DAJ CYNK

5G w Polsce już jest, ale co z tego. Przyszłość czuć smutkiem (opinia)

Lech Okoń

Felietony

5G w Polsce już jest, ale co z tego. Przyszłość czuć smutkiem (opinia)


Foliarze i paranoicy nie przeszkodzili regulatorom i operatorom we wdrożeniu w Polsce finalnej wersji 5G. Było dużo krzyków, było czasem zabawnie, ale nie było argumentów. Z 6G może być gorzej.

Zamieszanie wokół PEM


Co warto przypomnieć, w Polsce jeszcze chwilę przed pandemią obowiązywały radzieckie normy promieniowania nadajników radiowych. Dalekie od optymalnych i uniemożliwiające pełne oraz optymalne kosztowo wykorzystanie dostępnych zasobów pasm radiowych. Po wdrożeniu standardów obowiązujących od lat w Europie Zachodniej mieliśmy się usmażyć, jeśli nie od mikrofal to od ogni piekielnych spadających z chmur kondensacyjnych czy kilogramów rtęci w szczepionkach. Zdrowy rozsądek wygrał regulacyjnie, natomiast czas pandemii i opieszałość rządu PiS przesunęły konsumencki start 5G na pasmach 3,x GHz dopiero na początek 2024 roku.

Prawdziwe 5G? Mamy to


Jako pierwszy z prawdziwym z definicji 5G ruszył Plus, który wyciągnął z szuflady nieużywane, zakurzone trochę już pasma częstotliwości. Zieloni nie musieli czekać tym samym na zakończenie aukcji 5G, mogli śmiało powiedzieć „mamy 5G w domu”. W tym momencie nadal Plus nie odpalił 3,x GHz, bo nadal prawdziwe 5G ma (choć już nie najszybsze), natomiast reszta operatorów zmieniła gdzie się dało oszukańcze 5G DSS na to prawdziwe. U mnie w mieszkaniu oznaczało to przeskok z kilku-kilkunastu megabitów w „niby 5G” (serio) na 700-900 megabitów w „prawdziwym 5G”. Różnica jest, co tu dużo mówić, kolosalna.

Niespełnione obietnice


Co generacja nowej sieci, operatorzy mamią nam oczy tym, jak zmieni się świat dzięki „nowemu G”. Jakoś jednak nie przekonały nas połączenia wideo po 3G, jak i nie widać doniesień o operacjach chirurgicznych wykonywanych zdalnie przez 5G. Miały być też autonomiczne auta czy smartcity rodem z Gwiezdnych Wojen, ale nie. Kierunek zmian jest inny. To wszystko nie służy górnolotnym celom, lecz kieruje nas nieuchronnie na...

Życie na abonament. Smutna przyszłość ludzkości


Umówmy się — nikogo nie obchodzi, z jakiej technologii korzysta, jeśli ta technologia działa. Nie robimy Speedtestów, gdy YouTube się nie tnie, a dzieciaki wcinają równolegle swoje TikToki. Nie zanosi się, by 5G miało do tego nie wystarczyć i marketingowe sprzedanie 6G klientom będzie wielkim wyzwaniem. Dawno też usługa telekomunikacyjna nie jest dla nas celem samym w sobie, lecz tylko środkiem. Nielimitowane wiadomości, rozmowy i duży lub nielimitowany pakiet internetu kosztują aktualnie grosze. O wiele więcej potrafimy wydać na inne subskrypcje.

Moi znajomi i rodzina wciąż dziwią się, że „taki MS Office to teraz tylko na abonament dają”. Z nutą goryczy płacę też tak za inne narzędzia, przede wszystkim jednak za rozrywkę. Kiedyś śmiałem się z ludzi, którzy płacą za pełny pakiet TV, choć nie oglądają nawet 10% programów, teraz sam wydaję pewnie więcej od nich na rozmaite platformy VoD. Płacę za „darmowe” dostawy Allegro i za równie darmowe dostawy Glovo, ba — zapłaciłem nawet za brak reklam na Facebooku i Instagramie. Pod otoczką jakichś oszczędności lista subskrypcji bezustannie puchnie. O ile teraz to w większości przypadków jedynie opcja, w przyszłości opcja może przejść w przymus. Abonament zawsze będzie korzystniejszy dla dostawcy niż jednorazowy zakup. To w końcu pewność stałego przychodu, a z pozoru mała miesięczna ratka może w skali lat znacząco przewyższyć model jednorazowy.

Operatorzy jak Poczta Polska


Poczta Polska to bardziej jarmarczny stragan niż firma logistyczna

Sam abonament na telefon komórkowy czy światłowód to coraz mniej seksowny produkt. Kiedyś kusiło się telefonami za złotówkę, ale i tutaj dawno już nie czuć by operator cokolwiek dopłacał do naszego szczęścia. To w najlepszym wypadku jedynie raty zero procent, w dodatku, po serii nadużyć cwaniaków, telefon staje się naszym zwykle dopiero po ostatniej racie — do tego czasu jest własnością operatora. Tak, dokładnie — ten telefon to też na dobrą sprawę jedynie subskrypcja. Lepiej więc wybrać ofertę bez urządzenia, a telefon zakupić za gotówkę lub na raty zero procent w jakimś elektromarkecie — gdy nam się znudzi, nie będziemy mieli żadnych obciążeń prawnych i w pełni legalnie sprzedamy urządzenie.

Czym więc operatorzy mają nas teraz mamić? No właśnie usługami dodatkowymi. Pakiety VoD, ubezpieczenia, dostępy do muzyki, ebooków, audiobooków, programy rabatowe, kody, bony, kupony i talon balon. Już lada chwila każdy z operatorów będzie niczym placówka Poczty Polskiej. Jeśli nie możesz zarobić na znaczkach, sprzedaj im flakon perfum, kanapkę i album ze zdjęciami Kalisza.

W pewnym momencie zapomnisz, po co przyszedłeś na pocztę


Gdy już operator stanie się zupełnie marketplace’em do zabaw z kombinacjami promocji na różnego rodzaju benefity, pewnie zapomnimy, po co do niego przyszliśmy. Ba, całkiem możliwe, że w końcowym rachunku za telefon niewiele będzie opłat za usługi telekomunikacyjne. Ich udział zacznie spadać, aż być może w końcu zupełnie znikną. Wielka mozaika powiązań z partnerami biznesowymi może w końcu doprowadzić do sytuacji, że klient będzie miał złudzenie zupełnie darmowej usługi telekomunikacyjnej, która w praktyce rozłoży się na raty w licznych subskrypcjach, które wykupuje. Dieta pudełkowa z darmowym internetem? A czemu nie?

Giganci cyfrowego świata mogą też zacząć dzielić się z operatorami dobrami, jakie uzyskują z pozornie darmowych usług. Google czy Facebook muszą w końcu dbać, by owieczki miały jak korzystać z ich usług. Wielkimi krokami zbliżają się też nowoczesne usługi AI, za które będziemy skłonni zapłacić — również i tutaj operatorzy mogą szukać potencjału dla siebie. Nie trzeba się odnosić do jakiegoś hi-techu, subskrypcje będą dotyczyć też przejazdów taksówką, śniadań czy kawy w Ropuszce. 5 zł od każdej subskrypcji dla operatora i klient na rachunku nie zobaczy opłaty za abonament komórkowy. Na początku to będzie dobre, przyjmiemy te wszystkie rabaty z ulgą i uśmiechem na twarzy. Jednak do czasu.

Od subskrypcji nie uciekniesz


Gdy już uzależnimy się od subskrypcyjnych endorfin, zaczną się podwyżki. To będą małe kwoty, ale ceny będą rosnąć coraz częściej. Operatorzy rozłożą ręce — oni są tylko posłańcami, a umowę masz z Netfliksem czy firmą ubezpieczeniową. Możesz zrezygnować z jakiegoś pakietu, jednak oznaczać to będzie utratę rabatu na pozostałe. Zostaniesz więc w tej subskrypcyjnej złotej klatce, ze zdziwieniem patrząc, że ze 150 zł na koniec umowy zrobiło się nagle 250 zł. A gdy już będziesz chciał odejść, dadzą Ci rabat obniżający cenę pakietu do 200 zł, dołożą coś ekstra za 50 zł i myśląc, że wygrałeś, znów dasz się oszukać. Choć to może za mocne słowo, niech będzie, że omamić. Zatęsknisz wtedy do prostych taryf telekomunikacyjnych, gdzie płaciłeś 30 zł za garść internetu i no-limity... a te mogą być już niedostępne.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: shutterstock - muratart, MangKangMangMee, Karolis Kavolelis, wł

Źródło tekstu: wł