DAJ CYNK

Polska zbroi się. Co potrafią czołgi Abrams M1A1 FEP?

Patryk Łobaza (BlackPrism)

Wydarzenia

Polska zbroi się. Co potrafią czołgi Abrams M1A1 FEP?

To już przesądzone. Amerykańskie czołgi M1A1 Abrams dołączą do wyposażenia Wojska Polskiego. Minister obrony narodowej zatwierdził umowę. Co tak naprawdę Polska zyska?

Już od prawie roku zaraz przy naszej granicy szaleje wojna. Rosja najechała Ukrainę, a wielu ekspertów wskazywało, że znacznie mniej liczne wojska Ukrainy nie będą w stanie zbyt długo opierać się siłom Federacji Rosyjskiej. Samo to utwierdziło w przekonaniu wszystkich, że Rosja jest krajem, którego trzeba się obawiać, a Ukraina może nie być końcem, lecz początkiem ich ekspansji.

W związku z niepewną sytuacją za wschodnią granicą, należało się zbroić, stąd też decyzja o zakupie sprzętu od Stanów Zjednoczonych. Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak podpisał umowę na dostawę czołgów M1A1 FEP Abrams dla Wojska Polskiego. Mowa tu nawet o 116 egzemplarzach, ale to nie wszystko - umowa obejmuje również wozy wspomagające, pakiety szkoleń i ogrom amunicji. Za wszystko przyjdzie nam zapłacić 4,5 miliarda złotych.

Czołgi Abrams - co kupuje Polska?

Warto zdać sobie sprawę z tego, że Polska nie kupuje samych czołgów. W transakcję włączone są również wozy wspomagające. Mówi się o 12 x M88A2 Hercules, pojazdach zabezpieczenia technicznego, do tego ma dołączyć 8 mostów towarzyszących M1074 Joint Assault Bridge oraz 6 wozów M557. Warto wspomnieć również o całym zapleczu w postaci 26 warsztatów NG SECM. 

Za wszystko Polska zapłaci 4,5 miliarda złotych, lecz całkiem spora tego część to koszty pakietu szkoleniowego i logistycznego. Oznacza to, że otrzymujemy nie tylko sprzęt, lecz również pełne przeszkolenie z wykorzystywania go. Jeszcze w tym roku do Polski trafi pierwszy batalion czołgów w liczbie 58 wozów. Każda maszyna będzie odnowiona i z zerowym. Co więcej, w latach 2025-2026 mają do nas trafić bardziej nowoczesne czołgi M1A2 SEPv3. Zapewni to interoperacyjność między Wojskiem Polskim i siłami Stanów Zjednoczonych.

Same czołgi Abrams mają długą historię na placu boju. Służbę rozpoczęły jeszcze podczas operacji Pustynna Burza, gdzie siły koalicji międzynarodowej starły się z Irakiem. Później maszyny Abrams w różnych konfiguracjach i modyfikacjach były często wykorzystywane w działaniach na Bliskim Wschodzie. Najwięcej ich posiadają oczywiście Stany Zjednoczone w liczbie niespełna 9 tysięcy. Jest to jednak popularny pojazd w Arabii Saudyjskiej (prawie 400 sztuk), Egipcie (1130 sztuk), Maroko (222 sztuki), Kuwejcie (218 sztuk).

Do Polski mają trafić maszyny w wersji M1A1 FEP, czyli z modernizacją przeznaczoną pierwotnie dla US Marine Corps. Ich głównym atutem jest zasięg. Czołgi Abrams znane są z tego, że mogą strzelać na odległość ponad 2500 metrów. Podstawą jego uzbrojenia jest 120 mm armata gładkolufowa M256, która jest krótsza niż w przypadku niektórych konkurencyjnych czołgów (np. francuskiego Leclerca), lecz przez to lepiej sprawdza się w obszarach zurbanizowanych. Wiąże się to jednak z niższą prędkością wylotową rzędu 1500-1550 m/s. Żeby to zrekompensować, wykorzystuje pociski podkalibrowe z rdzeniem ze zubożonego uranu. Polska ma otrzymać od USA łącznie 250 tysięcy sztuk amunicji do armat, a w tym ma być właśnie 112 tysięcy wcześniej wspomnianych pocisków podkalibrowych. 

Co ciekawe, czołgi Abrams charakteryzują się wysoką przeżywalnością na placu boju. Na co najmniej 700 trafionych lub uszkodzonych minami, jedynie nieco ponad 50 egzemplarzy utracono bezpowrotnie.

Zobacz: Huawei nadal w formie. Genialny smartwatch w niższej cenie (test)
Zobacz: Lidl pozamiatał. Ten powerbank naprawdę warto mieć

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: MON

Źródło tekstu: MON