DAJ CYNK

Spektakularny lot SpaceX Elona Muska. Wylądowali spaloną rakietą

Bartek Grzankowski (Grzanka)

Kosmos

Starship poleciał

Starship przygotowany przez firmę SpaceX należącą do Elona Muska zaliczył spektakularny lot. Mimo problemów w trakcie lądowania, które przełożyły się na spalenie się fragmentu statku udało się nim wylądować w Oceanie Indyjskim.

Ostatnie dwa dni dostarczają nam niesamowitych emocji związanych z lotami w przestrzeń kosmiczną. Wczoraj w kierunku ISS wzniósł się statek Starlinker, który jest efektem współpracy NASA i Boeinga. Dziś natomiast ku niebu poleciała potężna rakieta Starship. Czwarty już lot zintegrowanego systemu nośnego Starship/Super Heavy zakładał między innymi bezpieczny powrót obu elementów – stopni, z których składał się obiekt. Nie obyło się jednak bez wielkich emocji.

Spokojny początek

Początek nie zapowiadał problemów. Start nastąpił o 14:50 czasu polskiego z bazy Starbase w Teksasie. Choć dostrzeżono brak działania jednego z silników, nie wpłynęło to znacząco na tę fazę testu. Kolejne zadanie polegało na rozdzieleniu dolnego stopnia Super Heavy od górnego Starshipa. W tym czasie widzowie mogli jeszcze na bieżąco obserwować transmisję z kamer umieszczonych na obu części. Dzięki temu można było obejrzeć udaną próbę wodowania dolnego stopnia w Zatoce Meksykańskiej. Super Heavy opadał ku wodzie, by tuż przed powierzchnią zatrzymać się i spokojnie przechylić się do oceanu.

Tymczasem górny stopień, nazywany też czasem po prostu Ship, kontynuował swój lot osiągając ostatecznie wysokość ponad 200 kilometrów nad Ziemią. W tym czasie także na pewien czas stracono połączenie z kamerami zewnętrznymi, ale najważniejsze dane na temat statku wciąż spływały do komputerów, co wskazywało na dalszy, pomyślny lot.

Ship w ogniu, Starliner na ISS

Obraz z kamer powrócił niedługo przed ponownym wejściem w atmosferę w okolicach Oceanu Indyjskiego. I tu zaczęły się największe emocje. Już sam proces wchodzenie w atmosferę jest procesem niezwykle wymagającym, ale i widowiskowym, co można było obserwować na żywo dzięki kamerom umieszczonym na statku oraz połączeniu z satelitami Starlink. 

Tu jednak zaczęły się największe problemy. Po pokonaniu granicy, w której utracono kontakt z poprzednikiem Shipa, gdy statek był na wysokości około 56-57 kilometrów na Ziemią, można było zauważyć ogień w okolicy skrzydła. Statek pędził wtedy z prędkością ponad 16 tysięcy kilometrów na godzinę. Następnie dwukrotnie tracono sygnał z kamerą, jednak ostatecznie obraz powrócił, a zespół SpaceX zdawał się nie tracić panowania nad rakietą. Ostatecznie dane telemetryczne wskazywały na to, że zostały uruchomione silniki, które pomogły wyhamować rakietę przed uderzeniem w wodę. To manewr podobny do hamowania na autostradzie rozpędzonym samochodem, w którym jedno z kół w zasadzie jest zniszczone, co utrudnia kontrolę nad autem. Tylko, że w przypadku Starshipa było to niesamowicie trudniejsze.

Fragment nagrania wideo z lotu
Fragment nagrania wideo z lotu, moment zapłonu

Zdecydowanie sam lot można uznać za udany, choć SpaceX ma jeszcze przynajmniej jedna lekcję do zrobienia, związaną z konstrukcją skrzydła. System musi być przecież w pełni bezpieczny, jeśli ma transportować w przyszłości ludzi w kosmos. Kolejnego testu można spodziewać się jeszcze w tym roku.

Natomiast trochę w cieniu osiągniecia SpaceX kończy się właśnie proces dokowania Starlinera, który po latach opóźnienia ze startem wyprawy załogowej, postanowił nieśpiesznie dotrzeć wreszcie do ISS. Powrót z dwójką astronautów jest zaplanowany za tydzień.

Zobacz: Starliner w końcu wystartował. Boeing odbije się od dna?

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: SpaceX

Źródło tekstu: SpaceX, NASA