DAJ CYNK

Olympus OM-D E-M1 Mark III to mistrz systemu Micro 4/3. Czy to wystarczy?

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Testy sprzętu

Mały i zgrabny. Mimo wszystko

Wspominałem wcześniej, że niewielkie rozmiary to jeden z głównych atutów systemu mikro cztery trzecie? Patrząc na Olympusa OM-D E-M1 Mark III można w to zwątpić, ponieważ wcale taki mały nie jest. Korpus ma niemal identyczne gabaryty do pełnoklatkowego Sony A7 III i waży 580 g, a więc biorąc go do ręki, szczególnie w tandemie z większym obiektywem, takim jak wspomniany 12-40 mm, na pewno to poczujemy.

Olympus OM-D E-M1 Mark III

W tym szaleństwie jest jednak metoda. Po wzięciu do ręki Olympus OM-D E-M1 Mark III od razu sprawia wrażenie konstrukcji bardzo solidnej. Powinien – mamy w końcu do czynienia z obudową ze stopu magnezu, wzbogaconą o zestaw uszczelnień, które mają gwarantować aparatowi wodoszczelność klasy IPX1 (w każdy razie w parze z uszczelnianym obiektywem). Spasowanie elementów jest bardzo dobre, materiały w dotyku sprawiają świetne wrażenie i choć nie robiłem aparatowi żadnych „crash testów”, to jestem spokojny, że z niejednego upadku wyszedłby obronną ręką.

A propos ręki – mówiąc o gabarytach trudno nie zwrócić też uwagi na ergonomię. E-M1 Mark III jest korpusem trochę większym niż to, do czego przyzwyczaił użytkowników system mikro cztery trzecie, ale ma to kilka plusów. Po pierwsze dostajemy głęboki grip, który pozwala na naprawdę komfortowy chwyt urządzenia. Po drugie, wyższa masa sprawia, że pozostaje on świetnie wyważony nawet w połączeniu z ciężkimi szkłami klasy pro (takimi jak 12-40 mm) i długimi telezoomami. Zależnie od docelowych zastosowań może to być jego olbrzymim atutem.

Olympus OM-D E-M1 Mark III

No i dobra, matrycę 4/3” da się zmieścić w mniejszym korpusie, ale obiektywnie Olympus OM-D E-M1 Mark III nadal nie jest aparatem dużym. Jeśli uwzględnimy do tego optykę, która jest znacznie mniejsza niż analogiczne szkła dla matryc APS-C i pełnej klatki, argument związany z małymi rozmiarami nadal pozostaje aktualny.

I nie jest to zaleta tylko hipotetyczna. Pakując się na wakacje byłem w stanie zmieścić do małego (20 x 16,5 x 9,5 cm) etui korpus z reporterskim 12-40 mm f/2.8, portretową stałkę Olympus 45 mm f/1.8 oraz telezooma w postaci Panasonica 35-100 mm f/4.0-5.6. Całość powędrowała następnie na dno plecaka turystycznego, gdzie nadal miałem mnóstwo miejsca na resztę bagażu. I właśnie dlatego zgadzam się z opiniami, że Olympus OM-D E-M1 Mark III może stanowić świetny wybór dla osób zajmujących się fotografią podróżniczą* – bo nie stawia nas przed trudnym dylematami w stylu „zabrać aparat czy butelkę wody”.

Olympus OM-D E-M1 Mark III

* albo – przykład z powietrza – dziennikarzy technologicznych, przygotowujących relację z branżowych targów

Wszystko pod ręką

Kontynuując wątek ergonomii, dużym plusem jest bogactwo elementów sterujących, które znajdziemy na korpusie. Samych przycisków jest kilkanaście. Większość z nich pozostaje w pełni konfigurowalna i przez cały czas dostępna pod palcami. Do tego mamy dwa pokrętła i ośmiokierunkowy dżojstik. Ten ostatni to nowość w porównaniu z drugą generacją i przy okazji najwygodniejszy sposób wyboru punktu ostrości. Wszystko to sprawia, że E-M1 Mark III przez cały czas gwarantuje użytkownikowi poczucie w zasadzie absolutnej kontroli. Jeśli poświęcimy chwilę na personalizację ustawień, istnieje duża szansa, że w zasadzie nigdy nie będziemy musieli zaglądać do głównego menu.

Olympus OM-D E-M1 Mark III

I bardzo dobrze, bo nie ma co się oszukiwać – to szczególnie intuicyjne nie jest. Jak przystało na nowoczesny, profesjonalny aparat, testowany Olympus oferuje gigantyczną listę dodatkowych funkcji, specjalnych trybów, ułatwień oraz opcji personalizacji, przez które użytkownik musi przebrnąć. Jest to trochę przytłaczające, szczególnie kiedy dopiero uczymy się sprzętu, np. po przesiadce z aparatu innej marki albo kiedy na szybko chcemy odkopać jakąś konkretną pozycję, która jest nam potrzebna raz do roku.

Z innych rzeczy, które mogą okazać się przydatne, warto zwrócić uwagę na obecność na pokładzie m.in. złącz gniazda słuchawkowego, mikrofonowego, a także miejsca na dwie karty SD. Do „Olka” podłączymy także wężyk spustowy, choć jakoś nie spodziewam się, by dużo osób miało z niego skorzystać, szczególnie że producent dostarcza dedykowaną aplikację na smartfony. Nie tylko pozwala ona zdalnie kontrolować aparat, ale także przesyłać zdjęcia w wybranym przez nas formacie i sprawdza się w tej roli bardzo dobrze.

Olympus OM-D E-M1 Mark III

Jedna rzecz, której mi z kolei zabrakło, to lampa błyskowa. Nie jest to może duża strata, bo jednak z takim wbudowanym fleszem i tak nie uzyskalibyśmy zbyt dobrych rezultatów, ale jednak czasem się przydaje – czy to jako fill w zastosowaniach reporterskich, czy jako sposób na zdalne wywołanie lamp zewnętrznych. Testowany model tani nie jest, w wiele innych niszowych funkcji został wyposażony, więc nie widzę powodu, dla którego i ta nie miała się tutaj pojawić.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne