DAJ CYNK

Google śledzi internautów zaglądających na strony porno - nawet w trybie incognito

Mieszko Zagańczyk

Rozrywka



Google, a także w mniejszym stopniu Facebook, mogą bacznie obserwować internautów, którzy odwiedzają strony pornograficzne. Nawet tych, którym wydaje się, że zachowują pełną anonimowość, korzystając z trybu prywatnego w przeglądarce.

Takie wnioski płyną z badań, które przeprowadzili badacze z Microsoft Research, Uniwersytetu Carnegie Mellon oraz Uniwersytetu Pensylwanii. Analizie poddanych zostało ponad 20 tysięcy stron pornograficznych i okazało się, że z ponad 93% z nich wyciekają poufne dane, które trafiają do nieupoważnionych do tego odbiorców. Numerem jeden wśród tych odbiorców jest Google.

Zobacz: Aplikacje upiększające selfie na Androida pokazywały reklamy porno i kradły zdjęcia użytkowników
Zobacz: Porno w Wielkiej Brytanii na cenzurowanym. Już teraz widać, że nowe prawo to jeden wielki bubel

Badacze twierdzą, że dane pozyskane ze stron pornograficznych wykorzystywane są do tworzenia dokładnych profili zachowań użytkowników i ich seksualnych zainteresowań. Chociaż profile nie są powiązane z konkretnymi użytkownikami sieci, a ich osobiste dane nie są wykradane, to jednak tworzony jest obraz pewnego wzorca osobowego, opisującego wybory i reakcje. Komplet tego typu informacji stanowi wartościowy towar, który pozwala skutecznie targetować reklamy. Cały proceder kwitnie oczywiście przy całkowitej niewiedzy użytkowników, a korzystanie z trybu incognito w przeglądarce nie zapewnia im anonimowości. Tryb prywatny sprawia jedynie, że w urządzeniu internauty nie pojawia się historia przeglądanych stron ani ciasteczka. Jednak dostawcy internetu, odwiedzane strony internetowe czy systemy reklamowe są w stanie śledzić aktywność użytkowników i analizować ich zainteresowania.

Zobacz: Tumblr usunięty z Apple App Store przez... dziecięcą pornografię
Zobacz: Setki tysięcy osób podpisały petycję w sprawie zbanowania porno na Tumblr

Gromadzenie danych o internautach zaglądających na strony porno odbywa się za pomocą różnych mechanizmów - przede wszystkim przez API Google’a i jego usługi analizowania ruchu oraz systemy reklamowe, z których korzystają webmasterzy, w rodzaju DoubleClick. Amerykański gigant zdobywał informacje o użytkownikach z aż 74% przeanalizowanych stron porno. Daleko za Google znalazł się Facebook, który szpiegował skromne 10% stron.

Badacze zwracają uwagę, że w swoich platformach reklamowych i wideo, jak np. na YouTube, Google zabrania publikowania treści dla dorosłych, ale z drugiej strony nie zakazuje stronom pornograficznym używania własnego API ani narzędzi do pomiaru ruchu na stronach (Google Analytics). Czyli - u siebie nie pozwala, ale nie ma ograniczeń w obserwowaniu konsumpcji pornografii przez użytkowników, często bez ich wiedzy.

Zobacz: Grupa posłów PiS chce blokować strony z pornografią
Zobacz: Pajacyki, czyli seans pornograficzny w pomarańczowym salonie

Raport amerykańskich badaczy spotkał się z natychmiastową ripostą Facebooka. Jego rzecznik Joe Osborne oświadczył: 

- Nie chcemy, by strony pornograficzne posługiwały się naszymi narzędziami biznesowymi, ponieważ ten rodzaj treści stanowi naruszenie naszych Standardów Społeczności. Kiedy tylko zauważamy, że takie aplikacje czy strony wykorzystują nasze narzędzia, podejmujemy przeciwko nim stanowcze działania.

Google nie odniósł się jeszcze do publikacji  badaczy. 

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Pixabay.com

Źródło tekstu: CNET, Android Authority