Jakiego smartfona szuka przeciętny użytkownik? Względnie niedrogiego, z niezłą specyfikacją i rozpoznawalnym logo. Tak się składa, że w teorii wszystkie te warunki spełnia Samsung Galaxy A51, który właśnie wpadł w nasze ręce. Pytanie jednak czy okaże się dobrym wyborem?
Seria A od Samsunga to takie Volkswageny Golfy wśród smartfonów. Może nie najtańsze w swojej klasie, ale nadal w zasięgu przeciętnego Kowalskiego, a za to z rozpoznawalnym logo na masc… znaczy, na pleckach. To telefony stworzone do tego, by być hitami sprzedażowymi, nawet jeśli producentowi czasem podwinie się noga i właśnie dlatego uważam, że Samsung Galaxy A51 to jedna z najważniejszych premier tego roku.
No dobra, ale czy ten telefon ma w ogóle coś ciekawego do zaoferowania? I tu zaczynają się schody, bo według specyfikacji to tylko delikatny lifting zeszłorocznego Samsunga Galaxy A50. Najważniejszą różnicą względem poprzednika jest nowy poczwórny aparat z sensorem 48 MP oraz dedykowanym modułem makro. Oprócz tego z ciekawszych elementów specyfikacji warto wymienić Exynosa 9611 w roli procesora, wyświetlacz AMOLED o przekątnej 6,5” oraz akumulator o pojemności 4000 mAh.
Telefon przyjechał w prostym pudełku, przyozdobionym wyłącznie zdjęciem telefonu i wyraźnym oznaczeniem modelu. W środku bez ekscesów - poza smartfonem znajdziemy tam kabel USB-C, ładowarkę 15 W i słuchawki. Te ostatnie są miłym dodatkiem, choć osobiście wolałbym w ich miejsce zobaczyć choćby najprostsze etui.
Źródło zdjęć: własne
Źródło tekstu: własne