DAJ CYNK

Everdell - gra planszowa, która oczaruje każdego

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Poradniki


Everdell to gra planszowa, która zachwyca nie tylko pięknym wyglądem. Opowiadamy, do kogo jest skierowana i dlaczego warto po nią sięgnąć.

Nadciąga zima. Na całe szczęście taka bez hordy nieumarłych dobijających się z północy i tragicznego zwieńczenia historii w ósmym sezonie. Nie zmienia to jednak faktu, że sytuacja jest poważna. W końcu mamy tylko kilka miesięcy na to, by odbudować naszą małą leśną społeczność i zgromadzić zapasy, które pozwolą nam przetrwać do kolejnej wiosny. No to co? Czas ucieka, więc czas zabrać się do pracy!

Tak wygląda zadanie, z którym zmierzymy się w grze planszowej Everdell wydanej na naszym rynku przez wydawnictwo Rebel. To niezwykle malownicza gra, w której pokierujemy grupą leśnych stworzeń. Naszym celem jest rozbudować naszą małą osadę w taki sposób, żeby na koniec gry zdobyć jak najwięcej punktów. Mamy na to cztery rundy odpowiadające porom roku, z których każda kolejna będzie dłuższa od poprzedniej.


Od osady do leśnej metropolii

A w jaki sposób będziemy rozbudowywali naszą osadę? Przede wszystkim poprzez wysyłanie robotników po zasoby oraz zagrywanie kart. Używając fachowej terminologii, Everdell to gra łącząca gatunki worker placement i tableau building. Tłumacząc na ludzki, gra składa się z dwóch elementów. Po pierwsze, na planszy wydzielone zostały obszary, dzięki którym możemy zyskać określone bonusy. W większości będą to surowce niezbędne do rozbudowania naszej osady, ale zdarzają się też pola, dzięki którym zdobędziemy punkty lub będziemy mogli skorzystać ze specjalnych zdolności.

Aby skorzystać z dobrodziejstw danego obszaru, musimy wysłać tam swojego robotnika. Tych początkowo mamy tylko dwóch, jednak z każdą kolejną rundą ich liczba będzie rosła. I to ta dobra wiadomość. Zła jest natomiast taka, że większość pól na planszy może być zajętych tylko przez jednego gracza. Czeka nas więc ciągła rywalizacja o najbardziej lukratywne pola, która z każdą kolejką i rosnącą pulą robotników będzie tylko przybierała na sile.

Ale umiejętne zarządzanie naszą siłą roboczą to tylko jeden z elementów rozgrywki. Równie dużo uwagi – jeśli nie więcej – będziemy poświęcali kartom, z których przyjdzie nam budować swoje małe imperium. Każda z nich wymaga określonej ilości surowców, a po zagraniu zostaje na stole, stając się elementem naszej osady. Każda daje nam jakąś specjalną umiejętność: część z nich przyniesie nam zasoby przy okazji każdej fazy produkcji, inne pozwolą na zdobycie dodatkowych punktów.

Szanse i ograniczenia

Ważne jednak, że możemy ich mieć w swoim obszarze gry tylko piętnaście (z drobnymi wyjątkami). To oznacza, że zagrywając kolejne karty musimy myśleć nie tylko o kilku najbliższych turach, ale także o tym, czy przypadkiem nie marnujemy miejsca, które będzie nam potrzebne w przyszłości.

Ale nawet nie to sprawia, że karciany aspekt Everdell jest taki interesujący. O wiele bardziej fascynujące jest to, w jaki sposób poszczególne karty ze sobą współgrają, otwierając przed graczami niemal nieograniczone możliwości strategiczne. Przykładowo, Lekka barka na pierwszy rzut oka jest przeciętną kartą, która daje nam dwie gałązki i jeden punkt zwycięstwa. Niby fajnie, ale szału nie ma; szczególnie na dalszym etapie gry, kiedy mamy mnóstwo innych sposobów na zdobycie surowców. Ale wystarczy dołożyć Snycerza, by przy każdej fazie produkcji wymienić wspomniane dwie gałązki na dodatkowe dwa punkty. To już coś. Po dorzuceniu Sprzątacza możemy wyprodukować dodatkowe gałązki i zarobić za jednym zamachem jeszcze więcej punktów. Dorzućmy do tego Zamek i na koniec gry dostaniemy po punkcie za każdą zwykłą budowlę – w tym Lekką barkę. Wystarczy kilka sprytnych zagrań, by jedna pozornie niewiele warta karta stała się sercem silniczka, który na koniec gry przyniesie nam kilkanaście albo i kilkadziesiąt punktów.


Takie tradycyjne tworzenie kombosów i szukanie synergii nie jest jednak jedynym sposobem, w jaki karty mogą ze sobą współgrać. Ciekawym mechanizmem charakterystycznym dla Everdell jest również powiązanie ze sobą kart stworzeń i budowli. Działa to w ten sposób, że jeśli mamy dany budynek w swoim mieście, możemy w ramach tury za darmo zagrać przypisaną do niego kartę stworzenia. I zazwyczaj warto to robić. Raz, budowle i stworzenia są ze sobą powiązane tematycznie, ale i mechanicznie, a oferowane przez nich umiejętności dobrze ze sobą współgrają. Dwa, oszczędzamy surowce, a tych zawsze mamy za mało. Zawsze. Opcja oszczędzenia choćby jednej jagódki w skrajnym przypadku może przesądzić o zwycięstwie, a jeśli nie, to przynajmniej ułatwi nam dalszą rozgrywkę.

Jeśli brzmi to wszystko jak opis dużej, skomplikowanej gry, to… wiecie co? Nie będę kłamał. Everdell jest tytułem nieco bardziej złożonym niż, dajmy na to, Wsiąść do Pociągu czy 7 Cudów Świata. Generalnie jednak zasady w dalszym ciągu określiłbym jako przystępne, a losowy dociąg kart sprawia, że trudno mówić tu o jednej wygrywającej strategii. W efekcie w grę śmiało mogą grać osoby, które stawiają dopiero swoje pierwsze kroki w świecie gier planszowych. Powiem więcej – to doskonały sposób, rozpocząć swoją przygodę z nieco bardziej złożonymi grami ekonomicznymi i karcianymi.

A co czeka na wyjadaczy? Na wyjadaczy czeka szukanie synergii i optymalizowanie strategii. Everdell to jedna z tych gier, w które można zagrać dziesiątki razy i nadal nie odkryć wszystkich jej sekretów. Olbrzymia talia kart to nieskończone wręcz pokłady interesujących interakcji i spektakularnych kombosów, nie zawsze oczywistych na pierwszy rzut oka.


Małe dzieło sztuki

Co by jednak nie mówić, jak ekscytująca nie byłaby rozgrywka, najlepszą rzeczą w Everdell jest to, jak prezentuje się na stole. Ta gra jest PRZE-PIĘ-KNA. To mój absolutny faworyt, jeśli chodzi o oprawę graficzną. Zresztą wystarczy spojrzeć. W której grze macie gumowe jagódki jako surowce? A wielkie, kartonowe drzewo, które stawiacie na środku planszy? Znaczy, żeby była jasność – samo drzewo to najbardziej bezsensowny, niepraktyczny gadżet, jaki dotąd widziałem. Nie służy absolutnie niczemu, poza ograniczaniem pola widzenia nieszczęśnikowi, który miał pecha usiąść po złej stronie stołu. Ale wiecie co? To bez znaczenia. Ma robić wrażenie i wrażenie robi. Niesamowite wrażenie.

W niczym nie jestem jednak zakochany tak bardzo, jak w tutejszych ilustracjach. Są przepiękne i w fenomenalny sposób budują atmosferę sielskiej, ale i nieco magicznej społeczności leśnych stworzeń, którą przyjdzie nam pokierować. Nieważne, czy mówimy o rodzinie myszy ciężko pracującej na swojej farmie, czy o skąpanej w blasku księżyca wieży zegarowej, zamieszkałej przez nietoperza-historyka – każda opowiada swoją własną historię, a bijąca z nich troska o detale w dalszym ciągu zachwyca mimo kilkudziesięciu partii, które mam na koncie.


Z doświadczenia wiem, że Everdell nie jest grą, do której trzeba kogokolwiek długo przekonywać. Piękna oprawa graficzna i cudowny, baśniowy klimat mają w sobie coś, co przyciąga od pierwszego wejrzenia. Warto ulec tej pokusie, bo to naprawdę doskonały tytuł, który potrafi dostarczyć wielu godzin fenomenalnej zabawy, tak samo początkującym, jak i zaawansowanym planszówkowiczom.

Zobacz: Horrified - strasznie dobra gra dla fanów horrorów
Zobacz: Najlepsze planszówki dla początkujących – część 1
Zobacz: Puerto Rico - kultowa planszówka, w którą trzeba zagrać

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne