Samsung Galaxy A52 to smartfon, w którym producent postanowił połączyć rozwiązania znane przede wszystkim z flagowych urządzeń ze znacznie niższą ceną. Czy to się udało? W zasadzie tak, ale tu i ówdzie widać pójście na kompromis.
Następca najpopularniejszego telefonu z Androidem sprzed roku ma obudowę odporną na działanie wody i pyłów, zgodnie z normą IP67. Takiej ochrony nie mają nawet niektóre z flagowych urządzeń, choćby testowany przeze mnie jakiś czas temu, znacznie droższy od Galaxy A52 smartfon Xiaomi Mi 11. A do tego obudowa ta całkiem nieźle wygląda. Szkoda tylko, ze całościowe wrażenie psuje błyszcząca ramka. Z przodu z kolei mamy bardzo dobry wyświetlacz Super AMOLED, który również nie ma powodów do wstydu w zestawieniu z wyposażeniem znacznie droższych urządzeń.
Na pochwałę zasługuje też świetna jakość dźwięku, który się wydobywa z głośników stereo. A na dokładkę mamy wszechstronny zestaw fotograficzny, złożony z pięciu aparatów z tyłu i jednego z przodu. Główny aparat został wyposażony w optyczną stabilizację obrazu, co również jest domeną droższych smartfonów (a i to nie wszystkich).
Gdzie zatem są kompromisy? Samsung Galaxy A52 jest napędzany chipsetem Qualcomm Snapdragon 720G, wspieranym przez 8 GB RAM-u. Na papierze wygląda to nieźle, przekłada się również na płynne działanie. Jednak w benchmarkach smartfon wypada słabiej niż urządzenia kosztujące dwa razy mniej, nawet poniżej 1000 zł. A w tym przypadku mamy do czynienia ze sprzętem, który można kupić w Polsce za około 2000 zł. W oficjalnej dystrybucji jest jednak, póki co, tylko wariant 6/128 GB, który kosztuje niecałe 1600 zł.
Innym kompromisem jest sprzedawanie w zestawie z telefonem ładowarki o mocy 15 W, podczas gdy ten obsługuje szybkie ładowanie o mocy 25 W. Chcąc ładować baterię szybciej (o 1/3), musimy dokupić odpowiednią ładowarkę.
Źródło zdjęć: Marian Szutiak