DAJ CYNK

P4 płacze nad niewykorzystanymi szansami

Witold Tomaszewski

Felietony

Aktualne postępowanie P4 w sprawie częstotliwości przypomina mi czasy słusznie minione. Choć rozumiem argumenty merytoryczne, że sieć się przytyka, to jednak nigdzie nie jest napisane, że każdy musi mieć po równo. Szczególnie, że nawet nie próbuje wykorzystać stwarzanych szans i liczy chyba tylko na cud w biznesie wartym grube miliardy złotych.

Aktualne postępowanie P4 w sprawie częstotliwości przypomina mi czasy słusznie minione. Choć rozumiem argumenty merytoryczne, że sieć się przytyka, to jednak nigdzie nie jest napisane, że każdy musi mieć po równo. Szczególnie, że nawet nie próbuje wykorzystać stwarzanych szans i liczy chyba tylko na cud w biznesie wartym grube miliardy złotych.

P4 od pewnego czasu mocno podnosi argumenty o tym, że brakuje mu częstotliwości. Jako swoisty manifest w tej sprawie można traktować wywiad, jakiego TELEPOLIS.PL udzielił szef strategii Jacek Niewęgłowski. Szczególnie głośne P4 zrobiło się w momencie ogłoszenia planów Zygmunta Solorza-Żaka względem Polkomtela. Padały argumenty, że w jednym ręku skupione zostanie 60% dostępnych częstotliwości w Polsce, co jest dość rażącym i nieuprawnionym uproszczeniem. A tak wcale nie musiało być - wystarczy przeanalizować postępowanie tego operatora w ciągu ostatnich 5 lat.

P4, jeszcze jako Netia Mobile, w maju 2005 roku wygrało 15 MHz na 2100 MHz, płacąc 345 mln zł. W tym samym konkursie rozdane miało być jeszcze 20 MHz na 1800 MHz - jednak nikt tego nie wygrał, bo oferowane kwoty były wyjątkowo niskie (Netia Mobile oferowała zaledwie 2 mln zł). Szerzej o wynikach można przeczytać w tej wiadomości.

Co ciekawe, w czerwcu 2005 roku P4 (wciąż jeszcze jako Netia Mobile) wyraziło chęć pozyskania częstotliwości 1800 MHz i jako pierwsze złożyło wniosek do URTiP-u (poprzednik UKE). Z racji tego, że na wspomnianą częstotliwość było więcej chętnych niż pasma do oddania, w listopadzie 2005 roku URTiP ogłosił przetarg. P4 w ostatnim momencie zdecydowało, żeby nie startować, choć miało w pełni gotowy wniosek do złożenia, a przedstawiciele operatora byli już z nim w budynku Urzędu. Rzeczniczka prasowa P4 Magdalena Sawicka powiedziała wtedy, że operator nie był zainteresowany złożeniem oferty w przetargu, ponieważ ta technologia (GSM - przyp. moje) nie umożliwia świadczenia usług multimedialnych, a w perspektywie kilku lat zostanie wyparta przez UMTS. Przetarg w maju 2006 roku wygrała Telekomunikacja Kolejowa, która finalnie nie wzięła częstotliwości.

Kolejny przetarg na 1800 MHz wystartował w wakacje 2007 roku. Wśród chętnych znów zabrakło P4. Marcin Gruszka, rzecznik operatora, powiedział wtedy TELEPOLIS.PL, że nie istnieje ekonomiczne uzasadnienie dla pozyskiwania kolejnej częstotliwości w sytuacji, kiedy koncesja UMTS daje (…) w tym momencie zdecydowanie większe możliwości zarówno technologiczne, jak i produktów. Przypomnijmy, że był to przetarg, w którym nie było wpisanej konkretnej technologii, z której miał korzystać zwycięzca. Częstotliwości w październiku 2007 roku przypadły CenterNetowi, za którym stał znany inwestor Roman Karkosik oraz Mobylandowi (ówcześnie Tolpisowi), należącemu do włoskiej Eutelii. Obaj operatorzy zapłacili za nie odpowiednio ponad 120 i 100 mln zł.

Prawie równo rok później, w wakacje 2008 roku, wystartował przetarg na 900 MHz. Tym razem P4 stanęło do konkursu i w listopadzie tego samego roku wygrało dwie paczki po 5 MHz. Zaoferowane wtedy ceny są co najmniej zastanawiające - za jeden pakiet P4 dawało 511 mln zł, za drugi 217 mln zł. Operator wziął tylko jeden, tańszy - drugi przypadł Aero2, za który Zygmunt Solorz-Żak zapłacił ponad 200 mln zł. W niedawnym wywiadzie dla TELEPOLIS.PL Anna Streżyńska, prezes UKE powiedziała, że była to ewidentna gra P4 na wykorzystanie mechanizmów przetargu.

Kolejna ciekawa data to lipiec 2009 roku. Wtedy Aero2 ogłosiło przejęcie Mobylandu, wraz z 10 MHz częstotliwości 1800 MHz, za 13 mln euro. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Eutelia wcześniej z ofertą Mobylandu przyszła do P4 - choć trzeba dodać, że nie wiadomo z jaką ceną…

Na koniec wisienka na torcie - przetarg na 2600 MHz, na słynny "darmowy Internet", ogłoszony w maju 2009 roku. Gdyby P4 wystartowało, mogłoby być w nim faworyzowane. Znów nie wzięło udziału w walce - wygrało Aero2, płacąc za 50 MHz TDD w listopadzie tego samego roku 20 mln zł.

Biorąc pod uwagę historię opisaną powyżej, zdziwienie wzbudza we mnie zachowanie P4, krzyk nad nierównym traktowaniem i blokowaniem możliwości rozwoju, nad nierównomierną dystrybucją częstotliwości. Wszystkie powyższe decyzje podjęto na podstawie analizy biznesowej, próby przewidywania przyszłości i zaglądania do własnego portfela. Nikt niczego im nie nakazywał ani zakazywał, nikt P4 za ich kroki nie krytykuje. Jednak aktualne postępowanie operatora wskazuje na praktycznie bezpośrednie przyznanie się do błędnych, strategicznych decyzji w kwestii zasobów częstotliwościowych. Albo przyznanie, że wcześniej nie miało się pieniędzy. Ale P4 zdecydowanie nie ma prawa mówić, że szanse były nierówne i mówić "nam się należy".

P4 zdecydowanie zabrakło wyczucia rynku i strategicznego planowania nie na 2 kwartały wprzód, ale 5 albo 10 lat… Pod słowem strategia rozumiem finalne decyzje operatora, które mogą wynikać nie tylko z decyzji zarządu, ale i właściciela. To teraz się mści, bo częstotliwości nie są produktem dostępnym w każdym sklepie o dowolnym czasie. Tylko czasem pojawiają się one na rynku, na dodatek z malejącą do zera powtarzalnością. Doskonale wiedzą o tym pozostali trzej operatorzy, którzy przez ponad 4 lata chomikowali 2100 MHz z przeznaczeniem pod UMTS - trochę dla zablokowania konkurencji, trochę inwestując w przyszłość. O częstotliwości walczy się zawsze - nawet, jeżeli szanse na wygrane są niewielkie.

Na 1800 MHz jest jeszcze do zdobycia 25 MHz. W niedawnym wywiadzie dla TELEPOLIS.PL Anna Streżyńska, prezes UKE powiedziała, że P4 dostanie swoją szansę, ale nie pewność, że częstotliwości zdobędzie. I że wcześniej podjęte decyzję mogą się teraz zemścić…

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News