DAJ CYNK

Kraków. Kliknęła w fałszywy SMS, grozi jej więzienie

Piotr Urbaniak (gtxxor)

Wydarzenia

Kraków. Kliknęła w fałszywy SMS, grozi jej więzienie

Kobieta najpierw dała się okraść, a teraz musi jeszcze udowodnić swą niewinność 

SMS pochodzący rzekomo od dostawcy prądu i skromna dopłata, ostatecznie przeradzająca się w ujawnienie wrażliwych danych, a co za tym idzie większej sumy pieniędzy. Schemat znany i niestety, mimo licznych ostrzeżeń, skuteczny.

Wydawałoby się jednak. że przynajmniej co do tego, kto jest tutaj sprawcą, a kto ofiarą, nie powinno być żadnych wątpliwości. Cóż, krakowska prokuratura ma najwyraźniej inne zdanie i to pomimo wyroku uniewinniającego ze strony tamtejszego Sądu Okręgowego. Powołując się na art. 299 kodeksu karnego, oskarżyciel publiczny żąda, aby oszukana kobieta odpowiedziała teraz za pranie brudnych pieniędzy.

Okradli ją, ale oddali. Z nawiązką. Z cudzego konta

Skandaliczną interpretację urzędników opisuje „Rzeczpospolita”. Jak czytamy, poszkodowana otrzymała dość typowy SMS o konieczności dopłaty za energię, co też niezwłocznie uczyniła. Rzecz jasna, dzięki temu naciągacze przejęli dostęp do jej rachunku, po czym natychmiast pobrali z niego 1,75 tys. zł.

Rzecz w tym, że to nie koniec. Niemal w tym samym czasie na rachunek dziecka kobiety, powiązany z wykradzionym profilem klienta, wpłynęła kwota 7 tys. zł – relacjonuje „Rz”. Znając specyfikę internetowych oszustw, nie powinno być to nic zaskakującego, bo napastnicy wykonują wzajemne transfery między przejętymi kontami celem zatarcia śladów. Bank się jednak zdziwił na tyle, że miał kompletnie pokpić procedurę reklamacyjną.

Bank zażądał zwrotu, tylko nie na piśmie

Według przedstawionych informacji, w pierwszej kolejności instytucja zareagowała jedynie generycznym oświadczeniem o braku możliwości zwrotu wykradzionych środków. Pozostałe kwestie, w tym tajemniczy przelew przychodzący, ponoć w ogóle nie zostały poruszone.

Dopiero z czasem bank ustalił, że pieniądze, które wpłynęły na konto dziecka, zostały skradzione innemu klientowi. Telefonicznie zażądał wówczas od kobiety złożenia oświadczenia o ich zwrocie na konto prawowitego właściciela. I tu zaczęły się schody.

Bohaterka, doświadczona już przez telefonicznych oszustów, miała zawnioskować o otrzymanie rzeczonej prośby na piśmie. Twierdzi, że jej nie otrzymała. Za to po kilku miesiącach bank środki zablokował i złożył do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.

Nie otrzymała ona żadnych pisemnych wytycznych co do tego, gdzie i w jaki sposób złożyć zrzeczenie się środków finansowych, które trafiły na jej konto. Telefonicznie przekazano jej jedynie informację, że zostały one zablokowane, dlatego sprawę uznała za zamkniętą

– tłumaczy mecenas Monika Brzozowska-Pasieka, reprezentująca oskarżoną.

Pikanterii nadaje fakt, że w tej samej sprawie został już zatrzymany mężczyzna z Warszawy, któremu wysyłanie fałszywych SMS-ów, a później pobieranie pieniędzy z cudzych rachunków faktycznie udowodniono. W myśl interpretacji przedstawianej przez prokuraturę krakowianka była jego wspólniczką, odpowiedzialną za pranie pieniędzy.

Pomimo, że Sąd Okręgowy w Krakowie uznał kobietę za niewinną, prokuratura nie odpuszcza. Ostatecznie grozi jej nawet osiem lat pozbawienia wolności.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Kamil Zajączkowski / Shutterstock

Źródło tekstu: Rzeczpospolita, oprac. własne