Za każdym razem, gdy wchodzę do urzędu pocztowego, czuję się, jakbym się cofnął do PRL-u. Choć staram się unikać usług Poczty Polskiej, czasem muszę z nich skorzystać. A to nie zawsze przebiega sprawnie i bezboleśnie.
Idąc na pocztę mogę być pewien jednego – z wysokim prawdopodobieństwem stracę tam co najmniej pół godziny na stanie w kolejce, a potem czekając, aż pani w okienku (czasem pan, ale bardzo rzadko) przybije wszystkie pieczątki i zbierze wszystkie podpisy. Czekając w ogonku na swoją kolej, mogę podziwiać „szwarc, mydło i powidło”, które czyha na mnie z każdej strony. Ot na jednej półce można znaleźć prasę, na inne zabawki czy gry, w tym takie tytuły, jak „Rolnik szuka żony”. Są też książki kucharskie z poradami siostry Anastazji i mnóstwo literatury pseudoreligijnej.
Czasem się zastanawiam, kiedy nastąpi taki moment, że punkty Poczty Polskiej zostaną objęte zakazem handlu w niedzielę z powodu tego, że większość ich obrotów będzie pochodziła z usług nie związanych z działalnością pocztową. Póki co jednak Poczta Polska to jedyna duża sieć handlowa w Polsce, która może otwierać swoje „kramy ze wszystkim i niczym” również w niedziele i z tego nie korzysta. W 400-tysiecznym Szczecinie w niedzielę czynny jest jeden punkt Poczty Polskiej. Jeden! Wiele miast w naszym kraju nie ma nawet takiego „szczęścia”.
Najwyraźniej Poczta Polska nie widzi potrzeby, by w niedzielę otwierać swoje podwoje. A ten jedyny punkt, zlokalizowany niedaleko dworca PKP Szczecin Główny, jest według włodarzy tej spółki wystarczający. A że swoje w kolejce na poczcie trzeba odstać, to jest przecież „oczywista oczywistość”. Ja wolę go unikać, co na ogół się udaje.
Na koniec tego przydługiego wstępu podzielę się jeszcze z Tobą, drogi Czytelniku, krótką historią z pocztową strefą 24. W mieście Słupsk był sobie urząd pocztowy, który czynny był 24 godziny na dobę. I tak to trwało do momentu, gdy ktoś u władz spółki zdecydował, że trzymanie całego urzędu czynnego przez całą dobę nie ma sensu i wymyślono strefę 24. To wydzielony fragment punktu Poczty Polskiej, z którego wciąż można było skorzystać 24 godziny na dobę. Też do czasu, aż zdecydowano, że strefa 24 będzie czynna w godzinach 8:00 do 18:00, czyli w godzinach pracy całego urzędu. Z tymi godzinami mogłem popełnić błąd (być może były inne), ale sens jest taki sam – strefa 24 nie jest czynna 24 godziny na dobę. Co więc oznacza to 24? W zasadzie zupełnie nic.
Podobnie absurdalna jest sytuacja z Envelo. Kojarzycie taką usługę? Ja nawet z niej korzystam, jak muszę coś wysłać za pośrednictwem Poczty Polskiej. W skrócie i uproszczeniu – kupujemy znaczek na list przez Internet, drukujemy w domowym zaciszu i przyklejamy na kopertę. Jeśli to znaczek na zwykły list, to wystarczy wrzucić go do skrzynki na listy, które znajdziemy przy każdym punkcie Poczty Polskiej (a przynajmniej wierzę, że tak jest, bo nie sprawdzałem). A co, jeśli to list polecony? Wtedy trzeba iść do okienka i tam go zostawić, znowu stając w kolejce i słuchając charakterystycznego dźwięku przybijania pieczątek. Poczta Polska kocha pieczątki.
Usługa Envelo z założenia miała ułatwić i przyspieszyć korzystanie z usług Poczty Polskiej. Pomocą miały służyć specjalne okienka na poczcie z priorytetową obsługą użytkowników tego systemu. A czy ktoś takie wydzielone okienko Envelo na jakiejkolwiek poczcie widział? Ja jeszcze nigdy.
Czas przejść od ogółów do szczegółów. Celem mojego felietonu jest podzielenie się z Czytelnikami portalu TELEPOLIS.PL kilkoma „przygodami” z Pocztą Polską, które spotkały mnie osobiście lub moich bliskich. Jednak dla ujednolicenia formy wypowiedzi przyjmę w dalszej części tekstu, że to mnie te wszystkie „cuda” spotkały. A zacznę od czegoś lekkiego, acz mocno absurdalnego, czyli usługi o nazwie „dosyłanie”.
Źródło zdjęć: Telepolis.pl, Shutterstock, Poczta Polska
Źródło tekstu: opracowanie własne