DAJ CYNK

Adobe zdenerwowało użytkowników, teraz się tłumaczy

Anna Kopeć

Aplikacje

Adobe

Adobe wywołało prawdziwą burzę, publikując zmiany w swoim regulaminie. Sprawdziliśmy, o co w tym wszystkim chodzi i czy jest się czego bać. 

Zmiany w regulaminach nie są czymś nietypowym i zazwyczaj przechodzą niezauważone. Tym razem było inaczej. Adobe wywołał prawdziwą burzę wśród swoich użytkowników, którzy zrozumieli, że Adobe będzie miało prawa do wszystkiego, co robią z użyciem ich programów.  

regulamin aktualizacja

Treść zmian, została naniesiona na fragment licencji z lutego 2024. Adobe zastrzega sobie tam prawo do automatycznego i manualnego dostępu do treści tworzonych przez użytkowników. Adobe zachowuje dla siebie także możliwość wyłączenia takiej zgody, jednak "w pewnych okolicznościach nie ma to zastosowania". Chodzi o niektóre czynności z zastosowaniem AI. 

W sieci zawrzało, bowiem firma Adobe dostarcza pakiet najważniejszych programów, biorąc pod uwagę pracę kreatywną. Korzystają z niego studenci na całym świecie, indywidualnie artyści oraz znane marki. Cała sprawa nie zyskała by takiego rozgłosu, gdyby firma wcześniej poinformowała użytkownika głośno o zmianach i wyjaśniła dlaczego są niezbędne. W momencie, kiedy użytkownik otrzymał komunikat "akceptujesz, albo koniec pracy", to nie mogło przejść bez echa. Zawinił zatem przede wszystkim, błąd w komunikacji.

 

Adobe - poszło o zapis w licencji prawa do treści tworzonych przez użytkowników

Cała zmiana może wydawać się na kontrowersyjna, ale sposób jej wprowadzenia dolał oliwy do ognia. Użytkownicy zdenerwowali się nie tylko zapisem, ale tym że konieczność zaakceptowania nowych warunków, zbiegła się z aktualizacją aplikacji. Oznaczało to, że w przypadku braku akceptacji zmian w regulaminie,  blokowano dostęp do aplikacji. Osoby, których Photoshop jest codziennym narzędziem pracy, poczuły się bardzo niekomfortowo, przymuszone do natychmiastowej zgody na wszelkie zmiany, zanim się jeszcze z nimi zapoznały. 

Adobe publikuje wyjaśnienie na swoim blogu

Adobe chyba nie spodziewało się, że aż tak zdenerwuje społeczność korzystającą z ich pakietu. Firma opublikowała wyjaśnienia, w których dokładniej wyjaśnia do czego potrzebny jest jej ten zapis, i na czym polegałoby wykorzystanie danych. Zapewniła także, że nie używa do szkolenia swojego silnika AI Firefly żadnych danych od użytkowników, tylko wyłącznie z licencjonowanych danych z Adobe Stock oraz źródeł publicznych. 

Zobacz: Chrome ma powody do świętowania. Padł nowy rekord

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Koshiro K / Shutterstock.com

Źródło tekstu: Blog Adobe