DAJ CYNK

Olympus OM-D E-M1 Mark III to mistrz systemu Micro 4/3. Czy to wystarczy?

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Testy sprzętu

Bateria nie imponuje

Aparat został wyposażony w akumulator litowo-jonowy BLH-1 o pojemności 1720 mAh. W pełni naładowany ma wystarczyć na 420 zdjęć (liczonych według wytycznych CIPA) lub 900 zdjęć po aktywacji trybu szybkiego uśpienia. Podczas testu nie monitorowałem nigdy szczegółowo czy wartości deklarowane przez producenta pokrywają się z rzeczywistością, jednak generalnie akumulator bardziej utrudniał życie, niż je ułatwiał. Zabierając aparat w trasę mogłem być pewny, że już po 3-4 h fotografowania będzie trzeba podłączyć go do ładowarki. Także bez zapasowego akumulatora albo dwóch nie radzę się ruszać.

Olympus OM-D E-M1 Mark III

Krótki czas pracy na baterii rekompensuje natomiast fakt, że w każdej chwili możemy doładować ją z pomocą portu USB-C. Wygodne, bo nie musimy taszczyć ze sobą dodatkowej ładowarki – wystarczy nam ta od naszego smartfona.

Podsumowanie

Kiedy piszę o aparatach, nie przepadam formuły tradycyjnego testu. Zamiast drobiazgowo analizować każdą składową danego modelu i szukać obiektywnie lepszego sprzętu, wolę skupić się na tym, jak radzi sobie w określonym scenariuszu zastosowania; najlepiej takim, do którego został zaprojektowany. To o tyle ważne, że w bezpośrednim porównaniu z konkurencją z podobnej klasy cenowej Olympus OM-D E-M1 Mark III rzeczywiście wypada tak sobie. Niewielka matryca ma niestety swoje ograniczenia, szczególnie po zmroku, a testowany model robi niewiele, żeby z tym faktem walczyć.

Olympus OM-D E-M1 Mark III

Ale czy walczyć musi? Olympus OM-D E-M1 Mark III bryluje przecież na innych polach. Sam pokochałem go za ergonomiczną konstrukcję i szalenie wygodną obsługę (tj. tak długo, jak nie musiałem zaglądać do głównego menu). Dodajmy do tego uszczelnienia, wysoką jakość wykonania i niewielkie rozmiary – i to nie tylko korpusu, ale także obiektywów – a w efekcie dostajemy aparat, który naprawdę może się okazać idealnym wyborem dla podróżników. W tym kontekście mała matryca zaczyna być nie tyle wadą, co wykalkulowanym kompromisem. Kompromisem czasem bolesnym, ale – przynajmniej w mojej opinii – w stu procentach rekompensowanym przez zaoszczędzone miejsce w plecaku.

Ten „imydż” idealnego aparatu dla podróżnika psuje w zasadzie tylko jedna rzecz – bateria. Nawet w kontrolowanych warunkach fajnie mieć aparat, który wytrzyma nam całą sesję na jednym ładowaniu. Kiedy ruszamy w trasę staje się to o wiele bardziej istotne, szczególnie kiedy nie zawsze wiemy czy i kiedy trafimy na jakieś wolne gniazdko elektryczne. No i tutaj Olympus dość mocno zawodzi, bo bateria w moich testach potrafiła się rozładować w ciągu jednego intensywnego popołudnia. Oznacza to, że jeśli chcemy z aparatem podróżować, zakup dodatkowych akumulatorów będzie w zasadzie koniecznością. Na plus trzeba jednak odnotować, że aparat naładujemy za pomocą dowolnej ładowarki USB-C.

Olympus OM-D E-M1 Mark III

Jedna wpadka z baterią nie wystarczy jednak, by odebrać Olympusowi OM-D E-M1 Mark III tytuł najlepszego aparatu dla podróżnika, na który w mojej ocenie zasłużył. Tylko czy warto go kupić? Jakby to powiedzieć… no właśnie niezbyt. Problem w tym, że producent przestrzelił z ceną swojego flagowego modelu, który w sklepach znajdziemy za 7690 zł (sam korpus) i jest to fakt, z którym trudno polemizować. Nie, nie dlatego, że w tej samej cenie znajdziemy Sony A7 III czy inną pełną klatkę, a dlatego, że starszego Olympusa OM-D E-M1 Mark II czy Panasonica Lumixa G9 można kupić już za 5000 – 6000 zł, a dorównują bohaterowi testu w zasadzie na każdym polu. Także jeśli szukacie sprzętu kompaktowego i niezawodnego, a traficie na najnowszego E-M1 w dobrej promocji – polecam z całego serca. W innym przypadku proponuję w pierwszej kolejności zainteresować się, czy aby starsze korpusy systemu Mikro Cztery Trzecie nie okażą się bardziej opłacalnym wyborem.

Galeria zdjęć wykonanych aparatem (JPG)

Galeria zdjęć wykonanych aparatem (RAW)

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne