DAJ CYNK

TP jak zwykle przeciw projektowi UKE

Witold Tomaszewski

Felietony

Odnosząc się do trwających właśnie konsultacji UKE dotyczących ogólnokrajowego przetargu na bezpłatny dostęp do Internetu Telekomunikacja Polska stwierdza, że każdy pomysł na popularyzację Internetu w Polsce jest warty zastanowienia. Ten jednak skreśla na starcie.

Odnosząc się do trwających właśnie konsultacji UKE dotyczących ogólnokrajowego przetargu na bezpłatny dostęp do Internetu Telekomunikacja Polska stwierdza, że każdy pomysł na popularyzację Internetu w Polsce jest warty zastanowienia. Ten jednak skreśla na starcie.

UKE konsultuje właśnie projekt konkursu na bezpłatny Internet. W założeniach podmiot, który wygra częstotliwości, 20% zasobów będzie musiał przeznaczyć na świadczenie bezpłatnych usług. Będą one jednak poważnie ograniczone - m.in. prędkość do 256 kb/s, miesięczny transfer do 500 MB, czas trwania sesji do 30 minut. Szerzej pisaliśmy o tym w tej wiadomości.

Zdaniem TP trzeba jednak pamiętać, że bezpłatny, ogólnopolski Internet dla wszystkich to mit, tak samo jak bezpłatne obiady dla dzieci, czy leki dla emerytów - zawsze ktoś musi za niego zapłacić. Telekom uważa, że w tym wypadku większość klientów złoży się na tych, którzy będą surfować za darmo. TP słusznie zauważa, że żaden operator nie będzie przecież dopłacał do swojej oferty.

Bezpłatny Internet rzeczywiście nie będzie oferowany w przez operatora-filantropa. Trudno znaleźć gdziekolwiek taką ofertę. Na całym świecie zdaje się jednak wyraźnie widać trend obniżania progu wejścia w konkretne usługi multimedialne - nie tylko Internet, ale wideo na żądanie, gry komputerowe czy telefonię. Było to wręcz słowo-klucz na ostatnim Broadband Forum w Brukseli. Jest to możliwe dzięki częściowemu bądź wręcz całkowitemu finansowaniu usług z wpływów reklamowych. Tak też będzie zapewne w wypadku polskiego, "darmowego" Internetu - podczas przeglądania stron będą pojawiały się dodatkowe reklamy serwowane przez operatora, co pozwoli mu pokryć koszty świadczenia gratisowej usługi.

Propozycja, którą nazywa się darmowym Internetem to proteza, która naszym zdaniem nie będzie satysfakcjonująca dla klientów. Kto w dobie multimediów i coraz tańszego dostępu, zadowoli się Internetem, który samoczynnie rozłącza się co 30 minut, a w miesiącu można ściągnąć maksymalnie 500 MB danych, po czym koniec z surfowaniem? - pisze TP w opinii.

Wydaje się, że TP ciągle tkwi w tej samej, mylnej wizji rozwoju rynku zapominając o fundamentalnej rzeczy - pozytywistycznej "pracy u podstaw", edukacji, a co za tym idzie, kreowaniu w przyszłości popytu na bardziej zaawansowane usługi. Czy ktoś, kto dziś nie ma Internetu i z niego wcześniej z reguły nie korzystał, wie od razu o wszystkich jego możliwościach? Czy będzie w stanie w pełni wykorzystać ten 500-megabajtowy limit? Wydaje się, że na pewno nie w pierwszych miesiącach swojej sieciowej przygody. Później - kto wie. Jeżeli będzie mu to za mało, wtedy być może skorzysta z usługi TP. Tyle, że bez tego wstępnego okresu "edukacji" może nie mieć świadomości wygody posiadania dostępu do sieci ani możliwości, jakie to za sobą niesie - czyli nie będzie właśnie tym "wykreowanym popytem" i może nigdy nie kupić takiej usługi. Uśmiech na twarzy wywołuje też wycinek z cennika neostrady tp sprzed raptem 24 miesięcy - umowa na 2 lata, prędkość 128 kb/s, limit 5 GB, cena prawie 60 zł…

Taka oferta nie powinna być konkurencją dla komercyjnych operatorów - konstatuje TP. I to chyba jedyne zdanie, z którym należy się zgodzić i które wydaje się prawdziwym powodem takiego nastawienia TP do projektu UKE. Na taką konkurencyjną formułę nie zgodziłaby się Komisja Europejska. Poza tym sama TP stwierdza, że ta ograniczona oferta jest tylko protezą, więc jej cała opinia w tej sprawie wydaje się być co najmniej sprzeczna, a na pewno krótkowzroczna.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News