W pracy redaktora portalu internetowego duża przestrzeń robocza wyświetlacza jest na wagę złota. To bardzo ułatwia wykonywanie codziennych zadań bez potrzeby ciągłego przełączania się między oknami, które zasłaniają się nawzajem. Urządzenie, które dostałem tym razem do testów, zastępuje aż dwa monitory o klasycznych proporcjach 16:9. Dwa monitory, nawet o rozdzielczości 4K, można kupić taniej niż Philipsa 499P (4349 zł), ale nie sprawiają one tyle radości oraz nie oferują niektórych funkcji.
Ogromny obszar roboczy testowanego monitora, w dodatku zakrzywiony, to nie jedyna zaleta tego urządzenia. Do tego należy dodać wysoką jasność, dobre odwzorowanie kolorów oraz powłokę antyrefleksyjną. Nie można tu również narzekać na brak dostępnych portów – obraz może być wyświetlany aż z czterech różnych źródeł, w tym – dzięki funkcji PBP – z dwóch jednocześnie, na przykład dwóch komputerów. W tym ostatnim przypadku przydaje się również funkcja KVM, dzięki czemu jeden zestaw akcesoriów podłączonych do monitora (klawiatura, mysz, pendrive, wbudowana karta sieciowa itp.) może być dostępny raz dla jednego, a raz dla drugiego komputera.
Są też i wady. Największą jest stosunkowo mała (jak na wielkość wyświetlacza) rozdzielczość – 2 x 4K byłoby tu lepszym rozwiązaniem. Monitor zajmuje też sporo miejsca, a dostęp do poszczególnych portów bywa utrudniony. Biorąc jednak pod uwagę zalety Philipsa Brilliance 499P, można się od niego łatwo uzależnić. Jedno wiem na pewno – ciężko mi się będzie z nim rozstawać i wracać do pojedynczego, 28-calowego monitora 4K.
Źródło zdjęć: Marian Szutiak