DAJ CYNK

Google bierze się za polityków. Dostaną nowy obowiązek

Piotr Urbaniak (gtxxor)

Wydarzenia

Google bierze się za polityków. Dostaną nowy obowiązek

Od połowy listopada wszystkie reklamy polityczne w usługach Google, jeśli powstaną z użyciem AI, będą musiały mieć stosowne oznaczenie – ogłoszono.

Deepfake, czyli technologia pozwalająca zmodyfikować dźwięk i obraz tak, by włożyć komuś w usta słowa de facto niewypowiedziane, nie bez kozery budzi powszechne obawy. Wie o tym także Google, który jako największy reklamobiorca na świecie postanowił kwestię przeróbek uregulować. Zgodnie z nowymi zasadami, już od listopada użycie sztucznej inteligencji w spotach o charakterze politycznym musi być jasno oznaczane.

W istocie rzeczy wymóg jest szerszy i dotyczy nie tylko wideo, ale także generowanych zdjęć oraz tekstów. Z jednym tylko wyjątkiem: obowiązkowemu oznaczeniu nie podlegają materiały, które „nie tworzą realistycznego efektu odbiegającego od rzeczywistości”. Wśród przykładów padają tu retusz twarzy oraz podmiana tła.

Nie dla przeróbek w kampaniach wyborczych

Google wyjaśnia, że motywem przewodnim jest chęć uregulowania reklam politycznych na nadchodzące w 2024 roku wybory prezydenckie w USA. Zauważmy, w sprawie amerykańskiej elekcji już teraz pojawiło się sporo kontrowersji z AI w tle. Chodzi tu przede wszystkim o spot republikańskiego kandydata Rona DeSantisa, w którym możemy zobaczyć realistyczne, ale generowane w 100 proc. komputerowo pogorzelisko na ulicach. Wedle prezentowanej narracji, tak będą wyglądać Stany Zjednoczone, gdy w Białym Domu pozostanie Joe Biden.

Niemniej co oczywiste, deepfake w kampaniach politycznych to nie tylko problem amerykański. Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się obecnie w Polsce i stworzony przez Koalicję Obywatelską generator memów z Jarosławem Kaczyńskim. Narzędzie wobec krytyki zostało wprawdzie usunięte, ale należy podkreślić, że także wykorzystywało komputerowo generowany wizerunek szefa PiS.

Inna sprawa, że Google na razie nie odnosi się do innego zabiegu, który to akurat w Polsce, przynajmniej na razie, zdaje się być popularniejszy niż typowe deepfake. Chodzi tu o kreatywny montaż wypowiedzi, które co do zasady są prawdziwe, ale sposób ich edycji i związana z tym zmiana kontekstu wywracają pierwotny sens. To bardzo chętnie robią politycy ze wszystkich stron barykady. Na razie bez konsekwencji.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Claudio Diviza / Shutterstock

Źródło tekstu: Google, oprac. własne