DAJ CYNK

Czas posprzątać...

Witold Tomaszewski

Felietony

W Polsce wszyscy trzej operatorzy idą praktycznie łeb w łeb, a różnice w podawanych przez nich obsługiwanych ilości kart SIM są na poziomie mniejszym niż 10%. Problem w tym, że wyniki u każdego z mobilnej trójki są w mniejszym bądź większym stopniu "naciągane", co powoduje, że ciężko uznać je za "solidne" i dające prawdziwe pojęcie o sytuacji na polskim rynku telekomunikacyjnym i faktycznym poziomie jego nasycenia.

Czas posprzątać W Polsce wszyscy trzej operatorzy idą praktycznie łeb w łeb, a różnice w podawanych przez nich obsługiwanych ilości kart SIM są na poziomie mniejszym niż 10%. Problem w tym, że wyniki u każdego z mobilnej trójki są w mniejszym bądź większym stopniu "naciągane", co powoduje, że ciężko uznać je za "solidne" i dające prawdziwe pojęcie o sytuacji na polskim rynku telekomunikacyjnym i faktycznym poziomie jego nasycenia.

Zdobycie odpowiednich danych i obliczanie kart SIM każdego z operatorów nie jest rzeczą łatwą. Dla Centertela takie dane można zdobyć czytając skonsolidowany raport kwartalny Grupy Telekomunikacji Polskiej, czyli w jeden z najprostszych, możliwych sposobów. Dla Polkomtela - do tej pory liczbę obsługiwanych kart SIM można było uzyskać z raportu kwartalnego jednego z udziałowców, czyli Vodafone. Oczywiście, po odpowiednim przeliczeniu, gdyż ta grupa telekomunikacyjna podaje dane w zależności od posiadanych w przedsięwzięciu udziałów (czyli w raporcie Vodafone podawał 19,61% kart SIM Polkomtela). Od pewnego czasu - co jest chyba zasługą prezesa Bauca, za co chwała mu - Polkomtel podaje bardzo dokładne dane co kwartał. Najgorzej jest w wypadku PTC, której danych na próżno szukać w raportach udziałowców (Deutsche Telekom czy Elektrimu). Raporty pojawiają się nieregularnie i trudno o ich weryfikację szczególnie, że nie są one podawane pod rygorami takimi, jak Vodafone czy Grupy TP - czyli obostrzeniami związanymi z raportami spółek notowanych na giełdzie, gdzie za podawanie fałszywych danych grożą stosowne kary.

Raporty PTC też kiedyś podlegały takim rygorom, kiedy jej obligacje były notowane na amerykańskiej giełdzie. Od momentu ich wycofania szalenie trudno jest uzyskać wiarygodne informacje o kondycji bazy użytkowników i abonentów Ery, choć da się to zrobić "na około". Jest jednak światełko w tunelu - Deutsche Telekom, który w tej chwili podaje, że ma 97% udziałów w telekomie zapowiedział, że od listopada będzie konsolidował udziały spółki w swoich raportach finansowych. Więc dane wszystkich trzech operatorów będzie można uzyskać ze sprawozdań udziałowców.

Główny Urząd Statystyczny, w swoich regularnych biuletynach, podaje zbiorczo ilość kart SIM wszystkich polskich operatorów komórkowych. Dane te należy uznać za wiarygodne, gdyż jak sam GUS informuje, pochodzą z wewnętrznych systemów informacyjnych przedsiębiorstw łączności. Czyli dane PTC można uzyskać po odjęciu od danych GUS znanych wyników Centertela i Polkomtela.

W tym momencie należy postawić kilka pytań. Jak liczone są karty SIM w raportach i danych GUS? Otóż liczone są wszystkie karty, które są aktywne i są w stanie przyjmować połączenia.

Czy jest to dobry sposób? Zdecydowanie nie, z trzech powodów. Po pierwsze - wahania liczby kart SIM w zależności od okresowych promocji. Jestem ciekaw ile starterów śp. Idei, które w zeszłe wakacje dawały 25 zł na usługi za 12,50 zł było doładowanych przynajmniej raz, zanim wylądowały w koszu czy szufladzie. Ciekawe też ile będzie takich Simplusów kupionych do wykorzystania promocji "Od 16 darmo". A karty były lub będą jeszcze długo w systemach obu operatorów podawane jako aktywne. Po drugie - taki sposób podawania danych daje operatorom możliwość prowadzenia kreatywnej polityki dotyczącej liczby aktywnych kart SIM w zależności od potrzeb chwili. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że nawet po upływie regulaminowego terminu aktywności karty takie nie są wyłączane, przekraczając ten czas niekiedy o kilka miesięcy. Po trzecie - taki sposób podawania danych powoduje tylko większe lub mniejsze protesty konkurentów i poddawanie w wątpliwość ich wyników, tak jak miało to miejsce w przypadku Centertela kwestionującego wyliczenia oparte o dane GUS, które wskazują po III kwartale PTC jako lidera pod względem obsługiwanych kart SIM. W zeszłym roku podobnie było z Erą chwalącą się, że jako pierwsza przekroczyła magiczną liczbę 10 milionów, choć z wyliczeń wynikało co innego, co opisaliśmy w tym felietonie. Po części potwierdziło się to po opublikowaniu przez PTC wyników za 2005 rok.

Jak temu zaradzić? Najprostszym sposobem (i chyba najbardziej uczciwym) byłoby liczenie jako aktywnych tylko takich kart SIM, z których wykonano przynajmniej jedno płatne połączenie w ostatnim czasie, na przykład trzech miesięcy. Podobny system funkcjonuje w kliku europejskich krajach, na przykład w Czechach.

Kto może temu zaradzić? Przede wszystkim sami operatorzy, którzy między sobą - dla jasności i - niejako - uprawnienia do używania ulubionych słów typu "lider" czy "największy", powinni tę sprawę rozwiązać raz na zawsze. Do gry może włączyć się też wspomniany wcześniej GUS, któremu powinno zależeć na jak najbliższych prawdzie danych. Niebagatelną rolę może odegrać także UKE, któremu do rachunkowości regulacyjnej potrzebne są jak najdokładniejsze dane - czyli do określania faktycznego kosztu utrzymania klienta czy usług świadczonych przez sieci komórkowe, które potem wykorzystywane są do konstruowania ofert ramowych. Prepaidy w szufladach, niedoładowywane i nieużywane od miesięcy, zaciemniają tylko obraz tej sprawy.

Nowy sposób liczenia aktywnych kart SIM z pewnością spowodowałby małe trzęsienie ziemi. Niektórzy śmieją się, że operatorom dano by świetną szansę na kolejne, huczne obchody przekroczenia liczby 10 milionów, ale wcześniej obnażono by słabość ich bazy użytkowników, sztucznie kreowanej na potrzeby własnej promocji. Kiedyś będzie to trzeba i tak zrobić - lepiej prędzej niż później, żeby nie wychodziły kwiatki w stylu 100% nasycenia kartami SIM…

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News