DAJ CYNK

Dead Island 2 to niezła gra, ale spóźniona o kilka lat (recenzja)

Damian Jaroszewski (NeR1o)

Gry


Czy Dead Island 2 to dobra gra, na którą warto wydać ponad 200 zł? Jeśli nadal się nad tym zastanawiacie, to pomocna może okazać się poniższa recenzja. Od kilku dni gra w morderczą wyspę dwa i mogę udzielić kilku odpowiedzi.

Oryginalne Dead Island, tworzone przez polski Techland, wydane zostało w 2011 roku. Prawie 12 lat musieliśmy czekać na kontynuację, ale w końcu się doczekaliśmy. Już za kilka dni wszyscy zainteresowani gracze będą mogli wziąć ze sklepowej półki, także tej cyfrowej, kolejną odsłonę serii, która skupia się na przetrwaniu w świecie pełnym zombie. Jednak zanim się na to zdecydują, należy zadać sobie pytanie – czy warto to zrobić? Miałem okazję ogrywać produkcję na kilka dni przed premierą i sam do końca nie wiem, jakiej udzielić odpowiedzi. Nie będę szczególnie odkrywczy i powiem „to zależy”.

Zaczyna się dobrze i znajomo

Tytuł gry może być trochę mylący. To ten sam przykład, co z filmem Szklana pułapka, gdzie pierwsza część działa się w wielkim, szklanym wieżowcu, co nijak nie pasowało do kolejnych odsłon serii. Tutaj jest podobnie. O ile pierwsza odsłona rzeczywiście działa się na wyspie, o tyle tego samego nie można powiedzieć o drugiej. Tutaj akcja rozgrywa się w Mieście Aniołów, a przynajmniej kilku jego dzielnicach, jak Bel-Air czy Beverly Hills. Chociaż wyspa jest tutaj w pewien sposób metaforyczna, bowiem miasto zostało całkowicie odcięte od świata.

Recenzja Dead Island 2

Już na samym początku muszę przyznać, że wybór lokacji to strzał w dziesiątkę, bo zapewnia dużą różnorodność. W jaki sposób? Nie chce za wiele spojlerować, ale część akcji rozgrywa się w studiach filmowych, a tym samym na różnych planach. Dlatego z zombie walczymy także, np. w azteckiej wiosce pośrodku dżungli, a przynajmniej czymś, co tak wygląda.

Ciekawe są też postacie, bo to np. sławna aktorka z Hollywood, którą musimy uratować, jej gapowaty i ślepo wpatrzony w nią menadżer (tutaj miałem użyć określenia „przydupas”, ale redaktor naczelny mi nie pozwolił), starsze gwiazdy w stylu Clinta Eastwooda czy młode gwiazdki zafiksowane na punkcie mediów społecznościowych, które wszystko chcą wrzucać do sieci, aby zdobywać więcej followersów i polubień. Każda z nich jest trochę przerysowana, ale tak chyba miało być. Od początku czułem, że Dead Island 2 ma być lekką karykaturą dzisiejszego świata celebrytów i influencerów, zresztą sami twórcy tego nie ukrywali. Gra miała być na swój sposób komedią.

Recenzja Dead Island 2

W środku tego wszystkiego jesteśmy my. Już na starcie gry do wyboru mamy kilka postaci, które różnią się od siebie podstawowymi statystykami, jak siła, ilość życia czy wytrzymałość. Trafiamy do samolotu, który ma nas ewakuować z opanowanej przez wirusa i nieumarłych Kalifornii. Niestety, nie wszystko idzie zgodnie z planem i samolot się rozbija. Cudem udaje nam się przeżyć i rozpoczynamy swoją przygodę.

Naszym celem staje się z jednej strony przetrwanie, a z drugiej poznanie źródła epidemii. Jakby tego było mało, jesteśmy jedną z niewielu osób, które są odporne na ugryzienia. Wirusa, zamiast zamienić bohatera lub bohaterkę w żądnego mózgów potwora, daje im wyjątkowe moce, przydatne w trakcie walki z walkerami, jak zombie były nazywane w serialu The Walking Dead. Umiejętności zdobywamy i rozwijamy za pomocą specjalny kart. Z czasem odblokowujemy ich coraz więcej i sami możemy decydować, w którym kierunku chcemy pójść i z jakich mocy korzystać. Daje to dużą dowolność i muszę przyznać, że sprawdza się bardzo dobrze. To taki lekko RPG-owy aspekt gry, bo pozwala tworzyć różne buildy.

W środku jest smacznie, ale bez szału

Walka z zombiakami jest przyjemna. Do dyspozycji otrzymujemy różne bronie, od katan, przez miecze i młoty, na broni palnej kończąc. Każdą z nich możemy ulepszać dzięki zdobywanym projektom, dodając im bonusowe statystyki czy możliwości, jak np. porażenia od prądu czy podpalenia. Możemy też zdecydować, czy broń ma zadawać większe obrażenia kosztem wytrzymałości, czy może mniejsze, ale za to ciosy będą szybsze. Dzięki temu możemy mieć przy sobie odmienny arsenał, który będzie sprawdzał się w różnych sytuacjach.


Tymi odmiennymi sytuacjami są same stwory. Jedne są niezwykle powolne, inne biegają, jeszcze inne ogromne i bardzo silne, a wokół kolejnych lata rój owadów, który może nam zrobić krzywdę. W sumie jest kilka, a nawet kilkanaście rodzajów zombie, bo należałoby doliczyć też takie z granatami, rażące prądem czy płonące żywym ogniem. Problem w tym, że szybko zaczniecie dostrzegać ciągle te same stroje, te same twarze i te same modele. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Los Angeles zostało opanowane przez kilkanaście osób, które w jakiś sposób zostały sklonowane. Rozumiem, że nie każdy zombie może wyglądać inaczej, ale jednak powielanie tych samych modeli jest w DI2 nagminne i po czasie zaczyna kłuć w oczy.

Jak się tych koneserów mózgów pozbyć? Sposobów jest jeszcze więcej niż samych stworów. Podstawa to oczywiście broń biała i palna w różnych wersjach i wariacjach. Do tego dochodzą bronie rzucane, jak małe bomby, shirukeny czy mięsne przynęty, a wisienką na torcie są elementy otoczenia. Nieumarłych możemy podpalać, używając do tego kanistry z benzyną, razić prądem rozlewając dookoła wodę, wysadzać przy pomocy elementów wybuchowych czy nawet zrzucać z wysokości. Do tego dochodzą kopnięcia, również z wyskoku i różnego rodzaju umiejętności dodatkowe. Niektóre misje poboczne wręcz polegają na tym, aby eliminować mózgojadów na konkretne sposoby.

Recenzja Dead Island 2

Różnorodność jest duża, ale nie na tyle duża, aby z czasem nie zaczęła nużyć. O ile początkowo zachwycałem się dostępnymi możliwościami, o tyle po czasie zacząłem ciągle widzieć to samo. Co chwilę gdzieś wala się kabel elektryczny, przy którym wystarczy rozlać wodę, aby zrobić elektryczną pułapkę. Co jakiś czas natrafiamy na źródła ognia, które można powiększyć kanistrami z łatwo palną cieczą. Jeszcze w innych miejscach są chemikalia, które mają zombie rozpuszczać.

I tak w kółko to samo i tak samo. Ciągle walczymy niemal w identyczny sposób, ciągle z tymi samymi zombie. Po czasie różnorodności zaczyna brakować. Wiem, że na tym ta gra polega. Ma to być produkcja w stylu filmowych popcorniaków. Mało wymagająca, sprawiająca frajdę. Krew, pot, zły, wybuchy i walające się dookoła flaki. I generalnie tak też jest, ale nie znaczy to, że mamy mieć wobec niej niskie wymagania, a niestety pod kilkoma względami Dead Island 2 nie dowozi.

Recenzja Dead Island 2

Natomiast na duże uznanie zasługuje system flesh. Twórcy chwalili się zaprojektowaniem wielu tkanek i części ciała, dzięki czemu zombiaki mają różnie reagować w zależności od zastosowanej broni. Kataną możemy odciąć im niemal wszystko, w co uda nam się wycelować. Ciosy potężnym młotem potrafią wyrwać szczękę. Potwory inaczej reagują też na kwas, prąd czy ogień, bo np. możemy im stopić lub spalić konkretne elementy ciała. Wygląda to bardzo widowiskowo!

Końcówka zaczyna rozczarowywać

Szkoda, że z Dead Island 2 jest ten problem, że im dłużej się w nią gra, tym więcej problemów zaczyna się dostrzegać i tym rzadziej ma się ochotę ją uruchamiać. Sam zacząłem czuć się jak zombie, które bezmyślnie powtarza te same czynności, dla których jedynym usprawiedliwieniem jest do bólu sztampowa fabuła. Historia sprowadza się w gruncie rzeczy do ciągłe ratowania kogoś lub szukania czegoś. Idź tam, zrób to, a potem idź tam i zrób tamto. Nie oczekiwałem, że Dead Island 2 będzie fabularnie na poziomie The Last of Us czy nawet God of War, ale w 2023 roku oczekuję jednak czegoś więcej.


I w tym jest główny problem Dead Island 2. To dobra gra, ale mam wrażenie, że na standardy sprzed kilku lat. Zresztą została zapowiedziana w 2014 roku i gdyby wyszła te 2-3 lata później, to wszystko byłoby pewnie w porządku. Tymczasem czuć, że to produkcja, która powstawała 8-9 lat, bo wiele zastosowanych w niej rozwiązań jest zwyczajnie archaicznych. I tak wiem, że w 2018 roku Dumbuster Studio przejęło projekt i gra powstała niemal od zera, ale niewiele to zmienia. Momentami czuć, jakby to był wciąż pierwszy Dead Island, tylko trochę ulepszony. No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że zombie potrafią pojawić się znikąd. No może nie dosłownie znikąd, bo czasami wychodzą z ziemi lub ze ścian, a czasami rzeczywiście biorą się z powietrza.

Wyobraźcie sobie, że wchodzicie do dużego, zamkniętego pomieszczenia. Dostajecie się do niego po rusztowaniu, reszta przejść jest zamknięta. Zabijacie kilka zombie, zbieracie przedmioty. Gdy wszystko jest już opustoszałe, ruszacie do windy i wtedy odpala się skrypt. Stwory biorąc się znikąd. Wiem, powtarzam się, ale tak się właśnie dzieje. Jeszcze przed chwilą ich nie było, ale nagle pojawiają się i to całym hordami. Momentami naprawdę widać, jak dosłownie wyłażą ze ściany. Mamy 2023 rok i jestem przekonany, że dało się to rozwiązać lepiej. Podobnie jest, gdy przez przypadek uruchomimy np. alarm w samochodzie. Mózgożercy zaczynają wyłazić zza budki ochrony, za którą jeszcze 10 sekund temu ich nie było, a że 2 metry za budką jest też ściana, to wiemy, że zrespili się tam w sposób magiczny, czyli po prostu oskryptowany. Wygląda to zwyczajnie słabo.

Podsumowanie

To wszystko sprawia, że z oceną Dead Island 2 mam duży problem. Oczekiwań nie miałem wysokich. Sami twórcy zapowiadali, że całość ma być utrzymana w mocno żartobliwym tonie. Sednem całej rozgrywki ma być rozwalanie zombie i to się całkiem nieźle udało. Krew leje się hektolitrami. Stworom odpadają kończyny, szczęki i głowy. Można im przeciąć brzuch i zobaczyć wypadające flaki, porazić prądem, wysadzić czy podpalić. Jeśli tego oczekujecie od gry, to będziecie bawić się świetnie. To trochę takich hack’n’slash z perspektywy pierwszej osoby i fanom gatunku na pewno sprawi przyjemność.

Recenzja Dead Island 2

Jeśli oczekiwaliście czegoś więcej, to możecie się rozczarować. Niestety, mnie rozgrywka zaczęła dość szybko nużyć. Ciągłe powtarzanie tych samych czynności, ciągle tam samo wyglądający nieumarli, wciąż misje polegające niemal na tym samym, czyli dostaniu się gdzieś, bo jest tam coś lub ktoś niezwykle ważny. Niby fajnie, niby kolorowo, niby rozrywkowo, ale jednak za prosto, za mało i zbyt archaicznie. W mojej ocenie Dead Island 2 jest grą o kilka lat spóźnioną. Graficznie jest nieźle, dźwiękowo tak samo, ale wiele rozwiązań już zwyczajnie nie przystoi. Muszę też wspomnieć o kilku problemach, jak zombie włażący w obiekty czy psujące się animacje (stwór potrafi nagle wstać, gdy w tym czasie nasz bohater rozdeptuje mu głowę). Nie było tego wiele, ale zdarzało się.

Jednak największym problemem jest tutaj iluzja. Iluzja półotwartego świata, który daje nam mnóstwo możliwości. W rzeczywistości nie ma ich wcale tak wiele, a pod maską kryje się skrypt za skryptem, który w 2011 roku może i był jeszcze w porządku, ale dzisiaj już nie jest. Dead Island 2 nie jest grą złą, ale nie jest też grą bardzo dobrą. Dla mnie to przeciętniak, w którego można, ale nie trzeba zagrać. Fani poprzedniej części prawdopodobnie będą zadowoleni. Pozostali mogą poczekać na niższe ceny, bo po wydaniu 250 zł byłbym jednak rozczarowany.

Ocena: 6/10

Zalety:

  • Przyzwoita oprawa audio-wizualna
  • Hektolitry krwi, wylewające się flaki i latające kończyny (świetny system flesh)
  • Mało skomplikowana, prosta rozrywka
  • Różne rodzaje broni i ulepszenia do nich
  • Różne sposoby eliminowania stworów
  • Rozwój postaci

Wady:

  • W kółko powtarzamy te same czynności
  • Ciągle powtarzające się modele zombie
  • Mało angażująca fabuła
  • Wszędzie te skrypty
  • Pomniejsze błędy

*Grę otrzymaliśmy od polskiego wydawcy firmy PLAION.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne