DAJ CYNK

Trzecia rewolucja XXI wieku

Tomasz Świderek

Felietony

5G ma to do siebie, że go jeszcze nie ma. Co bardziej ostrożni mogą powiedzieć, że dziś nawet nie wiadomo, jak będzie ostatecznie wyglądało. Jedno wydaje się być pewne: dostawcy sprzętu do budowy sieci, a także - co ważne - operatorzy są przekonani, że 5G gdzieś w okolicach 2020 roku być musi.

5G ma to do siebie, że go jeszcze nie ma. Co bardziej ostrożni mogą powiedzieć, że dziś nawet nie wiadomo, jak będzie ostatecznie wyglądało. Jedno wydaje się być pewne: dostawcy sprzętu do budowy sieci, a także - co ważne - operatorzy są przekonani, że 5G gdzieś w okolicach 2020 roku być musi.

XXI wiek przyniósł nam dwie telekomunikacyjne rewolucje. Pierwszą było pojawienie się 3G, które początkowo poznałem pod postacią skrótu UMTS. Skrót rozwijano jako Unlimited Money To Spend (o GSM mówiono, że oznacza God Send Mobile), a najprostszym wyjaśnieniem czymże jest owe UMTS brzmiało: to szybki mobilny Internet działający z prędkością 384 kb/s. W czasach, gdy dial-up miał przepływność do 56kb/s, a SDI dawało zawrotną prędkość do 115,2 kb/s, 384 kb/s było marzeniem.

Druga rewolucja objawiła się w postaci skrótu LTE (rozwinięcia nie znam, ale pewnie może być równie atrakcyjne jak GSM i UMTS), który przez jakiś czas równoważny był z 4G. A potem przyszli marketingowcy amerykańskich sieci komórkowych oraz z Play i przekonali świat i okolicę, że 4G można mieć bez LTE. Gdy kilka lat temu spytałem Krzysztofa Burzyńskiego, wówczas wiceprezesa Ericssona w Polsce, czymże dla mnie będzie owe LTE, wytłumaczył mi, że przede wszystkim mniejszymi opóźnieniami i większą pojemnością sieci. Ostrzegał, że do 100 Mb/s, czy 150 Mb/s nie powinienem się przywiązywać, bo rzeczywiste przepływności będą na poziomie HSPA+.

Trzecia rewolucja jest przede mną. Nazywa się 5G. Znów zapytałem przedstawicieli Ericssona, co ów modny ostatnio skrót oznacza dla zwykłego śmiertelnika. Valter d'Avino, szef firmy w regionie Europy Zachodniej i Środkowej wyraził to trzema określeniami: większa pojemność, większa prędkość i mniejsze opóźnienia. Michael Meyer, z działu badań i rozwoju szwedzkiej firmy przedstawił nieco dłuższą definicję, która po angielsku brzmi: non-limiting access to information and sharing of data anywhere and anytime for anyone and anything. Na swoje potrzeby przetłumaczyłem to jako nielimitowany dostęp do informacji i możliwości przesyłania danych gdziekolwiek i o każdej porze dnia i nocy dla każdego i każdej rzeczy.

Zobacz: Maszyny potrzebują milisekund.

5G dziś, gdy LTE dopiero się pojawia na rynku, a komercyjnie LTE-A wdrożono ledwie w kilkunastu krajach, 5G wydaje się niepotrzebne. Jednak aby za kilka lat sieci mobilne działały równie dobrze jak dziś działają w krajach, w których działają dobrze, potrzebna jest nowa technologia. A wszystko przez wzrost ruchu w sieciach komórkowych spowodowany między innymi przez stale rosnącą liczbę urządzeń podłączonych do sieci (zarówno smartfonów, czy tabletów albo po prostu modemów i routerów, ale także urządzeń komunikujących się ze sobą, czyli Internetu Rzeczy) oraz rosnące zużycie danych.

Zobacz: Nadchodzi czas myślących miast.

W ubiegłym roku w sieciach komórkowych na świecie przesłano o 81% danych więcej niż w 2012 roku. Według Cisco i Ericssona przed końcem tej dekady ruch mierzony eksbajtami wysłanych i odebranych danych wzrośnie - w porównaniu z ubiegłym rokiem - 10-krotnie. To zaś oznacza, że nawet po powszechnym wdrożeniu LTE i LTE-A, czyli technologii, które dziś można porównać do internetowych autostrad, sieci będą się zatykały częściej niż teraz, gdy na świecie dominuje transmisja danych 3G i jej pochodne. Porównanie do autostrady nie jest przypadkowe, bo chyba każdy jest w stanie sobie wyobrazić, jak wyglądałyby drogi czy to w Polsce, czy to w Europie, gdyby liczba jeżdżących po nich samochodów wzrosła 10-krotnie.

Według badaczy pracujących czy to dla Cisco, czy to dla Ericssona, potencjalne korki w mobilnym Internecie powodować będzie przede wszystkim rosnąca konsumpcja wideo. Zużycie danych przez wideo można próbować ograniczyć np. stosując bardziej wydajne, czyli potrzebujące mniej pasma kodeki, albo np. wprowadzając nowe technologie, które zamiast streamingu zaoferują broadcasting.

Technologia ma szansę przynieść oczekiwane efekty wtedy, gdy rozwiązanie stanie się powszechne, a to oznacza, że musi być zestandaryzowane, tak jak zestandaryzowane jest 2G, 3G, czy LTE. W przypadku 5G standaryzacji można oczekiwać w 2016-2017 roku. A potem zacznie się wyścig z czasem, by wyprzedzić konkurentów w pokazaniu pierwszych doświadczalnych, a potem komercyjnych rozwiązań.

W tym wyścigu pomocne mogą być rozwiązania, nad którymi dziś pracują - z myślą o 5 G - dostawcy sprzętu. Standaryzacji służyć będą takie sojusze, jak ogłoszona w czerwcu współpraca europejskiego 5G Infrastructure Association (zrzesza dostawców i operatorów ze Starego Kontynentu) z koreańskim 5G Forum.

Już dziś wiadomo, że nowa technologia potrzebować będzie znacznie więcej częstotliwości niż dziś jest wykorzystywanych. Pasma 30 GHz i wyższe będą tak samo potrzebne, jak te poniżej 5, czy 10 GHz. Ale będą miały inne zastosowania. Wysokie częstotliwości - np. 60 GHz - wykorzystywane będą do łączności bliskiego zasięgu. Wszystko wskazuje na to, że Google kupując ostatnio Alpental Technologies zrobił to z myślą o 5G. Czy trafił z inwestycją? Dowiemy się zapewne za kilka lat.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News