DAJ CYNK

Test telefonu Motorola Atrix

Mateusz Pakulski

Testy sprzętu

Po podłączeniu telefonu do stacji następuje jej uruchomienie. Naszym oczom ukazuje się oddzielny interfejs użytkownika oparty o środowisko Linux, które całą swoją moc czerpie z zasobów małego niewielkiego telefonu. Równie niewielkiego, jak możliwości owego duetu. Zacznijmy od sprzętu.

Pierwsze co rzuca się w oczy to niewielki kąt otwarcia klapy przystawki. Jest on na tyle mały, że trzymając urządzenie na kolanach śmiało możemy zapomnieć o jakiejkolwiek pracy. Nie lepiej jest przy biurku, gdzie aby uzyskać jakąkolwiek sensowną (!) widoczność będziemy zmuszeni odsunąć się od przystawki na co najmniej 50 cm. Lub o tyle obniżyć wysokość naszego siedziska. Spowoduje to tylko niewielki wzrost widoczności, za to zdecydowanie większą niewygodę. Ale bądźmy wytrwali i idźmy za ciosem - uruchamiamy zestaw i działamy.

Przystawka, oprócz własnego systemu operacyjnego , oferuje wszystko to, co znajdziemy w telefonie, czyli jego widok (również pełnoekranowy w pozycji poziomej) - menu, aplikacje, dostęp do danych (wiadomości, media itp.) itd. Jednak w przeciwieństwie do telefonu, pozbawiona jest ekranu dotykowego. Oznacza to, że wszystkie komendy wydawać będziemy za pomocą myszki. Jak jest to niewygodne można się przekonać próbując wykonać myszką popularne gesty, np. przesunięcie ekranu w dół czy w górę - wszystko oczywiście z wciśniętym lewym klawiszem. Ze strzałek na klawiaturze nie będziemy mieli zbyt dużego pożytku, gdyż działają one mocno wybiórczo - w jednej części menu starają się działać, w innej nawet nie próbują.

Po przełknięciu tej gorzkiej pigułki przyjdzie pora na kolejną - z przeglądarek internetowych dostępny jest jedynie Firefox w niezbyt aktualnej wersji 3.6 - mimo wielu prób nie udało mi się jej ani zaktualizować, ani wgrać jakąkolwiek inną. Nie mówiąc już o próbie odinstalowania. Bardzo wiele do życzenia pozostawia również jej wydajność, która jest bardzo niska - ten sposób przeglądania sieci przeznaczony może być jedynie dla osób o stalowych nerwach.

Oprócz przeglądarki mamy tu również dostęp do wszystkich aplikacji zainstalowanych w telefonie. Oprócz wiadomości czy komunikatorów (które za pomocą klawiatury i myszki obsługuje się całkiem przyjemnie), są tu również gry. Jaki z nich pożytek na większym ekranie? Żaden. Wszystko dlatego, że nie wiadomo w jaki sposób zasymulować na klawiaturze interfejs dotykowy, a same strzałki pozostają niewzruszone na próby sterowania nawet tymi grami, które wymagają jedynie znajomości czterech podstawowych kierunków (np. gier wyścigowych).

Spróbujmy zatem czegoś poważniejszego od gier, czyli zastąpienia regularnego laptopa opisywanym duetem. Efekt? Po 15 minutach obcowania z nim staje się jasne, że taki pomysł skazany jest na porażkę. Wszystko ze względu na tragicznie niską wydajność przystawki, która proste czynności potrafi wydłużyć w nieskończoność. Wina leży tu po stronie niezoptymalizowanego interfejsu oraz niezbyt dużej, jak na imitację netbooka, wydajności. O braku pełnosprawnego systemu nie wspominając.

Nie wspominając tu także o potyczkach typu źle pooznaczane klawisze, problemy ze znalezieniem interesującego nas znaku, średnio wygodną klawiaturą czy ułomnością, która priorytet ładowania daje podłączonemu telefonowi, bez możliwości zmiany tego ustawienia. To sprawi, że mając 20% energii w telefonie i 40% energii w przystawce po niedługim czasie telefon będziemy mieć naładowany, a z rozładowanej przystawki żadnego użytku. W tym świetle już tylko szczegółem będzie to, że wbudowana w Lapdocka bateria ma pojemność 36 Wh i pozwala podobno nawet na 8 godzin pracy - trudno będzie jednak znaleźć osobę, która będzie w stanie tyle z nim przepracować. Moja cierpliwość, pomimo poczucia misji, wyczerpała się po około 1 godzinie.



Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News