DAJ CYNK

Najdziwniejsza elektronika z Biedronki. Spędziłem z nią parę miesięcy

Piotr Urbaniak (gtxxor)

Sprzęt


Czy miskę z wodą dla psa lub kota można zaaranżować w standardzie smart home? Czeska firma Tesla przekonuje, że tak. A jako iż jej produkty stały się ostatnio regularnymi bywalcami wyprzedaży Biedronki, niemal każdy może to zweryfikować samodzielnie. Pytanie: czy warto? Odpowiem politycznie: to zależy.

Mówisz Tesla, myślisz Elon Musk i samochody elektryczne, ale wcale nie południowoafrykański biznesmen był z tą marką pierwszy. W ówczesnej Czechosłowacji już w drugiej połowie lat 40. XX wieku praska Tesla tworzyła odbiorniki radiowe, a później m.in. również magnetofony szpulowe i wzmacniacze. Z czasem, jak przystało na ambitnego przedstawiciela branży elektroniki, sklonowała nawet kultowy procesor Intel 8080, nadając mu oznaczenie MHB8080A – a układ ten stał się podstawą komputera PMD 85 i dzielnie służył w już czeskich szkołach i urzędach aż do końca lat 90.

No ale, jak wiadomo, mamy rok 2024, a Intel 8080 może i zasłużył, by na jego cześć nazwać asteroidę, ale delikatnie mówiąc, świetlanej przyszłości przed nim nie widać. Siłą rzeczy Tesla musiała po raz kolejny zmienić kierunek, a aktualny etap to urządzenia inteligentnego domu, które w dodatku od niedawna kupić można także w Polsce. I to nie tylko w typowych sklepach z elektroniką, ale też w dyskontach, z Biedronką na czele.

Przy czym – tu czapki z głów – przyjęty przez czeskiego producenta model ekspansji może uchodzić za naprawdę przemyślany. Tesla nie stara się bowiem wpychać na rynek, zatłoczony jak warszawski ZTM w godzinach szczytu, z kolejnym łącznikiem czy gniazdkiem – choć taki sprzęt również produkuje – ale znalazła dla siebie intrygującą niszę. Chodzi o akcesoria dla właścicieli zwierząt, które w zamyśle mają zwiększyć komfort zarówno samego człowieka, jak i jego pupila.

Tesla Smart Pet Fountain UV – co to właściwie jest?

Pozwól sobie na chwilę oddechu i wyjazd bez trosk, wiedząc, że Twój zwierzak cieszy się stałym dostępem do krystalicznie czystej wody aż przez 5 dni – czytamy w materiałach prasowych. W gruncie rzeczy mamy zaś do czynienia z poidłem, wyposażonym w system filtracji, lampę do dezynfekcji za pomocą promieniowania ultrafioletowego i aplikację, by wszystkim tym w łatwy sposób sterować.

Idea jest taka, aby zamiast klasycznej michy, postawić psu lub kotu teslę i zapewnić mu tym samym niezbędną porcję wody przy minimum gimnastyki. Zbiornik urządzenia ma bowiem aż 2 litry pojemności, stąd nie trzeba co chwila biegać z dolewką, a funkcja oczyszczania gwarantuje, że powinno obejść się również bez zahaczania po drodze o dzbanek z filtrem. Ot, laurka dla wodociągów miejskich, choć już teraz mogę wam zdradzić, że sprzęt swoje wady ma i jego zupełna bezobsługowość to pod pewnymi względami jedynie pobożne życzenie ze strony producenta. Tym niemniej teoria jest, jaka jest.

Konstrukcyjny minimalizm

Z technicznego punktu widzenia, poidło ma formę lekko spłaszczonego walca o owalnym przekroju i wymiarach 23 x 17,5 x 16 cm. Jednocześnie składa się z dwóch zasadniczych elementów. Pierwszy to zbiornik, na którym znajdują się też diody kontrolne i przycisk sterujący, a drugi – wieko ze zintegrowaną pompą oraz filtrami. Ten ostatni to dość typowe rozwiązanie dla domowej filtracji wody. Wykonany z organicznej bawełny, zawiera wsad z węgla aktywnego, przez co powinien dobrze radzić sobie z zatrzymywaniem największego szkodnika w wodzie bieżącej – chloru.

W kwestii wykonania per se ciężko coś istotnego producentowi zarzucić. Białe tworzywo sztuczne wykorzystane do wytworzenia obudowy przypomina to, które w swych akcesoriach stosuje Apple. Czyści się bez nachalnego polerowania i dobrze wpisuje w modne obecnie, skandynawskie wnętrza. Aby jednak dochować uczciwości, muszę zaznaczyć, że opisywany egzemplarz jest drugim, jaki wysłała mi firma Tesla. W pierwszym z jakiegoś powodu wilgoć dostawała się pomiędzy styki elektryczne od zasilania pompy i gadżet z wiadomego względu odmawiał posłuszeństwa.

Tesla Smart Pet Fountain UV ze smartfonem łączy się za pomocą Wi-Fi i dedykowanej aplikacji, czym trudno się dziwić. Konfiguracja ogranicza się do podania hasła do sieci domowej. Proste. Dla formalności dodajmy, przy pierwszym uruchomieniu trzeba też umieścić filtr w odpowiednim miejscu, gdyż ten spoczywa w pudełku oddzielnie. Ale spacerek przez płotki zaliczony i można odpalać.

Działa, jak trzeba, choć z tym smart to dyskusyjne

Szczerze powiedziawszy, o samym działaniu tesli, nie chcąc popaść w grafomanię, wiele powiedzieć się nie da. Ma pompować wodę i faktycznie to robi i nawet mój zdeklarowany kanapowiec rasy maltańczyk szybko ogarnął, gdzie należy udać się po picie. Rzecz w tym, że po ponad kwartale, który wspólnie spędziliśmy, wciąż nie jestem przekonany, czy Tesla Smart Pet Fountain UV ułatwia nam życie, czy tylko pełni rolę kolejnego bibelotu. A może inaczej: po dzbanek z filtrem rzeczywiście już nie sięgam, za to mam inne zajęcia.

Konstrukcja urządzenia narzuca, aby pompa była stale włączona, gdyż – po jej wyłączeniu – na górnej tacce pozostaje raptem około 50 mililitrów płynu. Tylko, takie rozwiązanie raczej nie wchodzi w grę i pomińmy kilkanaście watów zasysanych wówczas ze ściany. Większe wyzwanie stanowi nieprzyjemny, buczący dźwięk wydobywający się z tesli. Niestety sprzęt nie ma żadnego czujnika, który umożliwiałby aktywację tylko wtedy, gdy czworonóg pojawi się w pobliżu, więc pozostaje czuwać i odpalać go ręcznie, czy to z poziomu aplikacji czy poprzez przycisk na froncie obudowy.

Eureka, aplikacja pozwala ustawić harmonogram. Ktoś jednak wymyślił sobie, że udostępni tylko dziesięć slotów na kolejne zdarzenia w ciągu doby. W rezultacie, chcąc poidło włączyć i na przykład po kwadransie wyłączyć, możemy to zrobić tylko pięciokrotnie. I tak, jest też funkcja tworzenia scenariuszy z uwzględnieniem innych urządzeń smart home, ale działa tylko w obrębie oferty marki Tesla. I jest sterowanie głosowe z użyciem Asystenta Google lub Alexy, ale to z kolei tylko doraźne ułatwienie. Zakładając rzecz jasna, że ktoś woli z poidłem gadać, zamiast po prostu kliknąć przełącznik.

Fajny gadżet, ale czy potrzebny

Będąc nieco złośliwym, mógłbym stwierdzić, że osoba z Tesli, która wymyśliła hasło o 5-dniowym dostępie do czystej wody, powinna sama zostać zamknięta z tym sprzętem na ten okres i z niego pić. Pięć razy na dzień o wyznaczonych porach, jak to narzuca aplikacja. Ale mam dobry dzień i podsumuję tak: Tesla Smart Pet Fountain UV to w głównej mierze gadżet, a te nie zawsze muszą być wyjątkowo użyteczne. Można by rzec, że to poniekąd taka durnostojka dla miłośnika zwierząt domowych i technologii. Życia nie odmienia, ale prezentuje się intrygująco, powinna robić wrażenie na ciekawskich znajomych, no i istotnie sprawdza się w roli filtru.

Inna sprawa, czy wydałbym na to ustrojstwo swoje ciężko zarobione pieniądze. W chwilowej promocji, gdy kosztowało w Biedronka Home 189 zł, na pewno prędzej niż obecnie. Aktualnie ceny wahają się w przedziale od 279 do nawet 349 zł i nie ukrywam, taki wydatek trudno uzasadnić. Znajomych zaskoczyć można też fluorescencyjną obrożą lub dresem dla psa i wyjdzie wielokrotnie taniej. Do tego dokupić sobie – jeśli jeszcze ktoś nie ma – dzbanek z filtrem i wszystkie aspekty praktyczne zostaną zachowane. Taka historia.

Ocena: 5/10

Zalety:

  • Ustawiona w domu, na pewno nie szpeci
  • Estetyczne wykonanie i łatwość czyszczenia
  • Jako filtr zdaje się spisywać OK
  • Możliwość sterowania przez Asystent Google
  • Nieszablonowy pomysł

Wady:

  • Mocno ograniczone możliwości aplikacji
  • Brak zgodności z popularnymi platformami smart home
  • Hałaśliwa pompka, nie do pracy 24/7
  • Dyskusyjna wartość użytkowa
  • Cena poza promocją (349 zł) nie przekonuje

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne