DAJ CYNK

Australijskie media tracą na walce władz kraju z Facebookiem

Michał Świech

Wydarzenia

Like - znak rozpoznawczy Facebooka

W odległej Australii trwa spór władz i Facebooka. Ofiarą padają jednak australijskie media, którym tamtejszy rząd rzekomo pomaga.

Facebook i Google to dla wielu Internautów podstawowe źródło czerpania wiedzy o wydarzeniach ze świata. Nie mogą się z tym pogodzić media tradycyjne, które regularnie nawołują do różnych form opodatkowania obu gigantów. Wydawcy uważają bowiem, że to nieuczciwe, że Facebook i Google zarabiają więcej na ich treści niż oni sami. Problem pojawia się wówczas, gdy boleśnie przekonują się, że bez Facebooka i Google'a mieliby o wiele mniej czytelników. Tak dzieje się właśnie w Australii. Tamtejszy rząd uznał, że Google i Facebook mają płacić za linki do publikacji. Pierwsza z firm próbowała walki, ale bojąc się zabrania rynku wyszukiwarkowego w Australii przez Microsoft i Binga szybko zmieniła zdanie. Teraz Google postawił na osobne umowy z każdym z medialnych koncernów. Facebook skorzystał z tego, że w przeciwieństwie do Google'a, nikt tam nie pojawi się bez swojej zgody. Portal oznajmił zatem, że zwyczajnie nie chce wiadomości w australijskim Facebooku.

Serwis wiele nie stracił - tego typu publikacje odpowiadały bowiem jedynie za 4% treści. O wiele szybciej wykrwawiają się media, które straciły dużo więcej. Ruch na ich stronach spadał średnio o 16%. Jednocześnie o 14% spadł średni czas pobytu na ich stronach. Facebook dobitnie pokazuje zatem, że to koncerny mediowe są zależne od Facebooka. Mimo to, Australia nie rezygnuje i chce skonstruować koalicję wielu państw przeciwko Facebookowi. Wysiłki kraju wspierają największe koncerny prasowe, które widzą w tym szansę dla siebie.

Zobacz: Facebook w Australii ograniczy aktywność... mediów
Zobacz: Kanada też chce, by Facebook płacił za linki do mediów

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło tekstu: ad news, wł