W ostatnich latach jesteśmy świadkami prawdziwego ataku klonów. Niemal każdy smartfon, którego weźmiemy do ręki, będzie podobny do poprzedniego. Dlatego też cieszę się, patrząc na Nord CE 3 Lite 5G, gdyż jest pewnym powiewem świeżości, nawet jeżeli wyróżnia się tylko kolorem.
Smartfon trafił do mnie w kolorze pastelowej limonki, choć w sprzedaży jest jeszcze chromatyczny szary.
Urządzenie wykonane jest głównie z tworzywa sztucznego. Z tego materiału są plecki, które dość łatwo zapalcować i zatłuścić, lecz równie proste jest ich czyszczenie. Z tyłu znajdziemy dwie okrągłe wyspy na aparaty i sporych rozmiarów lampę. Na samym środku znajduje się logo OnePlusa.
Ekran ograniczony jest przez minimalne czarne ramki po bokach i nieco większe u dołu i u góry. Co więcej, w górnej wycięto otwór na drugi głośnik, co oznacza, że OnePlus Nord CE 3 Lite 5G oferuje dźwięk stereo.
Urządzenie okala matowa ramka z tworzywa sztucznego. Na jej prawej stronie znajdziemy jedynie przycisk z wbudowanym czytnikiem linii papilarnych. Z kolei z lewej strony mamy wejście na tackę SIM i dwa przyciski odpowiadające za głośność. Na górze mamy wyłącznie mikrofon, a z kolei dół to wejście Jack 3,5 mm, mikrofon, złącze USB-C i głośnik.
Producenci powoli przyzwyczajają nas do tego, że każdy modelu musi zawierać pełen pakiet zabezpieczeń biometrycznych, który składa się z czytnika linii papilarnych oraz systemu rozpoznawania rysów twarzy. W modelu OnePlus Nord CE 3 Lite 5G nie zabrakło żadnego z nich.
Czytnik linii papilarnych został wbudowany w wielofunkcyjny przycisk znajdujący się po prawej stronie urządzenia. System działa błyskawicznie, sprawnie i niemal bezbłędnie. Czasem przy zapoconych palcach zdarza mu się nie rozpoznać palca, ale to tylko pojedyncze przypadki.
Z kolei system rozpoznawania twarzy działa tak samo, jak w innych modelach z tej półki cenowej. Wszystko jest w porządku, o ile próbujemy odblokować urządzenie w dzień lub przy bardzo dobrym oświetleniu, lecz jeżeli światła minimalnie brakuje, to skorzystanie z tego systemu niemal graniczy z cudem.
Źródło zdjęć: Własne