DAJ CYNK

Apple w końcu zrobił powerbank, ale jest drogo i bardzo skromnie

Piotr Urbaniak

Sprzęt

Oczekiwany od kilku miesięcy, oficjalny powerbank Apple ze złączem MagSafe w końcu trafia do sprzedaży. Jednak gdy fani mają nową zabawkę, złośliwcy dostają pretekst do uszczypliwości, bo sprzęt jest piekielnie drogi i raczej nie powala specyfikacją.

Akumulator MagSafe, jak oficjalnie nazywa się owo akcesorium w Polsce, ma pojemność 1460 mAh, czyli mniejszą nawet od wbudowanej baterii filigranowego iPhone'a 12 mini – 2227 mAh. Podpięty do gniazdka sieciowego, zachowuje się niczym ładowarka MagSafe, oferując na wyjściu do 15 W. W trybie mobilnym prąd ładowania jednak znacząco spada i moc wynosi ostatecznie 5 W.

Z technicznego punktu widzenia, pewną ciekawostką jest, że domyślnie akcesorium przerywa ładowanie, gdy bateria smartfona osiąga 90 proc. Niemniej akurat tę blokadę można zdjąć w opcjach. 

Apple w końcu wydał swój powerbank. Jest drogo i raczej skromnie

Apple nie bez kozery nie używa słowa powerbank, jak zwykle idąc niejako własną ścieżką. Akumulator MagSafe komunikowany jest bowiem nie jako awaryjne źródło energii, lecz rozszerzenie baterii telefonu. Krótko mówiąc, firma z Cupertino zdaje się sugerować, aby przystawkę nosić zawsze podpiętą, a nie sięgać po nią tylko w razie potrzeby. Pamiętacie jeszcze niezgrabne etui z dodatkową baterią? Oto ich świeższe wcielenie.

Lista kompatybilności obejmuje oczywiście wszystkie iPhone'y 12, a więc od Pro Max, poprzez Pro i model regularny, a skończywszy na mini. Trzeba tylko pamiętać, by zaktualizować system do iOS 14.7, o czym informuje wyraźnie sam producent.

Co zdecydowanie nie ucieszy potencjalnie zainteresowanych, to cena. Gadżet wyceniono w Polsce na 499 zł, a zestaw nie zawiera choćby kabla Lightning, nie wspominając już o zasilaczu sieciowym. 

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Apple

Źródło tekstu: Apple, oprac. własne