Fractal Terra przychodzi do nas zapakowany w niepozorny, brązowy karton w czarnymi nadrukami. Wnętrze jednak skrywa miłą niespodziankę - Szwedzi porzucili styropian i folie na rzecz bardziej ekologicznych, tekturowych wytłoczek oraz materiałowego worka. Zabezpieczają one sprzęt równie dobrze, a są zarówno lepsze dla środowiska, jak i po prostu nie zaśmiecają człowiekowi mieszkania upierdliwymi, białymi kuleczkami.
Obudowa sprawia bardzo dobre pierwsze wrażenie. Jest mała i poręczna, a przy tym całkiem ciężka (3,1 kg) jak na swoje wymiary. Tym samym wydaje się solidna. Akcesoria jak zwykle znajdziemy w niewielkim pudełeczku i są one podobne do innych obudów Fractala. Prócz zestawu niezbędnych śrubek dostajemy tutaj ściereczkę z mikrofibry, trzy opaski rzepowe, cztery opaski zaciskowe oraz tackę 2,5" dla SSD/HDD.
Nam do testów trafiła się grafitowa wersja, ale porównując ją z kolorystyką innych producentów nazwałbym ją raczej czarną. Obudowa wykonana jest w całości z anodowanego aluminium, które jest matowe. Jedynym wyjątkiem jest okolica przedniego panelu I/O - tutaj znajdziemy prawdziwe drewno (orzech włoski) oraz stopki, które wyposażono w gumowe podkładki. Panele boczne i górny mają grubość 2 milimetrów, front zaś miejscami liczy sobie aż 8 milimetrów. Całość jest więc pieruńsko solidna i dobrze spasowana. Nic się nie ugina, ani nie skrzypi.
Opisywanie zewnętrznej warstwy Fractal Terra nie ma większego sensu, bo wszystko widać na zdjęciach. Panele boczne, górny oraz dolny są przyozdobione licznymi otworami wentylacyjnymi. Z tyłu znajdziemy wycięcie dla płyty głównej i karty graficznej, a przód jest jednolity i gości szybkie USB typu C, nieco wolniejsze USB typu A oraz przycisk Power. Drewniany panel jest dokładnie wyszlifowany i polakierowany, brak tutaj nierówności czy ostrych krawędzi.
Dostanie się do wnętrza obudowy nie wymaga użycia żadnych narzędzi. Panel górny jest wysuwany, w czym pomaga niewielki skórzany uchwyt. Panele boczne zaś odchylają się do góry. Jest to bardzo wygodne i praktyczne rozwiązanie. Wkrętak nadal przyda się jednak przy instalacji zasilacza - jest on montowany na specjalnej, wykręcanej ramce lub przy chęci przesunięcia tacki płyty głównej.
No właśnie - ruchome wnętrze, to jeden z głównych punktów sprzedażowych Fractal Terra. Pozwala ono użytkownikowi zdecydować samemu ile potrzebuje miejsca na chłodzenie procesora - od 48 do 77 milimetrów - oraz kartę graficzną (pod względem jej grubości) - od 33 do 62 milimetrów. Cała operacja jest banalnie prosta i szybka, a polega na poluzowaniu czterech wkrętów, które są oznaczone pomarańczowymi plastikowymi nakładkami. Tym samym Szwedzi mogą trafić jednym produktem w potrzeby różnych konsumentów. Dla jednych osób bardziej liczy się CPU, dla innych zaś GPU.
Oczywiście wejdą tutaj tylko płyty główne w formacie Mini ITX, a pod względem zasilaczy możemy wybierać między standardem SFX i SFX-L (do 130 milimetrów). Nie ma problemu nawet z jednostkami niemodularnymi bo jest sporo przestrzeni do schowania okablowania. Acz wtedy raczej odpada nam jedyne miejsce na wentylator 120-milimetrowy, który według producenta można zamontować na spodzie obudowy.
Warto podkreślić, że obudowa nie posiada żadnych filtrów przeciwkurzowych. To dość zrozumiałe, bo ograniczają one przepływ powietrza i zajmują miejsce, a każdy 1°C oraz każdy 1 milimetr jest tutaj na wagę złota. Oznacza to jednak, że wnętrze będzie się kurzyć oraz w przypadku posiadaczy zwierząt domowych - zbierać sierść - bo otwory wentylacyjne są duże i liczne. Na szczęście z tak prostym dostępem do wszystkich części nie powinno być problemów z czyszczeniem.
Jeśli jesteście fani układów chłodzenia cieczą - nawet tych mniejszych, stworzonych specjalnie pod SFF - to nie jest obudowa dla Was. Teoretycznie jest tutaj miejsce na radiator 120-milimetrowy, ale zakłada to bardzo krótką kartę graficzną oraz brak nośnika 2,5-cala. Tym samym będzie to opcja dla nielicznych, głównie posiadaczy układu APU. Tyle, że wtedy marnuje się dołączony riser PCI Express 4.0 x16.
Źródło zdjęć: Telepolis / Przemysław Banasiak