DAJ CYNK

Drożyzna, awarie i morze elektrośmieci - tak wygląda przyszłość smartfonów

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Felietony

Samsung Galaxy Z Flip

Motorola Razr, Samsung Galaxy Flip Z, Huawei Mate Xs… Przyszłość smartfonów jest dziś i jest składana. Oby tylko ta przyszłość już niedługo nie wyszła nam bokiem.

Na rynku powoli zaczyna robić się tłoczno od składanych smartfonów i o ile pierwsze modele tego typu były raczej ciekawymi prototypami, tak ich następcy zaczynają przypominać sprzęt, z którego chce się korzystać na co dzień. To ekscytujący etap w rozwoju technologii, kiedy innowacja goni innowację, a pomysły jak to wszystko ma wyglądać dopiero się krystalizują. Niestety ma to pewien efekt uboczny - dzisiejsze składane smartfony różnią się w zasadzie wszystkim oprócz ceny. A ta jest kosmicznie wysoka.

7300 zł, 6600 zł, 9999 zł… To ceny smartfonów, które wymieniłem we wstępie. Drogo. Jasne, nowa technologia na starcie kosztuje, a składaki drugiej generacji i tak są nieco tańsze od swoich poprzedników, ale pamiętajmy, że najlepiej sprzedają się smartfony z przedziału 1000 - 1500 zł. Co się stanie, kiedy giętkie wyświetlacze trafią do tego segmentu?

Samsung Galaxy Fold i Z Flip

To żaden sekret, że z roku na rok producenci przyzwyczajają nas do płacenia więcej. Przesunięcia między segmentami, delikatne skoki o 100 zł między kolejnymi generacjami tego samego modelu, kastrowanie z funkcji tańszych urządzeń… Czemu te same firmy miałyby nie wykorzystać ekspansji nowych, bardziej zaawansowanych urządzeń, by po raz kolejny podnieść cenę i to nie o 100 zł, a o 200 zł lub więcej? Okazja przecież jest i to nie byle jaka. Nie ukrywam, będę bardzo zdziwiony, jeśli z niej nie skorzystają.

No i może nie byłoby to takie złe. W końcu po co zmieniać smartfona co rok lub dwa, skoro realnie większość z nich spokojnie wystarczałaby dziś na trzy lub cztery? Na pewno środowisku wyszedłby taki trend na dobre. Problem jest tylko jeden: telefony z giętkim wyświetlaczem tyle nie wytrzymają. Jeśli czegoś nauczyła nas afera z padającymi jak muchy Foldami i Motorolą Razr, której mechanizm zginania umarł po niecałych 30 tysiącach aktywacji, to tego, że zginane smartfony są delikatne. Bardzo delikatne. I co gorsza, nawet nie za bardzo można je naprawić, a w każdym razie jest to kompletnie nieopłacalne z perspektywy zwykłego Kowalskiego.

No bo nie oszukujmy się, kto wyda 2500 zł za wymianę wyświetlacza? Przecież to kilkaset złotych więcej niż płaciłem za mojego smartfona, a to sprzęt o niemal topowej specyfikacji! Jakoś nie wyobrażam sobie kolejki chętnych, a przecież dokładnie tyle trzeba zapłacić za naprawę ekranu Folda w autoryzowanym punkcie Samsunga.

Motorola Razr

Jasne, dla producentów to układ idealny - zniszczyłeś, kupujesz nowy. No ale co z niesprawnymi urządzeniami? Awarie składaków to już nie będą „pajęczynki”, z którymi można chodzić póki sobie palca nie pokaleczymy. Jedno spotkanie z chodnikiem i najpewniej podnosić będziemy już bardzo drogi przycisk do papieru, który przyda się najwyżej do utylizacji.

No a to jest problem. No bo z czym zostajemy? Z drożyzną, awariami i morzem elektrośmieci. A co dostajemy w zamian? Mimo wszystko fantastyczną technologię. Pytanie tylko czy na pewno jest tego warta.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne