Aplikacja ProteGO Safe miała stanowić realną pomoc dla wszystkich, pozwalając na ograniczanie propagacji koronawirusa. Wygląda jednak na to, że narzędzie to zupełnie nie spełnia swoich zadań.
W teorii miało być bardzo dobrze. Użytkownik aplikacji ProteGO Safe, u którego wykryto koronawirusa, otrzymuje wraz z diagnozą kod PIN, dzięki któremu może wysłać swoje "identyfikatory chorego" na rządowy serwer. Te identyfikatory mogą zostać następnie pobrane przez innych użytkowników aplikacji. Następnie, dzięki protokołowi Exposure Notification, można sprawdzić, czy nasz smartfon znalazł się w ciągu ostatnich dwóch tygodni w zasięgu innego urządzenia z tymi "identyfikatorami chorego". Dzięki temu otrzymaliby oni informację o potencjalnym kontakcie z osobą zarażoną.
Zobacz: Ministerstwo Cyfryzacji: ProteGO Safe w nowej wersji korzysta z API firm Apple i Google
Zobacz: ProteGO Safe będzie współdziałać z innymi aplikacjami w krajach Unii Europejskiej
Dzięki Exposure Notification telefony użytkowników z aplikacją do śledzenia kontaktów cały czas rozgłaszają losowe identyfikatory za pomocą Bluetooth, prowadząc jednocześnie nasłuch i zapamiętując każdy cudzy identyfikator. Jest to możliwe, gdy drugie urządzenie znajdzie się w odległości kilku lub kilkunastu metrów. Nadawane identyfikatory są losowe i zmieniają się co kwadrans, zapewniając właścicielom tych urządzeń względną anonimowość.
Problem polega jednak na tym, że o ile aplikacja ProteGO Safe obiecuje: zainstaluj i zapomnij, włączenie odpowiedniego ustawienia w telefonie to sporo klikania. Informatykzakladowy.pl naliczył ich 9 lub 16 - ten drugi przypadek ma miejsce wtedy, gdy nie pominie się oceny ryzyka. Z przeprowadzonych testów wynika, że tylko w jednym przypadku na dziewięć odpowiednia opcja pojawiła się już na drugim ekranie po uruchomieniu ProteGO Safe. Istnieje więc bardzo duże prawdopodobieństwo, że większość użytkowników tej aplikacji w ogóle tej funkcji nie włączyła. Gdy dodamy do tego generalnie niskie zainteresowanie aplikacją, to wychodzi, że zdecydowanie nie spełnia ona swojego zadania.
Co poszło nie tak w aplikacji ProteGO Safe? Od 23 czerwca do 14 lipca “identyfikatory chorego” trafiły na serwer jedynie 7 razy. Co więcej – po dwóch tygodniach od wydania wersji 4.1 (która korzysta z protokołu Exposure Notification) spodziewalibyśmy się, że osoby o potwierdzonej diagnozie będą wysyłać pełną dwutygodniową historię swoich identyfikatorów. Tak nie było – w przypadku ProteGO Safe mieliśmy 4 wysyłki identyfikatorów z jednego dnia zaś rozmiar największej paczki nie przekroczył 10 dni.
Cztery wysyłki po jednym kluczu. Taka statystyka sugeruje, że te osoby tak naprawdę nie używały aplikacji ProteGO Safe przed otrzymaniem diagnozy. Moja spekulacja: osoby te instalowały aplikację w dniu pobrania wymazu a następnego dnia wraz z diagnozą odbierały numer PIN i wysyłały informację o zarażeniu. Oczywiście takie użycie aplikacji nikomu nie pomoże, bo osoba podejrzewana o bycie nosicielem raczej nie ma już styczności z przypadkowymi ludźmi – siedzi na kwarantannie lub leży w szpitalu.
Jest i druga możliwość – może ktoś zainstalował sobie ProteGO Safe wcześniej, ale z jakiegoś powodu nie włączył procesu rozgłaszania?
– czytamy w źródłowym serwisie
No dobrze. A ile to "super narzędzie", którego nikt "nie chce" we właściwy sposób używać, kosztowało? Z informacji uzyskanych od Ministerstwa Cyfryzacji wynika, że łącznie przeznaczono na ten cel ponad 2,5 mln zł. Na tę kwotę składają się:
Zobacz: Ministerstwo Cyfryzacji rekomenduje samorządom usługi chmurowe Netii
Zobacz: Kwarantanna domowa będzie działać dłużej, dodatkowo w języku rosyjskim i ukraińskim
Wszystkich głosujących: 593
Źródło ankiety: ProteGO Safe nie działa, czyli ponad 2 mln zł wyrzucono w błoto
Źródło tekstu: informatykzakladowy.pl