Rosja zmieniła styl działania na TikToku. USA postanowiły zebrać zatem swoich TikTokerów i przekonać ich do swojego stanowiska.
TikTok to najchętniej pobierana aplikacja na świecie. Szczególnie ukochała ją młodzież. Nic dziwnego, że TikTok pokonuje Facebooka czy nawet Google'a. Wielkie zasięgi i rzesze użytkowników to też bardzo kuszące pole do uprawiania propagandy.
Od razu zrozumiały to Rosja i USA. Federacja Rosyjska od razu ruszyła szerzyć swoją wizję rzeczywistości na TikToku. Tamtejsi influencerzy powtarzali dokładnie taki sam komunikat napisany przez rosyjskie władze. Szybko jednak Rosja zrozumiała, że to niesamowicie toporny sposób na propagowanie swojego podejścia.
Teraz Rosja działa inaczej. Na Telegramie można znaleźć ogłoszenia, które szukają influencerów z odpowiednio dużą bazą fanów i polubień. Tym razem to sami użytkownicy mają wymyślić co mówić. Nie zostaną oni jednak bez opieki. Słowa kluczowe i przesłanie komunikatu na temat wojny zapewnia zleceniodawca. Ustalone są też hasztagi czy pora publikowania. Skonsultować trzeba też scenerię filmiku i używane emotki. Chętni mają podać cenę, za jaką są gotowi publikować filmy.
W USA prezydent Joe Biden zlecił zebrać 30 amerykańskich influencerów. Biały Dom zorganizował z nimi rozmowę przez Zooma. Młodzież miała tam dowiedzieć się o strategicznych celach USA w regionie i działaniach Rosji w sieci. TikTokerzy mogli też zapytać o działania NATO czy pomoc humanitarną.
Nie wygląda jednak, by przesłanie amerykańskich władz trafiło na tak podatny grunt, jak chciałby tego Biały Dom. Jeden z zaproszonych influencerów Kahlil Greene powiedział, że marginalizowane w USA społeczności są przygnębione różnicą w traktowaniu przez media cierpienia Ukraińców i ludzi w innych częściach świata. Greene zaznaczył, że na świecie trwa wiele wojen, a w niektórych to niestety USA jest po stronie okupantów i napastników. Tam jednak media nie poświęcają tyle uwagi.
Zobacz: TikTok pozwoli na trzy razy dłuższe filmiki
Zobacz: Mark Zuckerberg żali się, że TikTok zjada Facebooka
Źródło zdjęć: shutterstock
Źródło tekstu: vice, wall street journal, fortune
