DAJ CYNK

Zmieniłem zdanie. Mój iPhone wyleciał na OLX

Lech Okoń

Felietony

Zmieniłem zdanie. Mój iPhone poszedł na OLX

Postawienie na sprzęt Apple’a to wejście w strefę komfortu. Natychmiast znika mnóstwo trosk, a kolejny telefon to po prostu nowy, równie udany iPhone. Ale…

Zasmakować Apple’a

iPhone 11 był tak dobry, że przeciągnął na stronę jabłka wielu zatwardziałych miłośników Androida. Skusiłem się również ja i… niczego nie żałuję. Rok temu ten genialny model zastąpiłem iPhone’em 12 Pro i również czułem się ekstremalnie komfortowo. Po drodze był MacBook Air, Mac Mini z legendarnym procesorem M1, ostatni iPad Mini, dołączyły też kozackie AirPods Pro. Im więcej elementów układanki, tym mocniej sprzęt spajał się w idealnie zgraną ze sobą całość. Właściwie do tego zestawu zabrakło już tylko Apple Watcha, nie chcę jednak zegarka, który trzeba codziennie ładować. Szybko dawne problemy z Androidem i Windowsem stały się jedynie wspomnieniem, a amerykański sen… zaczął wyłączać czujność.

Apple wyłącza troski

Nieco ponad rok temu trafiłem zupełnym przypadkiem do towarzystwa osób, które w 100% postawiły na iPhone’y. Ta specyficzna bańka informacyjna powstała w nietypowy sposób. Twórcy aplikacji Clubhouse udostępniali swoją apkę początkowo wyłącznie na iOS. I choć platforma rozmów głosowych nie przeszła próby czasu, pozostała mi genialna, a przy tym ekstremalnie jabłkowa ekipa.

Choć to nie Apple spaja wspomniane osoby, to jednak wszystkie one są stanowczo zgodne w kwestii tej marki. W ich oczach Android mógłby nie istnieć, a przejście na iPhone’y było dla nich czymś ważnym w życiu — przyniosło ulgę. Gdzieś tam jednak w tym wychwalaniu jabłek pojawiały się chwile zadyszki. Tematy tabu, jak spuchnięty akumulator, który wybrzuszył ekran czy koszmarna współpraca ze słuchawkami innych producentów. Po kolei jednak.

6 lat wsparcia i inne bzdury

To fakt, Apple dba o użytkowników, dostarczając starym sprzętom aktualizacje przez lata. Gdy sześcioletni tablet czy telefon Apple’a dostaje nową wersję systemu, równolatek z Androidem wykłada się przy włączaniu Facebooka lub leży w koszu na elektrośmieci. Sęk w tym, że ten sprzęt Apple’a po latach użytkowania właściwie nie ma już akumulatora. Szczególnie dotyczy to mniejszych iPhone’ów, które wymagają bardzo częstego ładowania i przez to szybciej zużywają się ich „baterie”.

Apple, zmuszony do prezentowania kondycji baterii w menu ustawień, w brutalny sposób zmartwił jabłkolubów. Po 1,5 roku użytkowania iPhone’a 11 zobaczyłem na liczniku 83%, iPhone 12 Pro po niespełna roku ma już tylko 89% maksymalnej pojemności, a jeszcze mniej szczęścia mają posiadacze iPhone’ów 12 mini. Redakcyjny kolega Piotr pożegnał 12 mini po 14 mies. z 83% akumulatora i problemami z uruchomieniem go na mrozie. Anna jeszcze walczy — po 16 mies. ma w swoim mini 87%, ale i nieustannie testuje inne telefony, mniej obciążając produkt Apple’a.

By nie niepokoić przesadnie użytkowników, Apple postawił przy tym na ciekawy trick — tak wyskalował funkcję, by przez 4-6 mies. telefon pokazywał 100%, a potem nagle zaczyna dynamicznie spadać kondycja — o nawet 2% miesięcznie. Apple deklaruje, że jego akumulatory spadają do 80% po 500 pełnych cyklach ładowania. Gdy maksymalna pojemność spadnie poniżej 80%, telefon może się samoistnie wyłączać czy też zacznie spadać jego wydajność — w skrócie, trzeba wybrać się do serwisu po nową baterię.

Android zużycia akumulatora nie pokazuje aż tak prosto, przyjmuje się jednak rynkowo, że około 400 cykli ładowania obniża pierwotną pojemność baterii do 80%. I ma się to wkrótce zmienić za sprawą technologii Oppo SUPERVOOC do 800 cykli. Sęk w tym, że w telefonach z Androidem jest z czego wycinać te procenty. Maja one znacznie pojemniejsze akumulatory. Nawet najpotężniejszy Apple iPhone 13 Pro Max pochwalić może się ledwie 4352 mAh, a tegoroczny iPhone SE ma tylko 2018 mAh — w obu Apple chwali się lepszymi bateriami. Nasi Czytelnicy krzywo patrzą się na 4000 mAh, a i na 5000 mAh potrafią marudzić.

iPhone na lata? To bzdura

Nie, Twój malutki iPhone nie będzie Ci służył przez 6 lat. Nie bez wizyty w serwisie i wymiany baterii. Jeśli do tego jesteś heavyuserem, wiszącym na telefonie godzinami i ładującym go częściej niż raz dziennie, szykuj się na wymianę iPhone’a raz do roku.

Warto też dodać, że choć Apple ma wysokie na tle konkurencji standardy testów jakości, to nie da się uniknąć wad fabrycznych. Zdarzają się zarówno wady generacyjne, np. problemy z mikrofonem w danej serii, jak i takie mocniej losowe. Znajomemu ze wspomnianego wyżej Clubhouse’a w użytkowanym intensywnie iPhone’ie 13 Pro spuchnięta bateria wybrzuszyła ekran. Po 2 miesiącach.

Akcesoria są dobre, o ile maja logo Apple’a

Etui i szkiełka ochronne może nie, ale jeśli słuchawki bezprzewodowe do iPhone’a to tylko Apple AirPods. Apple zupełnie inaczej traktuje „hołotę” taką jak Samsung, Oppo, Huawei czy Sony niż swoje własne słuchawki. Masz podłączone słuchawki i ktoś do Ciebie dzwoni? Tylko nie odbieraj! Domyślnie dźwięk pójdzie przez telefon, przez menu trzeba zmienić audio na słuchawki i to czasem zadziała, a czasem nie. Możesz zaryzykować wyjęcie słuchawki z ucha i jej ponowne w nim umieszczenie, ale o ile w przypadku AirPods automatycznie przełącza to dźwięk na słuchawki, to już w przypadku produktów konkurencji niekoniecznie.

Podobnie sprawa wygląda we wszelkiego rodzaju aplikacjach do komunikacji audio i wideo — słuchawki innej firmy niż Apple to gwarancja problemów. Ile to razy w czasie rozmowy nagle sprzęt rozłączał mi się i jedyną opcją jego przywrócenia go było wejście w ustawienia Bluetooth, odszukanie na liście słuchawek, rozłączenie ich i ponowne połączenie. Jeśli tylko słuchasz muzyki, raczej problemu nie zauważysz, gdy jednak chcesz rozmawiać, Apple w subtelny sposób wyperswaduje Ci produkty konkurencji. Zdarza się, że niektóre modele radzą sobie lepiej, wciąż jednak są tylko namiastką słuchawek Apple’a lub należącego do firmy Beats Audio.

Kupiłem w końcu AirPods Pro i problemy ustały. Ale jak się dobrze zastanowić… problemy były tylko na sprzęcie Apple’a. Nie mogłem swobodnie korzystać z lepiej grających słuchawek (i niekoniecznie tańszych), bo Apple niejako wymusił na mnie zakup jedynego słusznego sprzętu.

Jabłkowe wymuszenia

Do tego, że sprzęt Apple’a tani nie jest, przekonywać chyba nikogo nie muszę. Nie każdy sobie jednak zdaje sprawę, że na jednym zakupie nie skończy się zabawa. Apple bardzo skutecznie buduje kolejne potrzeby użytkowników i usadza ich w jedynym słusznym ekosystemie na stałe. Nawet głupie Smart-żarówki czy gniazdka kupisz droższe, byle tylko były zgodne z aplikacją dom. To nic, że Apple odłączy pół nam sprzętu co któraś aktualizacja systemu — cierp użytkowniku. Przyszły komputery z M1? Rozłączać się przez Bluetooth nie będą tylko klawiatury i myszki Apple’a, a i huby USB-C to tylko te 3 ze sklepu producenta, inaczej będą systematyczne problemy. Rysik do iPada? Tylko Apple Pencil za 6 stówek — inne nigdy nie będą w pełni kompatybilne. Wybierasz Fitbita zamiast Apple Watcha? Zapomnij o synchronizacji z aplikacją Zdrowie, no chyba, że wykupisz abonament w dodatkowej aplikacji. Chcesz przesyłać obraz na telewizor? W Safari nie znajdziesz przycisku Google Cast, jest tylko AirPlay — telewizor najlepiej też wiec wybrać pod dyktando Apple’a. Szczęśliwie da radę zainstalować na Android TV dodatkową aplikację… Ale już aplikacja Apple Music dostępna jest tylko u tych, co się z Apple’em lubią, lub - „najlepiej” - dokup sobie Apple TV i postaw je pod telewizorem.

Chyba jedynym sensownym wymuszeniem Apple’a jest przymusowy abonament na iCloud. 4 czy 12 zł miesięcznie to niewiele jak na pełny backup plików w chmurze. Gdy jednak ktoś wybiera najtańszy wariant pamięci iPhone’a, to nie zawsze spodziewa się dodatkowych opłat, które raczej szybciej niż później się pojawią.

Hermetyczność ekosystemu Apple’a to z jednej strony ogrom zalet, z drugiej zaś nieustanne kłody pod nogi i podprogowe sugestie, że lepiej nie ruszać czegokolwiek bez błogosławieństwa marki z Cupertino.

Ale ja nie lubię patelni…

Jeśli nie system operacyjny, to wiele osób przy Apple’u trzymają telefony o racjonalnie małych rozmiarach. Odpowiedzi na iPhone’y mini i SE rynek Androida nie ma. Jeśli jednak celujesz w najpopularniejsze rozmiary (obecnie iPhone 13 i 13 Pro), a więc telefony znacznie mniejsze niż typowy flagowiec z Androidem… to coś można w końcu wybrać.

Jeśli już uzbierałeś 4000 zł na najtańszego iPhone’a 13, to prawdopodobnie zakochasz się w równie kompaktowym Samsungu Galaxy S22 i Xiaomi 12. PS. Selfies w końcu będą z nich jakoś wyglądać. Pamiętajmy jednak, że mieszkamy w Polsce, a tutaj częste jest myślenie, że skoro już mam pieniądze na iPhone'a, to nie będę ładować tyle samo kasy w telefon z Androidem — wezmę jabłko i już.

luty 2022
168 g, 7.6 mm grubości
8 GB RAM
256 GB, (opcje: 128 GB)
LTE do 2000Mbps
50 Mpix + 12 Mpix + 10 Mpix + 10 Mpix
6.1" - Dynamic AMOLED (1080 x 2340 px, 422 ppi)
Exynos 2200, 2,80 GHz
Android v.12.0
3700 mAh, USB-C

grudzień 2021
180 g, 8.16 mm grubości
12 GB RAM
256 GB, (opcje: 128 GB)
-
50 Mpix + 13 Mpix + 5 Mpix + 32 Mpix
6.28" - OLED (1080 x 2400 px, 419 ppi)
Qualcomm SM8450 Snapdragon 8 Gen 1, 3,00 GHz
Android v.12.0
4500 mAh, USB-C

Da się rozsądnie

I wtedy wchodzi on, cały na biało (lub czarno), smartfon topowej wydajności, a przy tym do wyrwania już za trochę ponad 2000 zł. Mowa o nagradzanym przez nas kilkukrotnie smartfonie Asus Zenfone 8. To sprzęt mały, solidny i w coraz rozsądniejszej cenie.


Sam, po ostatnich premierach Samsunga i Xiaomi, postanowiłem zrobić sobie przerwę od Apple’a. Taki mały detoks, choć może nie do końca, bo Mac Mini zostaje (to już temat na inny artykuł). Nie biegnę jednak do sklepu po wspomniane nowości, których ceny szybko polecą na łeb, na szyję. iPhone'a 12 Pro zastąpił Asus ZenFone 8 — to już drugie moje spotkanie z tym telefonem i jestem przekonany, że da radę.

maj 2021
169 g, 8 mm grubości
16 GB RAM
256 GB, (opcje: 128 GB, 256 GB)
LTE do 2000Mbps
64 Mpix + 12 Mpix + 12 Mpix
5.9" - OLED (1080 x 2400 px, 446 ppi)
Qualcomm Snapdragon 888 5G
Android v.11.0
4000 mAh mAh, Quick Charge 4.0, USB-C

Posłowie

Autor nie zamierza skłócać użytkowników Androida i iOS-u. Jeśli jest komuś dobrze na danej platformie, niech na niej zostanie. W końcu lepsze jest wrogiem dobrego. Niemniej warto czasem zerknąć, co słychać u konkurencji i zastanowić się, czy faktycznie zachwalamy coś dobrego, czy to już może trochę syndrom sztokholmski ;-).

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Pexels, wł