Seria Moto G od początku jej istnienia stanowiła dla mnie synonim dobrej jakości za rozsądne pieniądze. Sympatią szczególnie darzę trzy pierwsze generacje tego modelu, które powstały jeszcze wtedy, gdy Motorola należała do Google’a. Były one według mnie najbardziej opłacalnymi smartfonami ze średniej półki, jakie ówcześnie można było kupić. Dzięki czystemu, dobrze zoptymalizowanemu Androidowi działały one szybko i sprawnie, co wtedy nie było oczywiste w tym przedziale cenowym.
W moje ręce trafiły dwa modele z siódmej iteracji Moto G, składającej się ze smartfonów Moto G7, Moto G7 Plus, Moto G7 Power oraz Moto G7 Play. Bohaterem tej recenzji jest pierwszy z nich, czyli wariant bazowy. Przekonajmy się, czy tak samo, jak jego poprzednicy, jest on w stanie pretendować o tytuł najlepszego smartfona ze średniej półki.
Skrócona specyfikacja:
Zawartość opakowania
W niedużym pudełku o zielonej kolorystyce znajdziemy zasilacz 15W z portem USB typu C, kabel USB typu C, przeźroczyste etui z silikonu, narzędzie do otwierania gniazda kart oraz skróconą instrukcję obsługi.