DAJ CYNK

Kogoś chyba zombie ugryzł w mózg. The Last of Us 2 Remastered - recenzja

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Gry


Czy The Last of Us Part II Remastered ma sens? Sprawdziliśmy odświeżoną wersję kultowego survival horroru.

Rok 2013. Świat podbija plaga zombie wywoływana przez grzyby z gatunku kordycepsów. To znaczy, tak to wygląda w grze The Last of Us, choć w rzeczywistości poniekąd też – w końcu to wtedy kultowy tytuł Naughty Dog po raz pierwszy trafił na konsolę PlayStation 3. I równie dobrze mógł na niej utknąć, biorąc pod uwagę, że ledwie kilka miesięcy później do sklepów trafiło PlayStation 4, które jako pierwsza konsola Japończyków nie oferowało na premierę wstecznej kompatybilności z poprzednią generacją.

Rozwiązanie? Jeszcze w 2014 roku The Last of Us doczekało się zremasterowanej wersji na ówczesnego next-gena.

Rok 2020. Do sklepów trafia The Last of Us Part II i mamy poniekąd powtórkę z rozrywki. Nowy tytuł Naughty Dog ponownie ma być ostatnim wielkim hitem na dogorywające PlayStation 4 przed premierą nowej generacji. Tyle tylko, że tym razem portowanie gry na nową platformę nie było konieczne. Zamiast tego gra otrzymała patcha, dzięki któremu na PlayStation 5 można było pograć w 60 FPS i tyle – no bo czego więcej tak właściwie było trzeba?

The Last of Us 2 Remastered - recenzja


Nie mam absolutnie bladego pojęcia. Między innymi dlatego byłem zaskoczony, kiedy w 2023 roku Sony zapowiedziało, że zremasterowana wersja The Last of Us 2 na PlayStation 5 jednak powstanie i... wygląda dokładnie tak samo, jak oryginał z 2020 roku. Przynajmniej na trailerach. W takim razie po co cała ta szopka?

O tym miałem okazję przekonać się na przestrzeni ostatnich kilku tygodni, ogrywając egzemplarza recenzencki The Last of Us Part II Remastered na PlayStation 5. Nie będę kłamał, do gry siadałem z założeniem, że jest to jeden z najbardziej bezsensownych remasterów ostatnich kilku lat. Ba, nawet całej minionej dekady. Bo spójrzmy prawdzie w oczy – czy w ciągu ostatnich czterech lat wydarzyło się cokolwiek, co uzasadniałoby odświeżenie oryginalnej wersji z PS4?*

* Tak, premiera serialu na HBO, napędzająca sprzedaż „nowej” odsłony, ale doskonale wiecie, że nie o to mi chodzi.

Lepsza grafika? A na co to komu?

Z punktu widzenia oprawy graficznej – bo tutaj chyba wszyscy doszukują się zmian w pierwszej kolejności, kiedy mowa o remasterach – oryginalne The Last of Us 2 nie wymagało wielu poprawek. Gra nadal prezentuje się rewelacyjnie. Z twarzy bohaterów możemy wyczytać masę emocji, odwiedzane przez nas lokacje są szczegółowe i pełne subtelnych akcentów, opowiadających swoje własne historie, a zainfekowani prezentują się obrzydliwie i skutecznie zniechęcają do jakiegokolwiek posiłku. Mówiąc krótko, oprawa graficzna jest tutaj lepsza niż w niektórych grach, które od początku powstawały z myślą o PlayStation 5 i Xbox Series X.

The Last of Us 2 Remastered - recenzja

To jednak nie oznacza, że nie ma tu żadnego miejsca na poprawki. Niektóre elementy, w tym przede wszystkim oświetlenie i sposób w jaki część elementów została wkomponowana w otoczenie, na kilometr zdradzają, że mamy przed sobą tytuł z poprzedniej generacji. Kiedy pierwszy raz usłyszałem o remasterze, byłem pewny, że to właśnie takie drobiazgi zostaną w nim zaadresowane dzięki wykorzystaniu nowych narzędzi. Byłoby to przynajmniej jakieś wytłumaczenie, czemu na odświeżoną wersję musieliśmy czekać tak długo w porównaniu z chociażby Spider-Manem albo Ghost of Tsushima.

The Last of Us 2 Remastered - recenzja


Tyle tylko, że żadnych tego typu usprawnień w The Last of Us Part II Remastered nie znajdziemy. Co w takim razie czeka na nas po odpaleniu wersji na PS5? Przede wszystkim wyższa rozdzielczość. Gra oferuje do wyboru dwa tryby renderowania obrazu: Wierność odwzorowania obrazu i Wydajność. W pierwszym mamy do czynienia z pełnym 4K i frameratem rzędu 30 FPS, natomiast w drugim 1440p i 60 FPS.

The Last of Us 2 Remastered - recenzja

Na początek muszę uczciwie przyznać, że dodatkowe piksele robią robotę jak w mało której grze. Ekipa z Naughty Dog zafundowała nam wyjątkowo szczegółową oprawę graficzną, gdzie każdy skrawek ekranu pokrywa masa detali: liści, traw, popękanego betonu, rozrzuconych kawałków mózgów itd. Jest tego tak dużo, że skok ostrości w trybie Wierność Odwzorowania Obrazu widać nawet na moim stosunkowo niedużym telewizorze o przekątnej 50”. Podejrzewam, że im większy ekran, tym korzyści będą bardziej odczuwalne. To oczywiście nie oznacza, że w trybie 1440p gra prezentuje się źle i mamy do czynienia z jakąś rozmazianą paćką. Bynajmniej! Rozumiem natomiast osoby, dla których 4K okaże się warte świeczki.

The Last of Us 2 Remastered - recenzja The Last of Us 2 Remastered - recenzja

Z lewej: Wierność Odtwarzania Obrazu / Z Prawej: Wydajność

Tym bardziej, że nawet w 30 FPS gra się komfortowo. Gra trzyma klatkaż stabilnie niczym skała, natomiast charakterystyczna „ociężałość” rozgrywki sprawia, że jakikolwiek spadek responsywności nie jest szczególnie odczuwalny. No i mamy bardzo fajną implementację efektu motion blur, który dodatkowo maskuje jakiekolwiek szarpanie. Czy w takim razie warto w ogóle sięgać po tryb Wydajność? Moim zdaniem tak, choć jest to bardziej kwestia preferencji niż jakichkolwiek wymiernych korzyści. Ba, sam grałem głównie w ten sposób.

The Last of Us 2 Remastered - recenzja The Last of Us 2 Remastered - recenzja

Z lewej: Wierność Odtwarzania Obrazu / Z Prawej: Wydajność

Co ciekawe, w obydwu trybach możemy zdjąć limit klatek. Przy ustawieniach Wydajność pozwala to teoretycznie na rozgrywkę w 120 FPS, jednak osobiście nie miałem okazji sprawdzić, na ile skutecznie gra zbliża się do tego pułapu, ponieważ nie miałem w trakcie testów dostępu do telewizora z HDMI 2.1. Odpaliłem natomiast na chwilę profil Wierność Odwzorowania Obrazu z wyłączoną blokadą i… po kilkunastu sekundach uznałem, że taka kombinacja jest absolutnie niegrywalna. Być może na ekranie z obsługą 120 Hz i VRR wygląda to bardziej znośnie, natomiast jeśli komuś zależy na płynnych animacjach, lepszą opcją wydaje się po prostu granie w 60 FPS.

The Last of Us 2 Remastered - recenzja The Last of Us 2 Remastered - recenzja

Z lewej: Wierność Odtwarzania Obrazu / Z Prawej: Wydajność

I to tyle jeśli chodzi o zmiany w oprawie graficznej względem wersji na PS4. W materiałach, które otrzymałem razem z grą producent chwali się co prawda, że w nowej wersji znajdziemy m.in. tekstury i cienie wyższej rozdzielczości, ale podczas rozgrywki nie zauważyłem żadnych tego typu usprawnień. Nie mówię, że ich nie ma, ale są zbyt subtelne, by wyłapać je gołym okiem, nawet jeśli z jakiegoś niewytłumaczonego powodu ogrywamy obie wersje na zmianę. Grając w ten sposób wychwyciłem natomiast kilka drobnych różnic, które bynajmniej nie wydawały się celowe. Przykładowo, na jednym z wcześniejszych etapów kampanii widzimy postać, która weszła do pomieszczenia prosto z szalejącej na zewnątrz zamieci. W wersji na PS4 jej kurtka jest cała biała od śniegu, natomiast na PS5 widzimy na ubraniu tylko kilka białych płatków.

Zmian jak na lekarstwo

W wersji na PS5 doszła także obsługa zaawansowanej haptyki kontrolera DualSense. Dostajemy dość standardowy zestaw efektów, w tym wibracje podczas chodzenia i wystrzałów czy też wyraźnie wyczuwalny opór podczas strzelania i celowania z łuku. Fajna sprawa, choć nie robi tak dużej różnicy jak w innych grach, które miałem okazję ogrywać. Paradoksalnie jest to komplement pod adresem The Last of Us 2 oraz tego, jak dobrze potrafi oddać wagę tego, co się dzieje na ekranie za pomocą sterowania i animacji.

The Last of Us 2 Remastered - recenzja


Uproszczono również ustawienia związane z audio. Tak jak wersja na PS4 pozwalała nam ręcznie wybrać na czym słuchamy, rozstaw głośników, tryb dźwięku przestrzennego i zakres dynamiki, tak w remasterze możemy ręcznie skonfigurować tylko tę ostatnią opcję.

Bez Powrotu - sztos w czystej postaci

I to już naprawdę byłoby tyle, jeśli chodzi o zmiany w technikaliach i oprawie The Last of Us Part II Remastered. Nie ma tego zbyt dużo i gdyby nowości wyłącznie do tego się ograniczały, nowa wersja nie byłaby warta nawet tych 40 zł, które kosztuje upgrade z wersji na PS4. Na całe szczęście na tym nowości się nie kończą i przynajmniej jedna z nich stawia remaster w o wiele bardziej pozytywnym świetle.

The Last of Us 2 Remastered - recenzja

Chodzi o Bez Powrotu, czyli zupełnie nowy tryb rozgrywki, inspirwany grami trybu roguelike. Wcielamy się w nim jednego z kilku bohaterów znanych z trybu fabularnego, z których każdy faworyzuje nieco inny styl rozgrywki, a następnie przechodzimy (tudzież próbujemy przejść 😉) przez szereg generowanych losowo wyzwań. Pomiędzy poszczególnymi poziomami możemy wykupić usprawnienia dla naszej postaci, ale jeśli zginiemy, to kaplica – trzeba zaczynać od nowa.

The Last of Us 2 Remastered - recenzja


Początkowo podchodziłem do nowego trybu nieufnie, bo i nie byłem przekonany, czy gameplay The Last of Us pasuje do tego typu proceduralnej rozgrywki. Na całe szczęście sama gra szybko rozwiała moje obawy, bo zabawa w Bez Powrotu jest FE-NO-ME-NAL-NA. Poszczególne rodzaje poziomów bardzo dobrze oddają wyzwania, z którymi trzeba się zmierzyć podczas kampanii, natomiast różnice w możliwościach poszczególnych bohaterów gwarantują olbrzymią regrywalność. 

The Last of Us 2 Remastered - recenzja

Świetnie widać to już w przypadku dwóch postaci, do których mamy dostęp od samego początku: Ellie i Abby. Pierwsza stawia na bardzo zrównoważony styl rozgrywki znany z trybu fabularnego. Bez zaskoczeń, ale pozwalający nam świetnie odnaleźć się w przypadku większości wyzwań. Druga to z kolei maszyna do walki w zwarciu, której największym atutem jest to, że wcale nie tak łatwo ją zabić. Grając Abby dostajemy m.in. bonusy do regeneracji życia przy każdym zabójstwie i każdym ciosie podczas walki wręcz. Analogicznie znajdziemy tu postacie specjalizujące się w skradaniu, wytwarzaniu przedmiotów itd. Na brak różnorodności nie można narzekać.

The Last of Us 2 Remastered - recenzja

Tyle tylko, że pozostałe postacie trzeba najpierw odblokować, wykonując określone wyzwania. W ten sam sposób uzyskujemy dostęp do nowych rodzajów poziomów, modyfikatorów czy skórek. Same misje nie są trudne i wymagają np. przejścia określonej liczby etapów konkretną postacią albo zabicia przeciwnika wybranym rodzajem broni. Co więcej, nie ma tutaj zawartości do odblokowania, która byłaby powiązana z poziomem trudności – spokojnie możemy grać nawet na najniższym i nic nas przez to nie ominie. Moim zdaniem to bardzo dobra decyzja ze strony producentów, szczególnie że w przeciwieństwie do wielu innych roguelite’ów tutaj kolejne usprawnienia nie czynią nas silniejszymi, a jedynie urozmaicają rozgrywkę.

The Last of Us 2 Remastered - recenzja

Tak czy inaczej samo Bez Powrotu oceniam bardzo pozytywnie. Jest to moim zdaniem najjaśniejszy punkt całego remastera, a sama rozgrywka tak mnie wciągnęła, że koniec końców spędziłem w niej znacznie więcej czasu niż w trybie fabularnym.

The Last of Us 2 Remastered - recenzja


Co więcej, nie jest to nawet jedyny nowy tryb dodany na potrzeby The Last of Us Part II Remastered! Tyle tylko, że pozostałe to raczej takie zapchajdziury, które większość graczy odpali z ciekawości i szybko o nich zapomni. Ot, możemy w dowolnym momencie pograć sobie na gitarze albo pokręcić się po poziomach, które nie załapały się do finalnej wersji tytułu. Niby fajnie, ale podobnie jak opisane wcześniej „usprawnienia” graficzne nie uzasadnia wydawania gry na nowo i robienia wokół tego całej szopki marketingowej.

Ta recenzja nie musiała powstać - podobnie jak ten remaster

No to jak w końcu jest z tym The Last of Us Part II Remastered? Ma sens? Warto go kupić?

The Last of Us 2 Remastered - recenzja

Cóż, nadal podtrzymuję, że istnienie tego produktu sensu najmniejszego nie ma. Usprawnienia względem wersji na PS4 są niezwykle skromne i jeśli zależy Wam tylko na trybie fabularnym, absolutnie nic nie tracicie ogrywając oryginał.

The Last of Us 2 Remastered - recenzja

Ale poza kampanią mamy tu także tryb Bez Powrotu, a ten okazał się miłym zaskoczeniem. W życiu nie sądziłem, że potrzebuję w swoim życiu roguelike’a w klimatach The Last of Us. Tymczasem okazało się, że jest to kawał świetnej zabawy i chyba nawet nie miałbym nic przeciwko, gdyby w miejsce całego tego hucznie nazwanego „remastera” wydano go po prostu jako osobny tytuł.

The Last of Us 2 Remastered - recenzja

I myślę, że tutaj chyba kryje się odpowiedź na pytanie, czy warto The Last of Us Part II Remastered kupić, bo jeśli nie zależy Wam na nowym trybie rozgrywki, wersja na PS4 będzie równie dobrym wyborem. Ba, nawet lepszym, biorąc pod uwagę, że można ją obecnie kupić dużo taniej niż remastera. Ale jeśli chcielibyście spróbować swoich sił z Bez Powrotu, to zdecydowanie warto na nową wersję kilka złotych wydać. Może nie tyle, ile wydawca życzy sobie za pełną grę, ale ok. 40 zł za aktualizację dla posiadaczy oryginału… czemu nie?

 

PS.
Uprzedzając nieco późniejsze pytania, ocena końcowa dotyczy wyłącznie remastera. Gdyby brała pod uwagę, co myślę o samym The Last of Us Part II, byłaby spokojnie o oczko lub nawet dwa wyższa.

 

Ocena końcowa: 7/10

Plusy:

  • Nowy tryb Bez Powrotu to masa świetnej zabawy
  • Stabilny framerate w obydwu trybach graficznych
  • Odczuwalny skok jakości obrazu w rozdzielczości 4K
  • To w dalszym ciągu The Last of Us Part II ze wszystkimi swoimi zaletami
  • Rozsądna cena (jako upgrade dla wersji na PlayStation 4)

Minusy:

  • Poza rozdzielczością, gra wygląda tak samo jak na PS4
  • Większość dodatkowej zawartości nic nie wnosi
  • Wysoka cena (jako pełny produkt)

 

Grę do recenzji dostarczyła firma Sony.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne