DAJ CYNK

Shanling MTW300 | szybki test słuchawek TWS o audiofilskim zacięciu

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Testy sprzętu


Shanling MTW300 to słuchawki TWS skierowane do użytkowników o nieco bardziej audiofilskim zacięciu. Jak wypadają w starciu z innymi produktami tego typu?

Podsumowanie | Ocena końcowa: 7/10

Shanling MTW300 to słuchawki TWS reprezentujące typowo audiofilskie podejście. Potrafią zagrać bardzo dobrym dźwiękiem z przyjemnym basem, gładką średnicą i ładnie rozciągniętymi wysokimi tonami, ale jednocześnie bywają bardzo wymagające – tak od nagrania, jak i od użytkownika. Jeśli przeraża nas konieczność wygrzewania słuchawek, szukania odpowiednich tipsów, a od czasu do czasu wspomagania się korektorem, lepiej rozejrzeć się za czymś innym, bo bez tego typu zabiegów Shanlingi prawdopodobnie nie rozwiną skrzydeł. Pewną niedogodnością może być także brak dedykowanej aplikacji i kiepska jakość dźwięku rejestrowanego przez wbudowany mikrofon. Z drugiej jednak strony słuchawki są dobrze wykonane i wyróżniają się fenomenalnym czasem pracy na jednym ładowaniu. W efekcie Shanling MTW300 polecamy, ale tylko osobom, które w imię dobrej jakości dźwięku są gotowe pogodzić się z pewnymi niedogodnościami natury użytkowej.

Wady

  • Wymagają użycia korektora
  • Bardzo podatne na sposób aplikacji
  • Brak dedykowanej aplikacji
  • Nieco nieporęczne etui
  • Kiepski mikrofon

Zalety

  • Wybitna w tej cenie jakość dźwięku (po korekcie)
  • Wyjątkowo lekkie
  • Bardzo długi czas pracy na jednym ładowaniu
  • Dobra jakość wykonania
  • Wodoodporność (IPX7)

Shanling MTW300

Słuchawki TWS dla wymagających

Firma Shanling to chiński producent kojarzony raczej w światku audiofilskim. W jego asortymencie znajdziemy m.in. wysokiej klasy przenośne odtwarzacze muzyki, ale i słuchawki. Niedawno do oferty firmy zawitał model Shanling MTW300, czyli wycenione na 569 zł słuchawki TWS. Sporo, choć jak na standardy branży audio nadal jest to kwota, którą można nazwać „rozsądną”.

Shanling MTW300

Słuchawki sprzedawane są w małym pudełku z magnetycznym zamknięciem (miły akcent). Co znajdziemy w środku poza samymi słuchawkami? To, co najpotrzebniejsze: etui ładujące, instrukcję obsługi, aż sześć kompletów zapasowych tipsów w różnych rozmiarach i zaskakująco dobrej jakości krótki kabelek USB-C. 

Niepozorne słuchawki w metalowym pudełku

Pod względem designu Shanling MTW300 to słuchawki skrajnie wręcz niepozorne. Ich obudowy mają kształt łezki z króciutką wypustką, na której umieszczono mikrofon. Nie znajdziemy tu żadnych ozdobników, jeśli nie liczyć logo producenta. Mamy natomiast kilka akcentów o charakterze czysto utylitarnym: delikatne białe diody, sygnalizujące status połączenia, delikatne wgłębienie po zewnętrznej stronie, ułatwiające wprowadzanie gestów, czy niewielkie, ale czytelne oznaczenia kanałów. Trochę razić może fakt, że obudowy wykonano z dwóch elementów w różnych kolorach (grafitowy po wewnętrznej i czarny po wewnętrznej), jednak podczas korzystania ze słuchawek nie jest to widoczne.


Słowo „utylitaryzm” ciśnie się na usta także w kontekście wykonania samych słuchawek. Kopułki wykonano w całości z tworzywa. Jest ono dobrej jakości, całkiem przyjemne w dotyku, a do tego lekkie, ale nie da się ukryć, że nie sprawia wrażenia materiału klasy premium. Nie jest to jednak zarzut – raczej stwierdzenie faktu. Generalnie słuchawki wykonane są solidnie, a spasowanie elementów wypada bardzo dobrze. No i są wodoodporne, co potwierdza certyfikat IPX7. Jest więc za co Shanlingi chwalić, choć efektu „wow” raczej nie będzie.

Shanling MTW300

Zupełnie inaczej ma się sprawa z masywnym etui. Choć z daleka ono także prezentuje się niepozornie, to już metalowe wykończenie (konkretnie pokryte zostało stopem cynku) może zrobić wrażenie. Niestety efekt szybko mija, a potem człowiek zdaje sobie sprawę, że mamy do czynienia z przerostem formy nad treścią. Metal jest ciężki, a samo etui dość duże – taka średnia kombinacja w przypadku sprzętu, którego głównym atutem ma być mobilność. Swoją rolę spełnia jednak dobrze – otwiera się bez problemu, a jak trzeba, to pozostaje zamknięte.

Wygodne, jeśli się o to postaramy

Po włożeniu Shanlingów do uszu szybko zdajemy sobie sprawę, że te siedem par tipsów w komplecie bynajmniej nie jest na pokaz. Słuchawki są wyjątkowo wrażliwe na poprawną aplikację i odczujemy to jeszcze zanim puścimy muzykę. Prywatnie musiałem się trochę nagimnastykować, żeby złapać dobrego seala. Dobór odpowiedniego rozmiaru końcówek był kluczowy, ale nawet wtedy słuchawki miały tendencję do pykania membraną (tzw. efekt driver flex), zasysania powietrza albo luzowania się po kilku minutach. Wszystko to przekładało się później bezpośrednio na odtwarzany dźwięk (o tym za chwilę). Oczywiście zależnie od budowy ucha i kanału słuchowego problemy te mogą być mniej lub bardziej odczuwalne. Nie da się jednak ukryć, że Shanling MTW300 to model, gdzie poprawnej aplikacji warto poświęcić nieco więcej uwagi.

Shanling MTW300

Co jednak ważne, kiedy już seala uda się złapać, słuchawki zaliczają się do tych bardziej komfortowych. Są lekkie, dobrze wyprofilowana obudowa nie uwiera, a pasywna izolacja od hałasów otoczenia stoi na przyzwoitym poziomie.

Aplikacji brak - są za to gesty

Cała obsługa słuchawek odbywa się z wykorzystaniem gestów dotykowych. Te sprowadzają się do od jednego, do trzech stuknięć w każdą słuchawkę. Rejestrowane są poprawnie, a ich opanowanie nie powinno sprawić większych trudności. 

Niestety producent nie przewidział do obsługi Shanlingów żadnej aplikacji. Szkoda – choćby jej funkcjonalność miała się ograniczać do dostarczania aktualizacji oprogramowania, zawsze to coś, co lepiej mieć pod ręką.


Shanling MTW300 łączą się z wybranym przez nas urządzeniem za pomocą standardu Bluetooth 5.2, natomiast do transmisji dźwięku wykorzystywany jest jeden z trzech kodeków: aptX, AAC lub SBC. Na liście nie ma kodeków wysokiej rozdzielczości, ale nie wydaje się, żeby w jakiś sposób ograniczało to możliwości zestawu.

Wybitne brzmienie, ale dopiero po poprawkach

Pod względem jakości dźwięku Shanling MTW300 wyróżniają się zdecydowanie na plus. Mamy tu do czynienia z graniem na planie V, skłaniającym się mocno w kierunku jasności. 

Niskie tony są podbite w rejonie midbassu. Mają dzięki temu sporo masy, choć zachowują naturalne wybrzmiewanie i przyzwoity stopień kontroli. Dobrze zgrywają się zarówno z cyfrowymi samplami, jak i żywymi instrumentami. Średnica ucieka nieco na drugi plan, jednak w większości jest ona przyjemna w odbiorze: gładka, ale klarowna. 

Shanling MTW300

Najbardziej interesujące są natomiast soprany. Z jednej strony stanowią prawdopodobnie najjaśniejszy punkt tutejszego spektrum: są zróżnicowane, rozdzielcze, długo wybrzmiewają i nie gubią się nawet w gęstych partiach. Mówiąc krótko, przy dobrze zrealizowanym nagraniu stanowią miód dla uszu. Wyjątek stanowi nieprzyjemna górka w okolicach 6 kHz. Psuje ona przede wszystkim odbiór wokali i instrumentów grających na przełomie średnicy oraz tonów wysokich. Stają się one nienaturalnie chłodne i ostre. Słuchawki w fabrycznej konfiguracji mają też tendencję do nadmiernej sybilizacji. Efekt ten potęguje brak poprawnego seala i właśnie dlatego tak istotna jest w ich przypadku poprawna aplikacja. 

Na całe szczęście jest to problem, który można wyeliminować za pomocą korektora albo mocno ograniczyć odpowiednim doborem tipsów. Warto sobie taki trud zadać, bo w zamian dostajemy jedne z lepiej grających słuchawek TWS za te pieniądze.

Niestety o ile jakość odtwarzanego dźwięku w Shanling MTW300 wypada bardzo dobrze, o tyle o mikrofonie trudno powiedzieć cokolwiek pozytywnego. Rejestrowany przez niego dźwięk jest przesterowany i niewyraźny. Nawet przeprowadzenie rozmowy telefonicznej może być w ich przypadku utrudnione.

Shanling MTW300

Bateria nie do zdarcia

Producent deklaruje, że testowane słuchawki mogą grać nawet 10 godzin bez przerwy. Jest to wynik imponujący i – co ważniejsze – prawdziwy. W toku naszych testów Shanling MTW300 wytrzymywały z dala od etui od 8 do prawie 11 godzin, zależnie od głośności. Po uwzględnieniu akumulatora w etui czas ten wydłuża się nawet trzykrotnie.

Shanling MTW300 w toku testów dały się poznać jako słuchawki o rewelacyjnej jak na ten segment jakości dźwięku, ale opatrzone licznymi „ale”, które trzeba wziąć pod uwagę, decydując się na zakup. Czy są warte blisko 600 zł? Jeśli zależy nam na bezkompromisowej jakości dźwięku i nie boimy się equalizera – jak najbardziej. W innym przypadku skłaniałbym się jednak ku bezpieczniejszym opcjom.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne