DAJ CYNK

Rikaline GPS Guardian

blogn.pl

Wydarzenia

Instrukcja stanowi zresztą przykład, jak nie należy przygotowywać dokumentacji. Na większości z 54 stron opisano składnię SMS-ów (nie do zapamiętania), jakie musimy przesyłać z naszego telefonu, aby skonfigurować Guardiana lub uzyskać z niego bieżące informacje. Większość z ustawień jest tak enigmatyczna, że zupełnie nie wiem, po co miałbym je stosować - tym bardziej, że SMS-y nie są za darmo. Próbując coś zdziałać, wysłałem ich kilkadziesiąt i nie uzyskałem żadnych rezultatów. Nie wiedziałem nawet, czy Guardian odebrał moje instrukcje, nie mówiąc o potwierdzeniu ich zastosowania. O ile się orientuję, podobny efekt wywołuje próba rozmowy z chorym na autyzm - zero reakcji. Dopiero rozmowa z dystrybutorem wyjaśniła mi, które SMS-y powinienem wysłać i w jakiej kolejności, żeby uzyskać jakiś odzew. Doszedł do mnie SMS z alarmem parkingowym - to był postęp, wręcz przełom! Potem jeszcze Guardian poinformował mnie, że właśnie wyczerpuje mu się bateria. Niestety, mimo wielokrotnych prób, nie udało mi się otrzymać SMS-a zwrotnego z pozycją Guardiana. Wierzę, że to jest możliwe, ale po prostu nie potrafię. Dobrze, że chociaż serwis lokalizacyjny w Internecie działa.

Instrukcja informuje także o możliwości skomunikowania Guardiana z komputerem. Sterownik należy pobrać ze strony Rikaline. Zrobiłem wszystko po kolei, ale komputer nie widzi odbiornika. Strata to chyba niewielka, ponieważ według instrukcji jedynym celem instalacji jest odczytanie numeru portu COM, pod którym urządzenie jest widoczne. I co dalej? Po co nam ten numer? Może uda nam się odebrać jakieś informacje, a może tą drogą łatwiej skonfigurujemy gadżet? Nie wiadomo. Koniec rozdziału.



Wspomniałem o przycisku “SOS". Ważną funkcją lokalizatorów jest możliwość wykonywania rozmów telefonicznych w możliwie prosty sposób przez osoby, dla których telefon komórkowy jest zbyt skomplikowany w obsłudze. Założenie jest takie, że naciśnięcie jednego przycisku łączy urządzenie np. z domem. Do tego właśnie służy przycisk “SOS". SMS-ami można skonfigurować trzy numery SOS, jednak instrukcja nie wspomina, jak uzyskać połączenie z wybranym z nich za pomocą jednego przycisku. Ale mniejsza z tym - zawsze dokądś się dodzwonimy… pod warunkiem, że wcześniej podłączymy przewodowy zestaw słuchawkowy. Jest on dołączony do zestawu. Jednak nie wyobrażam sobie staruszki, której jakiś Niemiec nazwiskiem Alzheimer ciągle wszystko chowa, podłączającej słuchawkę, żeby zawiadomić rodzinę, że zgubiła się we własnym ogródku. Co ciekawe, sam GPS Guardian ma wbudowany mikrofon, dzięki czemu staruszkę byłoby słychać (nawet lepiej niż przez mikrofonik w zestawie), ale nie ma głośnika.

Brak głośnika uniemożliwia także nawiązanie normalnej rozmowy w drugą stronę. Możemy zadzwonić na numer karty SIM Guardiana, ale użytkownik nie będzie o tym wiedział, o ile nie będzie miał słuchawki w uchu. W przeciwnym razie natomiast, dzwonek telefonu, wydobywający się ze słuchawki, przewierci mu ucho i rozsadzi głowę. Jedynym zastosowaniem tej formy łączności jest możliwość podsłuchu, którą uzyskujemy po skonfigurowaniu Guardiana tak, by automatycznie odbierał rozmowę (ręcznie jej odebrać i tak się nie da!). Co ciekawe, użytkownik tego gadżetu nie ma możliwości przerwania rozmowy (lub podsłuchu) - “odłożenie słuchawki" musi nastąpić po drugiej stronie. No chyba, że po prostu wyłączymy urządzenie, ale jak już wspomniałem, instrukcja tego zabrania.

GPS Guardiana nie potrafię uznać za udaną próbę wprowadzenia na rynek osobistego lokalizatora. Jest zupełnie nieergonomiczny i ma fatalną instrukcję, co niweczy jego potencjalnie ciekawe funkcje. Cena, wynosząca niemal 1600 zł, każe czekać na kolejne urządzenia tej klasy. Na pewno będą bardziej udane.


Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News