DAJ CYNK

W internecie nie kupisz masek ani środków do dezynfekcji. Zniszczy nas chciwość, a nie wirus

Anna Rymsza

Felietony

Maska budowlana nie chroni przed koronawirusem

Allegro, OLX i wiele innych platform handlowych od kilku dni nie pozwala wystawiać środków do dezynfekcji ani odzieży ochronnej. Powodów jest kilka, ale podstawowym jest ludzka chciwość.

8 marca w życie weszła specustawa, mająca przygotować nas na ewentualną epidemię choroby COVID-19, wywoływanej przez tak zwanego koronawirusa z Wuhan. Specustawa pozwala między innymi premierowi RP wymagać pewnych działań prewencyjnych od przedsiębiorców. Jednym z pierwszych było ograniczenie sprzedaży środków dezynfekujących i odzieży ochronnej na portalach internetowych. Dlaczego? Spekulanci kupowali je w ogromnych ilościach, by potem windować ceny na platformach Allegro i OLX. To samo działo się z różnymi maskami, nawet budowlanymi (jak na zdjęciu powyżej), które ochronią najwyżej przed zaklejeniem sobie nosa pyłem przy wygładzaniu desek.

Zawsze znajdą się chętni, by zarobić na cudzym nieszczęściu, ale nie miałam pojęcia o skali tego zjawiska. New York Times opisał przypadek braci Matta i Noah Colvinów, którzy utknęli z ponad 17 tysiącami butelek płynu do dezynfekcji rąk, którego nie mają gdzie sprzedać. Ten płyn mógłby trafić do biur, zakładów przychodni i domów osób, które po prostu potrzebują go na co dzień. Zamiast tego chemia i ściereczki antybakteryjne (sic!) leżą w kontenerze w stanie Tennessee. Czy muszę przypominać, że środki zabijające bakterie nie zawsze niszczą też wirusy?

2 tysiące kilometrów, 18 tysięcy butelek płynu

1 marca w USA zgłoszony został pierwszy zgon z powodu koronawirusa. Bracia szukali w okolicznych sklepach płynu do dezynfekcji rąk, ale zastali tylko puste półki. Zwietrzyli interes. Pokonali ciężarówką 2 tysiące kilometrów po stanach Tennessee i Kentucky, skupując z lokalnych sklepów środki do dezynfekcji. Zamówili też sporo towaru przez internet.

Butelki płynu wystawili na Amazonie w cenach od 8 do 70 dolarów – kilkukrotnie więcej, niż za nie zapłacili. Bracia zaczęli z 18 tysiącami opakowań płynu do dezynfekcji, kilka tysięcy ściereczek antybakteryjnych i byli przekonani, że oto udało im się złapać kurę znoszącą złote jaja. To nic, że żerowali na ludzkim strachu w obliczu nieznanego zagrożenia i narazili rodaków na ogromny stres.

Zobacz: Tesco zmienia zasady robienia zakupów przez internet, ogranicza kontakt z kurierami
Zobacz: Poczta Polska zmienia zasady pracy w związku z koronawirusem
Zobacz: ZUS i Urzędy Skarbowe zmieniają sposób pracy z powodu koronawirusa

Zostało im 17 700 opakowań płynu. Następnego dnia po wystawieniu Amazon usunął setki tysięcy ofert i zakazał sztucznego podbijania cen takich towarów. eBay w ogóle zabronił ich sprzedaży. Kura przestała znosić jaja i dziobie po rękach. Warto tu dodać, że platformy handlowe musiały zrezygnować z własnych zysków dla dobra ogółu. To jednak nie zniechęca spekulantów. Rozważają sprzedaż towaru na lokalnym rynku za 6 dolarów za butelkę – kupili go za 2 dolary.

New York Times dotarł do kilku innych sprzedawców, którzy zarobili tysiące dolarów, sprzedając na Amazonie maski jeszcze przed zmianą regulaminu.

Nie ma epidemii koronawirusa, jest epidemia paniki 

W Polsce działo się to samo. Allegro jeszcze przed podpisaniem specustawy usuwało oferty, żerujące na ludzkim strachu. W kraju mogą być tysiące osób, które zmagazynowały chemię i odzież ochronną zupełnie niepotrzebnie. Nawet niektóre apteki zwietrzyły interes. Maseczki używane przez lekarzy podczas przeprowadzania zabiegów, kosztują normalnie 35 groszy za sztukę. Ich ceny skoczyły nawet do 20 zł w aptekach stacjonarnych, a w internecie jeszcze wyżej. Zupełnie bez sensu – taka maseczka nie ochroni przed wirusem roznoszonym drogą kropelkową (nie chroni przed zarażeniem się, ale w sporym stopniu chroni przed zarażeniem innych). Blokada wystawiania takich przedmiotów to naprawdę dobre posunięcie.

To samo dotyczy rękawiczek. Praca w rękawiczkach zabezpiecza przed tak zwanymi chorobami brudnych rąk, na przykład salmonellozą. Noszenie lateksowych rękawiczek w stanie zagrożenia epidemicznego koronawirusem jest dość dziwne. Najdziwniejsze wydaje mi się jednak zamykanie przychodni, co zaleca… nie, nie Ministerstwo Zdrowia ani nie Główny Inspektorat Sanitarny. Inicjatywę promuje Porozumienie Zielonogórskie – Federacja Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia. Potencjalni pacjenci są przez to odcięci od podstawowej opieki i rzetelnych informacji.

I jeszcze jedno. Wprowadzony 12 marca stan zagrożenia epidemicznego nie oznacza, że panuje epidemia. Oznacza, że staramy się jej zapobiec i być przygotowani, gdyby się to jednak nie udało. Ustawa z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (t.j. Dz. U. z 2019 r. poz. 1239, 1495) definiuje stan zagrożenia epidemicznego jako sytuację prawną wprowadzoną na danym obszarze w związku z ryzykiem wystąpienia epidemii. Ten stan umożliwia podjęcie opisanych w ustawie działań zapobiegawczych, w tym przygotowanie szpitali na przyjęcie ewentualnych pacjentów (niektóre szpitale w całości są „przerabiane” na zakaźne). Jeśli wszystko pójdzie dobrze i będziemy postępować mądrze, unikniemy epidemii. Skupowanie chusteczek antybakteryjnych i bieganie po mieście w masce kupionej o 57 razy za drogo niczego nie zmieni. To nakręcanie zbędnej paniki i nieetycznej sprzedaży internetowej.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło tekstu: New York Times, wł.