DAJ CYNK

Nie przepłacaj za słuchawki, weź te. Huawei FreeBuds 6i – test

Anna Kopeć

Testy sprzętu

Nowość w ofercie słuchawek Huawei, świeżutka bo z początku tego miesiąca. Postanowiłam na własnej skórze sprawdzić, czy są faktycznie są małe, praktyczne i lekkie, tak jak zapowiada producent. 

Słuchawki Huawei Free Buds 6i - pierwsze wrażenie

Pierwsze wrażenie — styl i szyk, poręczne etui, które kryje w sobie słuchawki jest zwyczajnie ładne i bardzo miłe w dotyku. Być może to kwestia koloru fioletowy metalic, który wybrałam, ale są naprawdę ładne i pięknie mienią się w słońcu. Jeśli chodzi o stylowość, to jak dla mnie, efekt wow.

Huawei Free Buds 6i

Etui jest jednocześnie stacją ładującą jak w przypadku innych tego typu słuchawek. W pudełku znalazłam też kabel USB oraz zapasową parę końcówek dousznych.

Leciutkie i kompaktowe. Łatwo schować do kieszeni. Aż chce się testować. Obły kształt powoduje, że intuicyjnie przechowuję je poziomo. W pionie jest to trochę trudniejsze, ale też możliwe, jeśli się człowiek uprze. Wszystko zależy od przyzwyczajenia korzystania ze słuchawek. 

Po kilku dniach testowania już wiem, że nie jest to przypadek, że słuchawki oraz etui są wykonane z gładkiego plastiku. Przez to stają się łatwe do utrzymania w czystości, co faktycznie trzeba docenić. Mimo intensywnej eksploatacji, noszenia w torebce, w towarzystwie wielu innych przedmiotów, w tym kluczy, słuchawki wyglądają niemal tak samo, jak w dniu, kiedy przyniósł je kurier. Nie zauważyłam żadnych rys. 

A co z tym dźwiękiem?

Huawei Free Buds 6i posiadają certyfikat jakości dźwięku Hi-Res, co oznacza, że na kompatybilnym sprzęcie są w stanie korzystać z lepszych kodeków niż standardowy SBC czy AAC — w przypadku tego modelu mowa jest o kodeku LDAC, z pasmem przenoszenia od 14 Hz do 40 kHz. Wystarczy je przytrzymać, aby zarządzać aktywną redukcją szumów i włączyć ANC. Czy faktycznie efekt jest jakiś spektakularny? Muszę przyznać, że jest po prostu przyzwoicie. Jak na taką cenę, słuchawki całkowicie spełniają oczekiwania. 

Obietnica mocniejszego basu za sprawą przetworników o średnicy 11 mm z poczwórnym magnesem także musiała zostać przeze mnie sprawdzona. Faktycznie, basy wydają się podkręcone. Ale nie mam porównania z poprzednią wersją. 

Never ending story, czyli bateria

Zacznijmy od ładowania, pełne powinno trwać godzinę i na taki też czas zostawiłam słuchawki przed rozpoczęciem testów. Miłe zaskoczenie, że mogą pracować 8 godzin, lub 5 z funkcją tłumienia dźwięków. W moim przypadku żywotność baterii wydała się bardzo długa, bo po użyciu zazwyczaj odkładałam słuchawki do etui. A w nim wystarcza 10 minut, by słuchawki działały kolejne 4 godziny.

Parowanie i obsługa — banalnie proste

Muszę przyznać, że myślałam, że pojawią się w tym momencie jakieś schody. Tymczasem nie, miłe zaskoczenie, że wszystko przebiegło praktycznie niezauważalnie. Samo parowanie nie jest trudne i poradzi sobie z tym osoba niezaawansowana technologicznie. W moim przypadku testy odbywały się na systemie iOS (iPhone13). Ale producent zapewnia, że są one także kompatybilne z systemem Windows i Android. Słuchawki można połączyć z dwoma urządzeniami jednocześnie i swobodnie przełączać się między nimi.

Jeśli chodzi o gesty to sposób używania jest dość intuicyjny. Odsłuchując Spotify wystarczy delikatnie musnąć słuchawkę w odpowiednim kierunku, aby podgłośnić lub przyciszyć. Stukając dwukrotnie pauzujemy numer lub ponownie go wznawiamy. Ot, cała filozofia. Nie trzeba wczytywać się w żadne instrukcje. Metodą prób i błędów otrzymujemy, to co chcemy. Wielu kombinacji nie ma. Stukając opuszką palca trzy razy wywołujemy kolejny numer z listy. To, że nie ma tu zbyt wielu opcji, ale dla mnie to akurat na plus. Bardziej cenię sobie proste urządzenia i fakt, że nie muszę wyjmować telefonu. Być może osoby bardziej wymagające i liczące na większą personalizację mogą czuć się nie do końca usatysfakcjonowane. 

Wygoda przede wszystkim

Nic nie obciera, nie uwiera. Ale musiałam się przyzwyczaić do tego, jak je umieścić, aby nie wypadały. Mi osobiście podoba się to, że nie wchodzą jakoś za głęboko do ucha. Nie lubię aż takiej bliskości tego typu sprzętu. Dla mnie jest to dużą zaletą. Aby zapewnić większy komfort producent na wszelki wypadek dołączył do opakowania wkładki douszne w różnych rozmiarach. Rozmiar uszu to kwestia osobnicza, aczkolwiek wytrzymywałam w nich dobre 2 godziny bez uczucia dyskomfortu. Myślę, że wytrzymałabym i dłużej w razie potrzeby. 

Przestrzeń miejska i sporty

No tak, słuchawki przetestowałam podczas spacerów w przestrzeni miejskiej i przyznam, że słuchanie podcastów, bądź ulubionych numerów z playlisty to sama przyjemność. 

 

Ale kusiło mnie także, aby wypróbować je w przypadku nieco bardziej ekstremalnych czynności. Nie dawało mi to spokoju i musiałam przetestować,  czy sprawdzą się podczas jazdy rowerem po ścieżce rowerowej w centrum miasta, wzięłam je także raz na bieżnię do klubu fitness. Okazało się, że całkiem dobrze sobie radzą. Dźwięki były wyraźne i nic nie rozpraszało w ich odbiorze. Spełniły swoją rolę bo pozwoliły mi osiągnąć większe skupienie. Powiedziałabym nawet, że im było głośniej naokoło mnie, tym lepiej wyciszały. 
 

Jedynie w tramwaju nie sprawdziły się najlepiej. Nie wygłuszały wystarczająco dźwięków, a nazwy przystanków co chwila zagłuszały mi piosenkę. Ale może to wcale nie wada — dzięki temu zachowałam czujność i przynajmniej, nie przegapiłam swojego przystanku. 
Tak się rozpędziłam w testach, że aż weszłam z nimi na kort. Co prawda, zaraz musiałam je zdjąć, ale chociaż przez chwilę poczułam się jak zawodniczka turnieju Rollanda Garrosa, tyle że w słuchawkach dousznych. 

Podsumowanie

Tak, polubiliśmy się. Słuchawki są całkiem dobre i spełniają swoją rolę. Odporne, długo działające na jednym ładowaniu, bezprzewodowe, z całkiem przyzwoitą jakością dźwięku. No i nie trzeba na nie wydawać fortuny. W tym momencie kosztują one 399 zł, w dowolnie wybranej wersji kolorystycznej. Dostępne w wielu sklepach oraz na oficjalnej stronie Huawei. Raczej mało prawdopodobne, aby ktoś żałował, że je kupił. 

Kilka razy zdarzyło mi się wytrącić je sobie z uszu, ale nie było to jakieś nagminne. Ale to cena tego, że nie wchodzą zbyt głęboko do uszu. Mnie osobiście urzekł ich wygląd. Niezależnie od parametrów, które są naprawdę satysfakcjonujące jak dla mnie, są po prostu ładne. Fioletowy kolor spodoba się każdej miłośniczce nowoczesnego designu. Ale uwaga — po założeniu, w świetle dziennym, wydają się po prostu srebrne. Mimo swojego niewielkiego rozmiaru zwracają uwagę. W przypadku tego metalicznego odcienia to niezapomniany element stylizacji. 

Dla miłośników klasyki słuchawki też występują w kolorze białym i czarnym. 

Tu znajdziesz testowane słuchawki:
👉Czarne
👉Białe
👉Fioletowe

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Anna Kopeć | Telepolis.pl

Źródło tekstu: własne