Kobieta przebywająca na Kostaryce postanowiła pojechać Uberem na lotnisko. Rachunek jaki dostała za podróż okazał się niewiarygodnie wysoki i początkowo nikt nie chciał przyznać się do błędu.
Dominique Adams zamierzała spędzić z mężem piątą rocznicę ślubu. Ponieważ jej małżonek przebywał w Gwatemali, a ona w tym czasie znajdowała się na Kostaryce, kobieta postanowiła dołączyć do mężczyzny. Zakupiła bilet lotniczy i zamówiła taksówkę Uber, by dostać się na lotnisko. Nie spodziewała się jaki rachunek zobaczy za ten odcinek drogi.
Po zrealizowaniu przejazdu, okazało się bowiem, że z jej konta zniknęło 29 994 dolarów, czyli 122 786 złotych. Nie mogąc zrozumieć na co wydała tyle pieniędzy, sprawdziła transakcje jakie ostatnio zrealizowała i zdała sobie sprawę, że została przez pomyłkę obciążona zapłatą za przejazd w dolarach amerykańskich, a nie w kostarykańskich colonach. Opłata w wysokości 29 994 colónów odpowiadałaby 226 złotym.
Kobieta po odkryciu nieprawidłowo naliczonej opłaty za przejazd zgłosiła się do swojego banku Altura Credit Union i firmy Uber. Bank jednak stwierdził, że jest to jej wina, ponieważ zamieściła zawiadomienie o podróży na swojej karcie oraz skierował ją do przewoźnika. Uber jednak także nie poczuwał się do odpowiedzialności za zaistniałą sytuację i w krótkiej informacji zalecił skontaktować się z bankiem.
Dopiero po wstawieniu filmów i postów na Twitterze Uber anulował transakcję. Przez ten cały czas jednak nikt nie porozmawiał z nimi telefonicznie w sprawie rozwiązania problemu, pomimo przesłania danych kontaktowych. Kobieta uważa, że bez nagłośnienia problemu w mediach społecznościowych, nikt nie wziąłby odpowiedzialności za zawyżoną cenę przejazdu.
Cały proces zwrotu pieniędzy trwał 4 dni, przez co małżeństwo właściwie nie miało pieniędzy na zaplanowane podczas spędzania wspólnego czasu atrakcje. Jedyne na co było ich stać to transport łodzią do wybranego miejsca.
Źródło zdjęć: Shutterstock
Źródło tekstu: Newsweek.com, oprac. własne