Donut, podczas gdy w tym czasie konkurencja szumnie przechodziła przez wersje 2.1 Eclair i 2.2 Froyo do 2.3 Gingerbread obecnie. Wreszcie w listopadzie 2010 roku (rok po premierze) Xperia X10 dostała Androida 2.1 Eclair i zastrzyk nowych możliwości multimedialnych. System w dalszym ciągu jest o 2 wersje za konkurencją, ale z telefonu da się wreszcie w miarę normalnie korzystać.
Obudowa
Telefon ma wymiary 119 x 63 x 13 mm i masę 135 gramów, co czyni go dużym, ale stosunkowo lekkim jak na te gabaryty. Taki, a nie inny rozmiar telefonu podyktowany został przez 4-calowy ekran o rozdzielczości 480 x 854 pikseli, z pojemnościowym panelem dotykowym. Ekran w chwili premiery był jednym z lepszych na rynku, szybko jednak okazało się, że jego kolory są blade, a czytelność w słońcu nie taka znowu duża na tle Samsunga Galaxy S czy iPhone’a 4, które szybko zepchały Xperię na drugi plan. Łatka dodająca do menu funkcję multitouch w przeglądarce internetowej trafiła do X10-tki dopiero w I kwartale 2011 roku, wcześniej mimo pojemnościowego panelu dotykowego funkcji tej nie było. Nie inaczej sprawa wyglądała w kwestii palety kolorów, również początkowo ograniczonej. W Androidzie 1.6 wynosiła 65 tys. i dopiero od listopada 2010 roku Xperia pokazuje pełne 16 mln kolorów. Przedni panel pokrywa twarde tworzywo - sądząc po ilości zgromadzonych rys, Gorilla Glass to to nie jest, a obietnice o powłoce odpornej na zarysowania skończyły się na samych obietnicach.
Obudowa w całości została wykonana z błyszczącego plastiku. O ile białe lub czarne elementy (zależności od wersji kolorystycznej telefonu) to tworzywo wysokiej jakości (skrzypi dopiero mocno maltretowane), o tyle już srebrzone przyciski i ramka wokół obudowy to coś czego nie lubię. Testowy egzemplarz telefonu trafił do mnie po upadku na jakąś porowatą powierzchnię. Zderzenie z podłożem pozostawiło w srebrnej ramce otwory z przebijającym na czarno plastikiem. Już lepiej byłoby pozostawić jednolitą kolorystykę i darować sobie te jarmarczne srebrzenia.
Ponad ekranem znalazły miejsce czujnik jasności otoczenia, czujnik zbliżania i dioda sygnalizująca ominięte zdarzenia czy niski poziom energii. Kamery do wideorozmowy zabrakło. Początkowo także i czujnik zbliżania nie działał prawidłowo i podczas rozmowy telefon uparcie świecił nam w twarz. Po ostatnich poprawkach funkcja działa już prawidłowo.
Pod ekranem umieszczone są trzy przyciski sprzętowe: menu kontekstowego, Home i wróć. Są dobrze wyczuwalne, a światełko wydobywające się ze szczelin je oddzielających daje poczucie pewności podczas pracy w kompletnych ciemnościach. Na lewym boku znalazła się szczelina głośnika (wreszcie nie jest zasłonięta gdy telefon sobie leży) oraz szczelina mikrofonu. Prawy bok zawiera przyciski regulacji głośności / zoomu cyfrowego oraz dwustopniowy spust aparatu fotograficznego.