DAJ CYNK

Test telefonu Sony Xperia XZ

Lech Okoń (LuiN)

Testy sprzętu

Aparat fotograficzny

O Xperii XZ w temacie aparatu powiedzieć można naprawdę wiele dobrego. Jeszcze nie jest to może poziom dopieszczenia zdjęć znany iPhone'ów 7, Galaxy S7, LG G5 czy Pixeli Google'a, ale wreszcie Sony skończył z przesadną skromnością i śmiało może stawać w szranki z wyżej wymienionymi (co ciekawe, korzystającymi z matryc Sony). Dodatkowe sensory (czujnik spektrum kolorów i laser wspomagający autofocus), skutecznie rozprawiły się z częścią problemów poprzedników. W końcu kolorystyka zdjęć bliższa jest rzeczywistej (nie ma aż tak strasznego oziębiania kadrów), a fotografowane z bliska obiekty nie wychodzą uparcie rozmazane. Tryb lepszej automatyki nabrał wiatru w żagle i bardzo rzadko musiałem wchodzić do nastaw manualnych by coś poprawiać. Warto też wspomnieć, że w stosunku do konkurentów Xperia XZ oferuje dużo większą rozdzielczość zdjęć, co dla wielu osób może okazać się atutem.



Podobnie jak w przypadku linii Z5, zdjęcia w układzie 16:9 (20,14 Mpix) mają szersze pole widzenia niż te o proporcjach 4:3 (22,85 Mpix). A to za sprawą zastosowania sensora o rozdzielczości około 25 Mpix, z którego powierzchni "wycinane są" owe kadry. Olbrzymim progresem względem modeli serii Z5 jest zamiana plastikowej soczewki czołowiej na szklaną. Nowa nie będzie się tak łatwo rysowała.

Pomimo jednak nowego szkła czołowego, wnętrze obiektywu wydaje się takie same jak w Z5. W dalszym ciągu zauważalny jest spory spadek szczegółowości zdjęć na ich brzegach (szczególnie w 16:9) i nie jest trudno o odblaski. Ponarzekać też można na sporą minimalną odległość od obiektu, jednak przy bardziej niż do tej pory celnym autofocusie i dużym zapasie megapikseli, da radę coś tam jeszcze wykadrować. Do worka wad wrzucam też koszmarnie niskiej rozdzielczości panoramy (1080 linii), które na domiar złego trudno jest zrobić bez schodków i innych artefaktów. Do ideału przydałaby się też większa dynamika - łatwo o przepalone niebo (nawet gdy włączy się tryb zdjęć pod światło).

Podobnie jednak jak w Xperii X Compact, odczuwalny jest pewien przełom. Te zdjęcia są wreszcie miłe dla oka. Mają lepszą niż do tej pory plastykę i atrakcyjniejsze kolory. Nie jest już sztuką zachwycenie znajomych porządnym zdjęciem - one zwyczajnie takie wychodzą, bez stawiania specjalnych wymagań użytkownikowi. Zaawansowani użytkownicy znajdą ręczną kontrolę nad migawką czy ostrością, a amatorzy (bądź leniwi) zakochają się w trybie lepszej automatyki i szeregu dodatkowych trybów tematycznych.

Xperię X Compact krytykowałem za brak filmów 4K, a jednocześnie chwaliłem za bardzo dobrą jakość i stabilizację w filmach FullHD. W XZ również należą się pochwały za porządne FullHD w 30 i 60 klatkach na sekudnę, które jest stabilizowane jak nigdzie indziej. Natomiast filmy 4K... hmm... pochwał nie będzie. Szczegółowość może jest nie najgorsza, ale stabilizacja leży. Poza tym, to nadal dodatkowa mikroaplikacja zaszyta w aplikacji aparatu, a nie w pełni zintegrowany tryb. Dostajemy znane z poprzednich Xperii ostrzeżenie o możliwości przegrzania się aparatu i filmy 4K, które raczej pozostaną ciekawostką, a nie kluczową cechą telefonu.

Uzupełnieniem głównego aparatu jest aż 13 Mpix z przodu obudowy. Jak na potrzeby selfies to możne nawet za dużo. Chociaż przy większej grupie osób na zdjęciu, dodatkowa rozdzielczość może się przydać. Nie jest niestety tak jasno jak w Galaxy S7, ani też tak stabilnie jak w HTC 10, ale panie kochające Snapchata z pewnością pokonają wszelkie niedogodności.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News