DAJ CYNK

UE bierze się za smartfony. Idzie lepsze, ale są też minusy

Piotr Urbaniak (gtxxor)

Prawo, finanse, statystyki

UE bierze się za smartfony. Idzie lepsze, ale są też minusy

Unijni regulatorzy przygotowali projekt ustawy dotyczący produkcji, przetwarzania i utylizacji akumulatorów. W dłuższej perspektywie pomysły wydają się słuszne, ale eksperci nie kryją swych obaw.

Akumulatory, jak każda część eksploatacyjna, ulegają stopniowemu zużyciu. W końcu jednostkę trzeba wyrzucić i zastąpić nową, co jednak rodzi oczywisty problem z odpadami, przecząc idei zielonej energii.

Unia proponuje szereg rozwiązań, ściśle definiujących cały cykl życia ogniwa: od pozyskania materiałów, poprzez produkcję, a skończywszy na utylizacji. Jednocześnie wyjątków właściwie nie robi, bowiem nowymi przepisami mają zostać objęte dosłownie wszystkie rodzaje akumulatorów dostępne w UE. Rzecz jasna, są to m.in. akumulatory telefonów i laptopów, ale też akumulatory rozruchowe do aut, czy przemysłowe.

Producenci, chcąc dostosować się do wymogów, muszą wdrożyć szereg restrykcyjnych zasad. Przede wszystkim chodzi o zobowiązanie do wykorzystania określonego odsetka materiałów z recyklingu, a konkretniej 16 proc. kobaltu, 85 proc. ołowiu, a także po 6 proc. niklu oraz litu. Ale na tym nie koniec.

W projekcie pojawia się także dość niejasny jeszcze zapis o konieczności „zachowania należytej staranności”, a oprócz tego, co bardziej konkretne, wyznaczono niezwykle ambitne cele w zakresie zbiórki odpadów. Do końca roku 2023 każda firma ma odzyskiwać 45 proc. sprzętu z demobilu, natomiast do roku 2030 próg wzrasta do 73 proc. Przy czym nie dotyczy to pojazdów elektrycznych, które docelowo mają podlegać recyrkulacji całkowitej.

Patrząc z perspektywy konsumenta, najistotniejszy wydaje się jednak jeszcze inny zapis. Mianowicie konieczność zapewnienia łatwej wymiany akumulatora w każdym urządzeniu, bez konieczności dokonywania znaczącej ingerencji w konstrukcję, co może zwiastować powrót kultowych klapek.

Efekt uboczny: ceny mogą wzrosnąć

Czy to jednak oznacza, że świat elektroniki użytkowej zmieni się na lepsze? Ioanna Lykiardopoulou, publicystka pracująca dla holenderskiego wydawnictwa specjalistycznego The Next Web, zwraca uwagę na potencjalny efekt uboczny nowych przepisów. Jak słusznie zauważa, firmy takie jak Samsung i Apple, których aktywność stanowi główne źródło motywacji dla urzędników, nie wytwarzają akumulatorów na własną rękę. Zamiast tego korzystają z licznych poddostawców.

Co za tym idzie, będą musiały dokonać gruntownego przeglądu kanałów dostaw, zawierając przy tym nowe umowy z podmiotami zajmującymi się recyklingiem. I być może rezygnując z dotychczasowych partnerów, jeśli ci nie będą w stanie zapewnić odpowiednio jakościowych komponentów, zdatnych do dopuszczenia do sprzedaży na terenie UE.

Pod znakiem zapytania stoi też reakcja centrów serwisowych, dla których biznesu, wedle statystyk, usługa wymiany akumulatora jest absolutnie kluczowa. To wszystko może przełożyć się na wzrost cen zarówno sprzętu, jak i pozostałych usług.

Rozporządzenie w sprawie baterii oczekuje na ostateczne zatwierdzenie przez Parlament i Radę, a jeśli zostanie przyjęte, ustanowi wysokie ekologiczne standardy dla globalnego rynku baterii w nadchodzących latach, mimo wszystko podsumowuje Lykiardopoulou.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: T.Dallas / Shutterstock

Źródło tekstu: TNW, oprac. własne