Czy istnieje smartfon doskonały? Zdecydowanie nie. Ale są modele, które do tego ideału mają bardzo blisko, a jednym z nich jest Huawei P40 Pro. To, czego w nim tak naprawdę brakuje, jest wynikiem sankcji nałożonych na tego producenta przez amerykański rząd, który zarzucił mu szpiegostwo na rzecz chińskiego rządu.
Jeśli przymkniemy oko na wskazany wyżej brak, okazuje się, że flagowiec Huawei to naprawdę udane urządzenie, charakteryzujące się świetnym wyglądem, doskonałą jakością obrazu wyświetlanego na ekranie oraz wysoką jakością dźwięku z pojedynczego głośnika, a także z dołączonych słuchawek. To także mistrz fotografii mobilnej, z którym niewiele konkurencyjnych urządzeń może się mierzyć.
Całość jest zasilana akumulatorem, który można bardzo szybko naładować zarówno przewodowo, jak i bezprzewodowo. Huawei P40 Pro może być również szybkim powerbankiem dla innych urządzeń z ładowaniem indukcyjnym.
Wady oczywiście też tu są. Poza brakami w aplikacjach są one jednak mało znaczące. Wystający aparat fotograficzny to w zasadzie konieczność, jeśli chce się upakować w tak małym urządzeniu tak dużą matrycę fotograficzną (1/1,28 cala) i jeszcze objąć ją całą światłem z malutkiego obiektywu. Szklana obudowa z kolei może wygląda elegancko, jednak ciężko ją utrzymać w czystości – odciski palców ją kochają.
Huawei P40 Pro kosztuje 4299 zł, a jeśli uwzględnimy serwis Allegro.pl, możemy znaleźć nowe egzemplarze w cenie poniżej 4000 zł. To sporo, szczególnie uwzględniając dosyć poważną wadę, jaką w przypadku nowych urządzeń Huaweia są braki wynikające z amerykańskich sankcji, ale z czasem się to zmieni i za jakiś czas możemy w tych urządzeniach w ogóle nie zauważyć braku Google’a. A wtedy być może i ja zakupię jeden z ich przyszłych smartfonów.
Ustalając ocenę końcową, odjąłem 2 stopnie za braki w aplikacjach. Dobrze liczycie – Huawei P40 Pro dostałby ode mnie 10/10, jako pierwszy w historii mojego testowania.
Źródło zdjęć: Marian Szutiak