DAJ CYNK

Sprzedał grę, stać go na mieszkanie w Warszawie: superfart czy manipulacja?

Piotr Urbaniak

Gry

Sprzedał grę, stać go na mieszkanie w Warszawie

Dziennikarz Carl Jobst przekonuje, że zawrotne ceny retro gier na internetowych aukcjach to oszustwo. I ma garść celnych argumentów.

„Sprzedał grę, stać go na mieszkanie w Warszawie”, „Znalazł kartridż na strychu, nie musi pracować do końca życia”, „Myślał, że to śmieć, a zarobił fortunę” – tego rodzaju nagłówki widujemy w sieci regularnie. Mają świadczyć o ogromnym pożądaniu, jakim cieszą się ponoć retro gry, których entuzjaści są gotowi płacić po kilkaset tysięcy dolarów za kartridż.

Zresztą, aby nie być gołosłownym, w sierpniu br. w eter trafiła informacja, że oryginalną kopię Super Mario Bros sprzedano za rekordowe 2 mln dol. Słowem, nic tylko wyrzucić wszystkie graty z pawlacza, licząc na zachowane skarby z dzieciństwa. 

Ale czy na pewno? Dziennikarz Carl Jobst w ponad 50-minutowym materiale opublikowanym na YouTubie przekonuje, że boom na retro gry to wyłącznie mistyfikacja, za którą stoją właściciele wiodących serwisów z antykami, żądni rozgłosu. W szczególności wytłuszczone zostają nazwy Heritage Auctions i Wata Games, czyli firm, które kolejno prowadzą szumne aukcje i świadczą usługi rzeczoznawcze w zakresie gier video. 

Zdaniem Jobsta, Wata Games sztucznie winduje wartość poszczególnych pozycji, by ludzie z Heritage Auctions mogli chwalić się horrendalnymi sumami na aukcjach, które często… oferują sami.

Zobacz: Super Mario Bros pobił własny rekord. Kartridż poszedł za 450 tys. zł

Tak miało być chociażby w lipcu 2020 roku, kiedy to z wielką pompą ogłoszono sprzedaż zafoliowanej gry z Mario za ponad 100 tys. dol. Jednym z najaktywniejszych licytujących był wówczas rzekomo niejaki Jim Halperin, współzałożyciel Heritage. Nierzadko udział w licytacjach mieli brać także liczni udziałowcy obydwu spółek.

Co złego, to nie my

Oczywiście, jak nietrudno się domyślić, oskarżane firmy wszystkim zarzutom kategorycznie zaprzeczają. Co więcej, panuje dwugłos pomiędzy nimi a Jobstem, bo według oświadczenia przesłanego przez rzecznika Heritage Auctions do redakcji VGC, YouTuber w ogóle nie podjął próby kontaktu. Sam zainteresowany twierdzi natomiast, że komentarza mu odmówiono. 

„Heritage Auctions żałuje, że nie dano mu możliwości udzielenia odpowiedzi przed publikacją filmu, ponieważ w materiale znajduje się wiele przekłamań dotyczących faktów i niedokładnych wniosków”, twierdzi dział prasowy. „Zdecydowanie odrzucamy wszelkie zarzuty, że nasza firma lub jej pracownicy są zaangażowani w podbijanie cen lub inne nielegalne i nieetyczne praktyki”, podkreślono. Niemniej wątek udziału pracowników i akcjonariuszy w licytacjach bezpośredniego dementi się nie doczekał.

Nie wiadomo również niczego na temat ewentualnego skierowania sprawy na wokandę, co wydawałoby się naturalną koleją rzeczy w sytuacji pomówienia. Zatem, temat pozostaje otwarty.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Unsplash (Kamil S)

Źródło tekstu: VGC, oprac. własne