DAJ CYNK

WhatsApp pogrążył ochroniarza. Stracił pracę przez jeden wpis

Piotr Urbaniak (gtxxor)

Wydarzenia

WhatsApp. Ochroniarz stracił pracę przez jedną wiadomość

Czaty grupowe na WhatsAppie powinny być traktowane niczym każda inna rozmowa w miejscu publicznym, ze wszelkimi tego konsekwencjami - uważa południowoafrykańska komisja arbitrażowa. To już kolejna opinia w sprawie zwolnień za wpis w sieci.

O tym, że internet jest swoistą enklawą brawury, w której ludzie zamieszczają rzeczy, jakich nigdy nie wypowiedzieliby twarzą w twarz, chyba nikogo uświadamiać nie trzeba. Zazwyczaj na ulicy przechodniów chcą pouczać co najwyżej Świadkowie Jehowy, natomiast w sieci to przykra codzienność.

Czy jednak internetowi hultaje mogą czuć się bezkarni, przynajmniej dopóki ktoś nie wytoczy przeciwko nim powództwa cywilnego? Południowoafrykańska komisja arbitrażowa przekonuje, że nie. A studium przypadku stanowi historia pewnego pracownika ochrony, który został dyscyplinarnie zwolniony z pracy pod zarzutem zachowań nieetycznych. W istocie rzeczy mężczyzna wysłał na WhatsAppie o jeden post za dużo.

Historia ochroniarza antyszczepionkowca

Pozornie sprawa wydaje się błaha. Jak relacjonuje dziennik Business Tech, były już ochroniarz wszedł na publiczną grupę firmy, której biurowca miał strzec jako pracownik podwykonawcy. I opublikował tam dość opasły wpis manifestujący poglądy antyszczepionkowe, co miało stanowić odpowiedź na prowadzoną przez zleceniodawcę politykę zachęcającą pracowników do szczepień. 

Mimo iż zdarzenie to miało miejsce w czasie wolnym od pracy, a mężczyzna zasłaniał się wolnością wypowiedzi, umowa z krnąbrnym stróżem została rozwiązana. Ten jednak nie dał za wygraną i skierował sprawę do arbitrażu, lecz bezskutecznie.

Pracownicy powinni zachować szczególną ostrożność podczas publikowania postów i zastanowić się, czy nie może dojść do naruszenia obowiązków lub naruszenia reputacji pracodawcy za każdym razem, gdy korzystają platform społecznościowych lub publikują posty. Nie oznacza to, że pracownika można zwolnić za cokolwiek, ale zdecydowanie wskazana jest dokładna analiza

- komentuje rzecznik zaangażowanej w sprawę kancelarii Wright Rose-Innes.

Jak orzeczono, publikacja wpisu w sieci jest równoznaczna z udzieleniem danej wypowiedzi, a skoro ta może narazić na szwank interes pracodawcy, w myśl umowy o pracę podlega karze. Dodatkowo, zdaniem komisji, w tym konkretnym przypadku ochroniarz wydatnie przekroczył swoje kompetencje, gdyż nie do niego należy ocena polityki klienta.

Czy można zostać zwolnionym za post?

W Polsce teoretycznie nie, bo prawo pracy takiej możliwości nie przewiduje, ale tak naprawdę wszystko zależy od detali konkretnej sprawy. Jeśli ów post ma charakter wulgarny albo obraźliwy, to wówczas w grę wchodzą inne niż sam komentarz w sieci przesłanki. Uniwersalnym argumentem bywa w takich sytuacjach utrata zaufania do pracownika, choć i tu musi pojawić się racjonalna i obiektywna argumentacja. 

Szerokim echem odbiła się sprawa pracownika Ikei, zwolnionego za homofobiczne wystąpienie na firmowym forum. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga postawiła kierowniczce zarzut ograniczania praw pracowniczych, sąd w pierwszej instancji jednak kobietę uniewinnił, ale teraz ciągnie się apelacja.

Jak więc widać, ciężko o jednoznaczną ocenę i dotyczy to nie tylko Polski. Na Zachodzie głośny pozostaje m.in. wątek reporterki Associated Press, zwolnionej w 2021 roku za wpisy na Twitterze. 

Wniosek wydaje się jasny: chcąc uniknąć kłopotów, najlepiej zacząć od tego, by nie pisać rzeczy, których publicznie by się nie wypowiedziało. Rzecz jasna, to ledwie półśrodek, bo przecież nie da się wykluczyć, że każda z wymienionych powyżej osób powtórzyłaby swoją opinię prosto w oczy. Niemniej przeważnie w przestrzeni realnej jesteśmy bardziej powściągliwi i za rozsądne należy uznać przełożenie takiego właśnie podejścia na social media oraz komunikatory.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: guteksk7 / Shutterstock

Źródło tekstu: Business Tech, oprac. własne