Na szczęście takie rzeczy tylko w Rosji, przynajmniej na razie, bo wiele wątków w tej historii może budzić uzasadnione skojarzenia z krajowym podwórkiem.
Ministerstwo Kultury Federacji Rosyjskiej cofnęło certyfikat dla filmu „Aita”, efektywnie zakazując jego rozpowszechniania w kinach i krajowych usługach streamingu. To pokłosie kilkumiesięcznego zamieszania w sferze politycznej, jakie wywołała niniejsza produkcja wśród komentatorów.
„Aita” to dramat w reżyserii Rosjanina Stiepana Burnaszewa, który na dużym ekranie pojawił się w marcu 2023 roku, by z marszu stać się najbardziej kasową produkcją w portfolio twórcy. Na start zarobił 26,4 mln rubli, od początku jednak nie podobał się władzy.
Fabuła filmu kręci się wokół policjanta, Afonii, który został niesłusznie zlinczowany po tym, jak jego imię pojawiło się w liście pożegnalnym pewnej nastolatki – córki szanowanego w lokalnej, jakuckiej społeczności myśliwego. Resort kultury, zapewne mając na uwadze napięcia, jakie panują w Republice Sacha (Jakucji), uznał produkcję za „promującą postawy nacjonalistyczne i separatyzm”.
Mimo że reż. Burnaszew w udzielanych wielokrotnie wywiadach zarzekał się, że jego cel był dokładnie odwrotny, a jego dzieło ma być przestrogą „do czego może prowadzić brak jedności narodów”, rządzący nie chcieli odpuścić. Z dniem 25 września 2023 roku Roskomnadzor zakazał dystrybucji „Aity” w każdej możliwej formie.
Co ciekawe, obok nacjonalistycznej rzekomo „Aity”, w tym samym zarządzeniu wyeliminowano jeszcze jeden film – „Kandydat” w reżyserii Dmitrija Shadrina. Tylko, ten akurat oberwał za mityczną propagandę LGBT. Intrygującego komentarza udzielił natomiast szef Jakucji, Aisen Nikołajew, zapewniając, że w jego republice „nikt nie nakręciłby filmu o nacjonalizmie i nietradycyjnych wartościach”.
Źródło zdjęć: Kadr z filmu „Aita”
Źródło tekstu: Wiedomosti, oprac. własne
