DAJ CYNK

Ładujesz tak telefon? Zapomnij. Idzie rewolucja

Piotr Urbaniak (gtxxor)

Sprzęt

Ładujesz tak telefon? Zapomnij. Idzie rewolucja

Infinix zaprezentował właśnie w Chinach dwa rozwiązania dotyczące ładowania smartfonów, które, jeśli tylko okażą się zgodne z zapowiedziami, mogą naprawdę namieszać na rynku.

Jeśliby zapytać, w jaki sposób ładujecie telefon, to na dobrą sprawę paść mogą tylko dwie odpowiedzi. Pomijając handlowe określenia poszczególnych producentów, można mieć albo klasyczną ładowarkę przewodową, albo nowocześniejszą indukcyjną. Ale tu cały na biało wchodzi Infinix, który kusi czymś znacznie bardziej widowiskowym – ładowaniem na odległość.

AirCharge, jak nazwano rzeczoną technikę, nie jest wprawdzie niczym rewolucyjnym w ujęciu naukowym, ale w końcu ma szansę opuścić laboratoria, by trafić pod strzechy. Słowem, pojawić się w sprzęcie klasy konsumenckiej, w dodatku relatywnie niedrogim, gdyż taki właśnie tworzy Infinix.

Ładujesz tak telefon? Zapomnij. Idzie rewolucja

Indukcja bez dotykania. Na odległość 20 cm

Aby naładować smartfon z odległości około 20 cm, producent wykorzystuje zjawisko rezonansu magnetycznego. Dodajmy, przy częstotliwości 6,78 MHz. Wymaga to zastosowania dwóch cewek. Jedna, zwana nadawczą, wskutek przepływu prądu wytwarza pole magnetyczne. W drugiej, odbiorczej, znajdującej się w bliskiej odległości, pod wpływem oddziaływania pola magnetycznego indukuje się prąd. 

Jest to więc wypisz, wymaluj rozwiązanie opisane już w 2015 roku przez stowarzyszenie AirFuel. Tyle że, jak już zostało wspomniane, tym razem ubrane w konsumenckie szaty. Główny atut? Brak konieczności bezpośredniego kontaktu urządzenia z podkładką. Ba, nawet cewki w przestrzeni nie muszą znajdować się równolegle względem siebie. Wada? Maksymalna moc na poziomie 7,5 W. Zatem, rekordu szybkości nie będzie, ale tu nie szybkość jest celem.

Na Antarktydę jeszcze nie, ale do Jakucka ujdzie

Szybkość może za to stanowić domenę drugiej spośród zaprezentowanych technologii, choć nie w sposób bezpośredni. To akumulator Extreme-Temp, który, jak sama nazwa poniekąd wskazuje, bazuje na elektrolicie o szczególnej ponoć odporności na skrajne temperatury, w tym na siarczysty mróz i tropikalne upały.

Ładujesz tak telefon? Zapomnij. Idzie rewolucja

Jak doskonale wiadomo, typowe akumulatory Li-Ion nie lubią ani zimna, ani ciepła. Przy ujemnych temperaturach szybko maleje przewodnictwo elektrolitu, a co za tym idzie napięcie przy oczekiwanym natężeniu. W rezultacie spada czas pracy. Dodatkowo, ładując wychłodzony pakiet, ryzykujemy galwanizacją litową, czyli osadzaniem się jonów litu na powierzchni anody – a to już krótka droga do nieodwracalnego uszkodzenia. Czym zaś grozi przegrzanie, raczej dodawać nie trzeba.

Akumulatory z nowym elektrolitem, Extreme-Temp, wedle zapowiedzi poradzą sobie doskonale zarówno w temperaturze -40, jak i +60 st. Celsjusza. Dzięki temu będą też lepiej znosić trudy ładowania bardzo szybkiego – chwali się producent. Przy czym więcej szczegółów mamy poznać w trakcie targów CES 2024 w Las Vegas, datowanych na styczeń 2024 roku.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Shutterstock

Źródło tekstu: Gizchina, oprac. własne