DAJ CYNK

Pajacyki: Oglądał Google Earth i myśli, że znalazł zatopione UFO

Anna Rymsza (Xyrcon)

Nauka

UFO na Google Earth? Nie!

Google Earth, film z wybuchu elektrowni atomowej i zdjęcia Marsa – co mają wspólnego? Jeśli ktoś będzie szukał dostatecznie długo, z użyciem każdego z nich znajdzie to, czego szuka. W tym przypadku mowa o zatopionych latających spodkach.

Samozwańczy badacz UFO zabrał się za analizowanie dna Oceanu. Ślady obecności obcej cywilizacji oczywiście znalazł i to nie byle gdzie, bo u wybrzeży prowincji Nazca w Peru. Wiecie, co jeszcze jest na płaskowyżu Nazca, prawda? Między innymi ta sławna małpa:

rysunki w Nazca w Peru
Rysunek na płaskowyżu Nazca w Peru (Shutterstock)

Google Earth nie jest lepsze od narzędzi naukowych

Obiekt, o którym mowa, znajduje się relatywnie blisko, bo nieco ponad 700 km od sławnych rysunków na płaskowyżu Nazca. Badacz UFO wypatrzył tu regularny kształt o średnicy około 7 km z „kopułką” na wierzchu. To oczywiście pobudza wyobraźnię – właśnie tak zwykliśmy przedstawiać latające talerze. Nie wiemy niestety, jak wysoki jest ten obiekt. Kilometr? Pół? Dwa? Google Earth nie modeluje dna Pacyfiku w sposób, który by umożliwił sprawdzenie tego.

Zobacz: Mapy Google spadają z tronu. Okazuje się, że jest lepsza opcja

Nie wiemy też, czy w okolicy są podobne wypustki w dnie Oceanu, ponieważ obrazy satelitarne na Google Earth nie mają jednolitej rozdzielczości. Tak się złożyło, że ten akurat punkt znalazł się na trasie przelotu satelity.

UFO na Google Earth

Odkrywca twierdzi, że nie ma wątpliwości – na pewno na dnie Pacyfiku leży obca technologia i tylko czeka, aż ją wydobędziemy. Tymczasem naukowcy mają do dyspozycji o niebo lepsze narzędzia niż cywilna mapa Ziemi i żadnej obcej technologii jak dotąd nie znaleźli. Ekscytację budzą zaledwie ślady materii organicznej na czymkolwiek, co przybyło spoza naszej planety. Nie wydaje mi się prawdopodobne, że przegapili latający spodek wielkości małego miasta, leżący tuż pod ich nosem.

Trzeba też przypomnieć, że do tej pory nie ma jednoznacznej teorii, która wyjaśniałaby pochodzenie i cel geoglifów na płaskowyżu Nazca. Dla jednych to ślady po cywilizacji pozaziemskiej, dla innych narzędzia do obserwacji nieba, dla jeszcze innych sygnały dla bogów. Pewnie nigdy się nie dowiemy, czemu służyły. Tym bardziej nie ma sensu łączyć ich z formacją na dnie oceanu i wnioskować, że obca cywilizacja upatrzyła sobie okolice dzisiejszego Peru. 

Czy zrzut ekranu z Google Earth wystarczy? Wątpię. Spędziłam może 10 minut, oglądając zdjęcia satelitarne oceanu w tej okolicy i znalazłam jeszcze kilka takich regularnych, okrągłych obiektów. Jeden był bardzo podobny, ale zamiast „kopułki” miał wgłębienie. Co to może być? Na pewno nie jest to zatopione UFO. Nie można wykluczyć, że to naturalna formacja, utworzona przez aktywność tektoniczną. Niedaleko znajduje się granica dwóch płyt tektonicznych (płyty Nazca i płyty Ameryki Południowej), więc musiało tu być gorąco. Może to zastygły „grzybek” z lawy? A może to jakieś bardzo stare śmieci, pozostawione przez człowieka kilka wieków temu? I nie, nie mam tu na myśli Atlantydy.

Zobacz: Zaufali Google Maps. Wylecieli z Pucharu Francji w piłce nożnej

Co by to nie było, historia się powtarza. A to ktoś wypatrzy twarz Sfinksa na Marsie, a to piramidę, a to uzna, że ośmiornice pochodzą z innej planety. Łyse małpy boją się samotności i spoglądają w gwiazdy, szukając towarzystwa… i sensu istnienia. Do tego nasze mózgi kochają znajdować wzorce – zwłaszcza twarze – tam, gdzie ich nie ma. Niemniej nauka jest obecnie na stanowisku, że jeśli nie jesteśmy sami we wszechświecie, to jeszcze nie odkryliśmy planety naszych towarzyszy niedoli.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne, Shutterstock

Źródło tekstu: ufosightingsdaily.com