Firma SpaceX zaliczyła kolejną udaną misję kosmiczną - i to tydzień po poprzedniej. Rakieta Falcon9 ponownie wzbiła się w przestworza i zostawiła na orbicie paczkę satelitów.
Czy to się komuś podoba, czy nie (a wielu osobom to się nie podoba), Starlinki krążą już stadami wysoko na niebie. A dokładniej - piętnasta paczka to sześćdziesiąt kolejnych satelitów, które mają zostać umieszczone na pułapie 550 km. Rakieta Falcon 9 wystartowała wczoraj zgodnie z planem, czyli o godzinie 17:31 CEST. Na poniższym nagraniu możesz obejrzeć jej start z umieszczonej na Florydzie wyrzutni LC-40 na Florydzie. Doleciała do orbity okołoziemskiej, gdzie uwolniła satelity - cała operacja od startu do uwolnienia zajęła godzinę. Potem pierwszy stopień rakiety powrócił na Ziemię, a konkretnie - platformę morską.
Same satelity Starlink w tej chwili podwyższają orbitę, aby znaleźć się na zaplanowanej. Ma to im zająć sporo czasu, ponieważ zakończy się dopiero za kilka tygodni. Starlinki do manewrów wykorzystują własne napędy. A poniżej proces startu rakiety Falcon 9.
Zobacz: SpaceX pracuje nad super-szybką rakietą dla wojska
Równo tydzień temu, czyli 18 października, Falcon 9 wyniósł również sześćdziesiąt Starlinków. Taka częstotliwość umieszczania stalietów, choćby i małych, rozsierdza wielu astronomów oraz amatorów lubiących obserwować nocne niebo. Jest to dla nich zaśmiecanie przestrzeni. Elon Musk ogłosił już jakiś czas temu, że jego satelity będą tak mało rzucać się w oczy, jak to tylko możliwe, jednak czy dotrzymał słowa - jest sprawą dyskusyjną. A po co w ogóle tyle Starinków na niebie? SpaceX chce stworzyć za ich pomocą globalną sieć telekomunikacyjną, obejmującą m.in. internet dla wszystkich. NIe ma jeszcze żadnej konkretnej daty jej uruchomienia.