DAJ CYNK

Test telefonu Sony Ericsson Xperia active

Michał Gruszka

Testy sprzętu

Trafił do mnie jeden z najbardziej wyczekiwanych smartfonów przeznaczonych dla użytkownika o jasno sprecyzowanych wymaganiach. Użytkownika aktywnego i nieznoszącego kompromisów pomiędzy funkcjonalnością a odpornością na trudne warunki. Takiego, dla którego woda, brud i ekstremalne wyczyny to chleb codzienny. Cała zabawa w testowaniu produktów dedykowanych tej wąskiej grupie odbiorców polega na tym, że urządzenia te można katować bez skrupułów. No bo przecież muszą wytrzymać.

Trafił do mnie jeden z najbardziej wyczekiwanych smartfonów przeznaczonych dla użytkownika o jasno sprecyzowanych wymaganiach. Użytkownika aktywnego i nieznoszącego kompromisów pomiędzy funkcjonalnością a odpornością na trudne warunki. Takiego, dla którego woda, brud i ekstremalne wyczyny to chleb codzienny. Cała zabawa w testowaniu produktów dedykowanych tej wąskiej grupie odbiorców polega na tym, że urządzenia te można katować bez skrupułów. No bo przecież muszą wytrzymać. Inaczej dobra opinia producenta mogłaby zostać nadszarpnięta i przy kolejnej premierze zaufania nie odbudują nawet wytłuszczone w reklamach informacje o certyfikatach wytrzymałości. Zapewne wielu z Was pamięta potknięcie Nokii z jej modelem 5500, który niby odporny na wodę i kurz miał odklejającą się klawiaturę, przez co telefon bardzo szybko został wycofany z rynku. Xperia Active wydana pod nieistniejącą już marką Sony Ericsson podobno jest w stanie wytrzymać spotkanie z twardym betonowym podłożem, rozjechanie przez osobowy samochód, kąpiel w zimnej wodzie czy… burzę piaskową. Przy tym świetnie sprawdzi się w treningach fitness i uprawianiu sportów w terenie.

Zestaw sprzedażowy

Całkiem nieźle wyposażony zestaw to duża zaleta tego produktu. W pudełku znajdziemy zasilacz sieciowy z gniazdem USB i przewód do transmisji danych. Dla fanów muzyki dodano dobre słuchawki stereofoniczne MH650 zakończone przetwornikami głębokodousznymi, doposażone kompletem gumek różnych wielkości i pałąków pozwalających na stabilne ulokowanie ich w (na) naszych uszach. Dzięki tym ostatnim możemy biegać nie martwiąc się o to, czy przetworniki słuchawek nam wypadną z małżowiny. Gdy pałąki są zbędne, można je w prosty sposób zdemontować - trzymają się jedynie na stabilny wcisk przewodu każdej z słuchawek. Są to oczywiście słuchawki przewodowe zakończone złączem jack 3,5 mm. Przewód nie będzie nam się jednak "pałętał" podczas ćwiczeń - producent dołączył specjalny klips. Dodatkowo każdy właściciel tego urządzenia otrzyma dodatkową tylną klapkę w czarnym kolorze i w zamyśle całkiem praktyczne etui, dzięki któremu możemy przymocować telefon do przedramienia. Niestety, nie spełniło ono moich oczekiwań. Obsługa telefonu trzymanego w tym futerale jest w zasadzie niemożliwa. W zestawie nie zabrakło karty pamięci w standardzie microSD o pojemności 2 gigabajtów, paska do zaczepienia na obudowie i papierologii, która zgodnie z polityką GreenHeart została ograniczona do niezbędnego minimum. Rozszerzoną wersję instrukcji obsługi, której w zasadzie i tak nikt nie czyta, można znaleźć na stronie internetowej producenta.

Budowa

Przy pierwszym kontakcie do głowy mi nie przyszło, że oto w ręce trzymam solidny telefon, którego wytrzymałość potwierdza certyfikat IP67. Lekki (110,8 gramów), niewielki (92,00 x 55,00 x 16,50 mm), plastikowy telefon kształtem przypomina mydelniczkę. W zasadzie nic szczególnego, gdyby nie masywna aluminiowa uprząż, wychodząca z metalowej, anodyzowanej ramki okalającej dotykowy ekran. Patrząc na nią zastanawiałem się - czemu ktoś to tak wymyślił? Ani to ładne, ani tak naprawdę praktyczne, bo niejednolita bryła wcale nie upewnia nam chwytu. Oglądając urządzenie dalej, można zauważyć kolejne elementy zdradzające nam do jakiego targetu szwedzko-japońska spółka starała się trafić. Oba dostępne złącza (JACK oraz microUSB) umiejscowione na krawędzi zostały zabezpieczone uszczelnionymi zaślepkami. Głośnik multimedialny i drugi mikrofon chroni podwójna maskownica.



Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News